17 Lis 2009, Wto 1:18, PID: 186039
Czuje, że coraz bardziej nic nie rozumiem. Mam coraz więcej pytań. Jestem niecierpliwa i chciałabym móc wszystkie pytania zadać w jednym poście i uzyskać wyczerpujące odpowiedzi. Wiem przesadzam. Jakoś trudno mi się wczytywać w to co już było na forum powiedziane/napisane. Ponieważ cokolwiek tu przeczytam to nasuwa mi się coraz więcej pytań!
Dlaczego unikacie ludzi? Czego się boicie? W tym momencie naprawdę ciżko mi to pojąć! (czytałam temat o unikach jakie stosujecie)
Owszem kiedyś miałam coś w rodzaju fobii społ. - wspominałam już o tym we wcześniejszych postach.
Bałam się wtedy ludzi - jednak wiem czym ten lęk był spowodowany i jakoś udało mi się z tego wyjść. Trwało to przez okres szkoły średniej i jeszcze na studiach. Kosztowało mnie do dużo pracy i wysiłku ale dzisiaj już tak nie mam. I tym bardziej jest to dziwne, że pomimo iż kiedyś też bałam się ludzi jednak dzisiaj ciężko mi to pojąć, ogarnąć. Ciężko mi pojąć, że musicie tak cierpieć, że to wciąż w Was jest i trwa. Ciężko mi pojąć to, że wolicie robić uniki niż się temu przeciwstawić. Chodzi mi o to, że w wyniku zaburzenia często pewnie nie jesteście w stanie się temu przeciwstawić. Nie macie poczucia, że w wyniku tych uników ucieka wam życie? W moim strachu przed ludźmi przeszkadzało mi przede wszystkim to, że nie osiągałam swoich celów, nie realizowałam pragnień. Bardzo chciałam mieć dużo znajomych, przyjaciół ale wtedy nie potrafiłam być wśród ludzi, nie potrafiłam rozmawiać.
Wiem, że to co pisze brzmi jakbym się wymądrzała tym bardziej, iż prawdopodobnie nie miałam FS tylko coś niezidentyfikowanego i chyba nie tak groźnego...
Tylko, że niestety nerwica natręctw też przeszkadza w funkcjowaniu, niekiedy i bardzo...
Odnośnie mojej niezdiagnozowanej fobii to pamietam, że strasznie bałam się robić zakupy (gadać z ekspedientkami - zawsze miałam wrażenie, że mnie nie znoszą), ogólnie bałam się też dużych sklepów. Bałam się wtedy wchodzić do dużych supermarketów, galerii. Nigdy wtedy nie robiłam sama zakupów dla siebie, czyli ubrania chodziłam kupować tylko i wyłącznie z jedną z dwóch mi bliskich osób. Jak oglądałam w sklepie jakieś ciuchy to bałam się, że inni zobaczą co ja oglądam i pomyslą sobie, że nie mam gustu, że jestem jakaś dziwna itp. Jak w sklepie obsługiwali jacyś młodzi, ładni ludzie to w ogóle nie chciałam tam wchodzić.
Strasznie bałam się w szkole chodzić do tablicy - umierałam ze strachu i wtedy dziwnie się zachowywałam. Jak jakiś kolega z klasy chciał pogadać to czułam się nieszczęśliwa bo martwiłam się, że nie będę się odzywać albo powiem coś głupiego i nie będzie mnie lubić. Bałam się w knajpach zamawiać oraz płacić. Bałam się chodzić do kanjpek, w których wcześniej nie bywałam. Na studiach nie nawidziałam zajęć w grupach - wolałam pracować indywidualnie. Kiedyś wygłaszając referat tak się zestresowałam, że się zaciełam i 5 razy powtórzyłam to samo zdanie i nie potrafiłam już nic więcej powiedzieć. Wtedy przez chwile straciłam kontakt z otoczeniem coś w rodzaju jakby omdlenia. Jak były egzaminy ustne to bałam się, że inni studenci będą słuchać co mówię - to było bardzo trudne. Nie przejmowałam się wykładowcą tylko innymi studentami, mówiłam wtedy tak cicho aby tylko słyszał mnie wykładowca. W sumie to na studiach naprawdę się stresowałam, umierałam za każdym razem kiedy musiałam coś powiedzieć na forum grupy.
Dlaczego unikacie ludzi? Czego się boicie? W tym momencie naprawdę ciżko mi to pojąć! (czytałam temat o unikach jakie stosujecie)
Owszem kiedyś miałam coś w rodzaju fobii społ. - wspominałam już o tym we wcześniejszych postach.
Bałam się wtedy ludzi - jednak wiem czym ten lęk był spowodowany i jakoś udało mi się z tego wyjść. Trwało to przez okres szkoły średniej i jeszcze na studiach. Kosztowało mnie do dużo pracy i wysiłku ale dzisiaj już tak nie mam. I tym bardziej jest to dziwne, że pomimo iż kiedyś też bałam się ludzi jednak dzisiaj ciężko mi to pojąć, ogarnąć. Ciężko mi pojąć, że musicie tak cierpieć, że to wciąż w Was jest i trwa. Ciężko mi pojąć to, że wolicie robić uniki niż się temu przeciwstawić. Chodzi mi o to, że w wyniku zaburzenia często pewnie nie jesteście w stanie się temu przeciwstawić. Nie macie poczucia, że w wyniku tych uników ucieka wam życie? W moim strachu przed ludźmi przeszkadzało mi przede wszystkim to, że nie osiągałam swoich celów, nie realizowałam pragnień. Bardzo chciałam mieć dużo znajomych, przyjaciół ale wtedy nie potrafiłam być wśród ludzi, nie potrafiłam rozmawiać.
Wiem, że to co pisze brzmi jakbym się wymądrzała tym bardziej, iż prawdopodobnie nie miałam FS tylko coś niezidentyfikowanego i chyba nie tak groźnego...
Tylko, że niestety nerwica natręctw też przeszkadza w funkcjowaniu, niekiedy i bardzo...
Odnośnie mojej niezdiagnozowanej fobii to pamietam, że strasznie bałam się robić zakupy (gadać z ekspedientkami - zawsze miałam wrażenie, że mnie nie znoszą), ogólnie bałam się też dużych sklepów. Bałam się wtedy wchodzić do dużych supermarketów, galerii. Nigdy wtedy nie robiłam sama zakupów dla siebie, czyli ubrania chodziłam kupować tylko i wyłącznie z jedną z dwóch mi bliskich osób. Jak oglądałam w sklepie jakieś ciuchy to bałam się, że inni zobaczą co ja oglądam i pomyslą sobie, że nie mam gustu, że jestem jakaś dziwna itp. Jak w sklepie obsługiwali jacyś młodzi, ładni ludzie to w ogóle nie chciałam tam wchodzić.
Strasznie bałam się w szkole chodzić do tablicy - umierałam ze strachu i wtedy dziwnie się zachowywałam. Jak jakiś kolega z klasy chciał pogadać to czułam się nieszczęśliwa bo martwiłam się, że nie będę się odzywać albo powiem coś głupiego i nie będzie mnie lubić. Bałam się w knajpach zamawiać oraz płacić. Bałam się chodzić do kanjpek, w których wcześniej nie bywałam. Na studiach nie nawidziałam zajęć w grupach - wolałam pracować indywidualnie. Kiedyś wygłaszając referat tak się zestresowałam, że się zaciełam i 5 razy powtórzyłam to samo zdanie i nie potrafiłam już nic więcej powiedzieć. Wtedy przez chwile straciłam kontakt z otoczeniem coś w rodzaju jakby omdlenia. Jak były egzaminy ustne to bałam się, że inni studenci będą słuchać co mówię - to było bardzo trudne. Nie przejmowałam się wykładowcą tylko innymi studentami, mówiłam wtedy tak cicho aby tylko słyszał mnie wykładowca. W sumie to na studiach naprawdę się stresowałam, umierałam za każdym razem kiedy musiałam coś powiedzieć na forum grupy.