08 Gru 2009, Wto 15:05, PID: 189153
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Gru 2009, Wto 15:08 przez eric.)
Chodzę do liceum gdzie w tym samym budynku są też studia dzienne. Zaglądałem nieraz do sal gdzie studenci czekają na wykłady - co tam widziałem - głośny śmiech wiercący dziury w uszach, wszyscy w jednym miejscu sali przekrzykujący się nawzajem - aż mi się niedobrze robiło. Gorzej niż moja klasa w liceum. Bóg jeden wie, jak taka zgraja zareagowała by na kogoś kto chciałby sobie usiąść po drugiej stronie sali i spokojnie poczekać na wykład.
Czy będę żałował nietowarzyskości? Zastanówmy się... Jako dziecko, kiedy nie wiedziałem jeszcze co to fobia byłem taki sam. Nie potrafiłem bawić się z innymi mimo, że pchano mnie na siłę do zabaw z kuzynostwem i tak dalej. Męczyło mnie to. Najlepiej czułem się sam ze sobą. Dzisiaj jest podobnie. To nie fobia ogranicza moją towarzyskość, tylko osobowość. Kontakty z ludźmi nie sprawiają mi wielkiej przyjemności, a czasami wręcz mnie męczą. Przykład - lubię pojeździć z kumplem rowerem po mieście, ale jeśli on nie chce to świetnie sobie radzę sam i niczego mi nie brakuje.
Ale w końcu ta fobia nie wzięła się z kosmosu! Jeśli pies nas bardzo pogryzie tak że trafimy do szpitala to każdego innego omijamy szerokim łukiem, a jeśli będziemy się na siłę zmuszać żeby podejść to będziemy czuć lęk i strach. Skoro ja byłem tylko nietowarzyski (i taki pozostałem), a z tego tylko powodu (nie robiłem innym nic złego) zostałem potraktowany przez ludzi jak zaraza, to co jest dziwnego w tym że czuję teraz strach, lęk i niechęć. Oczywiście walczę z tym z pomocą terapii dr. Richardsa, ale sama nietowarzyskość, a nawet teraz niechęć i wstręt do ludzi pozostaje, bo tak na prawdę nie są mi oni do niczego potrzebni, tak jak nie byli w dzieciństwie. Cenię sobie wyłącznie bliskie bezinteresowne kontakty (część rodziny, kumpel), płytkich znajomości wynikających wyłącznie z konieczności przebywania z jakąś grupą ludzi nawet nie mam ochoty rozpoczynać.
Dla mnie w tej chwili pozostają i tak wyłącznie studia płatne, bo poszedłem do słabego liceum. Ciekawostka - tam gdzie są te studia o których pisałem na początku, dzienne kosztują 200zł rocznie więcej niż zaoczne. Wybór chyba jest prosty. Poza tym mógłbym podjąć pracę na ciężarówkach, opłacić swoje studia, dołożyć do utrzymania domu, zdobyć doświadczenie i potem łatwiej byłoby mi dostać się na tiry (wolą zatrudniać tych z jakimkolwiek doświadczeniem).
Czy będę żałował nietowarzyskości? Zastanówmy się... Jako dziecko, kiedy nie wiedziałem jeszcze co to fobia byłem taki sam. Nie potrafiłem bawić się z innymi mimo, że pchano mnie na siłę do zabaw z kuzynostwem i tak dalej. Męczyło mnie to. Najlepiej czułem się sam ze sobą. Dzisiaj jest podobnie. To nie fobia ogranicza moją towarzyskość, tylko osobowość. Kontakty z ludźmi nie sprawiają mi wielkiej przyjemności, a czasami wręcz mnie męczą. Przykład - lubię pojeździć z kumplem rowerem po mieście, ale jeśli on nie chce to świetnie sobie radzę sam i niczego mi nie brakuje.
Ale w końcu ta fobia nie wzięła się z kosmosu! Jeśli pies nas bardzo pogryzie tak że trafimy do szpitala to każdego innego omijamy szerokim łukiem, a jeśli będziemy się na siłę zmuszać żeby podejść to będziemy czuć lęk i strach. Skoro ja byłem tylko nietowarzyski (i taki pozostałem), a z tego tylko powodu (nie robiłem innym nic złego) zostałem potraktowany przez ludzi jak zaraza, to co jest dziwnego w tym że czuję teraz strach, lęk i niechęć. Oczywiście walczę z tym z pomocą terapii dr. Richardsa, ale sama nietowarzyskość, a nawet teraz niechęć i wstręt do ludzi pozostaje, bo tak na prawdę nie są mi oni do niczego potrzebni, tak jak nie byli w dzieciństwie. Cenię sobie wyłącznie bliskie bezinteresowne kontakty (część rodziny, kumpel), płytkich znajomości wynikających wyłącznie z konieczności przebywania z jakąś grupą ludzi nawet nie mam ochoty rozpoczynać.
Dla mnie w tej chwili pozostają i tak wyłącznie studia płatne, bo poszedłem do słabego liceum. Ciekawostka - tam gdzie są te studia o których pisałem na początku, dzienne kosztują 200zł rocznie więcej niż zaoczne. Wybór chyba jest prosty. Poza tym mógłbym podjąć pracę na ciężarówkach, opłacić swoje studia, dołożyć do utrzymania domu, zdobyć doświadczenie i potem łatwiej byłoby mi dostać się na tiry (wolą zatrudniać tych z jakimkolwiek doświadczeniem).