18 Sty 2010, Pon 2:28, PID: 193677
Witam wszystkich! Ostatnio dużo czytam o fobii społecznej, i tak czytając uświadomiłem sobie, że mnie to dotyczy. Jednak chciałbym poznać waszą opinię. Mam 15 lat. Chodzę do gimnazjum, do 3 klasy. I mam problem. Czuję się, jakby taki trochę uwsteczniony w rozwoju. Czy to charakterystyczne uczucie dla FS? Uczę się nieźle. Właściwe nie uczę się bardzo dobrze. Przestałem się uczyć w listopadzie tego roku, na koniec semestru średnia 5,1, więc nie jest źle. Książka kojarzy mi się z bólem. Zeszyt również. Kojarzy mi się ze szkołą, o której chciałbym całkowicie zapomnieć. Poszedłem do wymarzonego gimnazjum i tam mnie czekał wyścig szczurów i zero przyjaciół. Wytrzymałem tam tylko do marca. Zacząłem symulować choroby, potem je wywoływać. Po kilku wizytach u psychiatry rodzice i psychiatra stwierdzili, że jak zmienię szkołę to będzie ok. Zmieniłem. Było ok. Do tych wakacji. Właściwie do listopada. Straciłem wszystkie cele, na wszystkim mi przestało zależeć. Uświadomiłem sobie, że nie ciepię ludzi. Nie chce mi się żyć. Jak rodzice odejdą, to nie będę miał dla kogo. Uwielbiam być sam. Nie powiedział bym wam wprost w 4 oczy tego. Nie potrafię gadać z innymi. I stawiam ich potrzeby wyżej niż moje. Czy to normalne? Gdy trzeba coś dla innych, zawsze zrobię. A dla siebie nic nie zrobię. To chyba przez potrzebę kontaktu. Ale ja marzę o świecie, w którym byłbym sam. Dlaczego tu pisze? Bo odczuwam potrzebę wyżalenia się na ten okrutny świat. Moje wyjścia gdzieś z domu kończą się tragicznie. 3 zemdlenia w kościele, krzyczenie na cały głos i płacz, jak małe dziecko w centrum handlowym, śpiewanie hymnu polski podczas filmu w kinie, tracenie kontroli nad sobą, chodzenie tam i spowrotem, wykrzywianie się, bicie się i maltretowanie, rzucanie sie o ścianę, sprawianie sobie bólu. Te ostatnie przeżywam na codzień. Stało sie to moim celem. Sprawić se ból. Ach jakie to przyjemne. Zamknąć sie w pokoju i krzyczeć coś jak małe dziecko. Uderzać w siebie nożami, scyzorykami, itp. Moja fobia ogranicza się do rówieśników w większości. Rzadziej do dorosłych, i w ogóle do dzieci. Wśród maych brzdąców czuję się jak u siebię. Tak samo z psami. Nie muszę mówić ludzkim językiem. Mogę se po bleblablumimatamatować, poszczekać, pomiauczyć. Wśród dorosłych jest gorzej. Mniej swobody, ale ujdzie jeszcze jakoś. Jednak, gdy obok mnie jest rówieśnik ( 3 odjąć, 3 dodać) czuję sie strasznie zagubiony. Ostatnio moje zachowanie przeniosło się do szkoły. Czyli uciekam w kąt. I tam chodzę se w kółko, biję się i rzucam się na ziemię, czy o ścianę. Ostanio na wycieczce szkolenj, na którą zostałem zmuszony pojechać: Mama: ,,Poprawisz relacje!", zadzwoniłem po ojca, który po mnie przyjechał i wróciliśmy do domu. Od razu jak przyjechaliśmy tak na miejsce wycieczki poszedłem do jakiegoś cichego punktu, gdziem nikogo nie było, i tam chodziłem. Po 3h zadzwonilem, ze chce wracac. Wykorzystałem pretekst bólu ucha. I dalej wszyscy myślą, że to był ból ucha. Najgorsze, że przelewam uczucia wszędzie. I tu na forum, i w zadaniach domowych, ostatnio nawet na egzaminie próbnym. Było trzeba napisać rozprawkę na temat: Człowiek potrzebny człowiekowi. To napisałem, że się nie zgadzam. Że ludzi są okropni, świat jest beznadziejny, że się biję, że dobrze mi w samotności, że mam zamiar umrzeć za niedługo. A i tak nauczyciele to jak zwykle, zbagatelizują. Najgorsze, że otaczają mnie sami fałszywce. A ja naiwny, bezbronny, zgadzam się na wszystko. Boję się ich reakcji, jakbym odmówił. Wyzyskują mnie. A jak np. nie pomogę na sprawdzianie to mnie wyzywają, oczywiście wszyscy zdziwieni, nauczyciele też, że np. nie umiałem tego czy tamtego. Boję się wyjść z domu, spotkać kogoś, a np. bandziorów się nie boję. Mogą mnie bić do woli, to dla mnie radość, jak narkotyk. Oprócz tego obgryzam palce, skórę, wyrywam włosy, ucinam kawałki skóry. Sprawia mi to przyjemność. Ocywiście w tajemnicy przed rodzicami. Oni jak nawet lekko coś będę marduził, już załamują ręce i płaczą. Siostry, jak i brata nie mam. Przyjaciół nie mam. Mam kolegów, którym jak coś pomóc to : Oj proszę. Jesteś fajny. A oczywiście obgadują: jaki z niego ch**, skur****. A jak nie pomogę to: Nara. Nie jesteś naszym kolegom. Do d*py nam taki kolega. Przełomową dla mnie sytuacją była wizyta u moje najlepsze przyjaciela (brataliśmy się od przedszkola), w niedzielę dzeiń temu. Nie dość, że nie umiałem z nim gadać, to on też ze mną nie chciał. Próbowałem coś zagadać, ale kończyło się na jednym zdaniu. Moment kulminacyjny - gdy wychodząc, stwierdziłem, że lepiej spędziłem czas z jego 10-letnią siotrą na zabawie lalkami i rysowaniu, niż z nim 15-latkiem na gadaniu i graniu w gry komputerowe. W teście tego Liebowitza wyszło mi 132 punkty, nie wiem, czy to dużo, czy mało, ale wskazywało by na fobię społeczną. W szkole uważają mnie za wariata, chodzącego tam i spowrotem na przerwach. Nawet babki na dyżurach się śmieją, że im pomagam. Rozmowy z nauczycielami idą spokojnie, choć uważają mnie za dziwnego typa. Czuje się, jakbym urodził się 5 lat za późno, lub 5 lat za wcześnie. Jestem intelektualnie już po studiach, a psychicznie w przedszkolu. Chodzę jak robot, żyję jak robto. Czasami zastanawiam się czy nie jestem robotem? W ogóle nie wiem, czy to się do tego odnosi, ale nienawidzę Polski. Nie mogę pojąć, czemu nie walczyliśmy z Hitlerem, a przeciwko nie mu. Pewnie nie krzywdizł by aż tak nasz zacofany naród, gdybyśmy się mu 1 września poddali. A jutro, to znaczy dzisiaj, omawiamy ,,Kamienie na szaniec". Mnie ta książka nie ruszyła. Zrozumiałem ją, że banda chłopaków, walczących o zacofaną, beznadziejną Polskę, była przeciwko Hitlerowi i za Stalinem. Co za durnie. Aby gnębić Polaków, którzy przyłączali się do Hitlera. Podchodzę tak do każdej ksiązki, których nie cierpię. Kojarzą mi się z męką, i cierpieniem. Nie ból fizyczny, le ból psychiczny. Podsumowując: Nie boję się:
- cierpienia fizycznego,
- zadawania sobie bólu,
- dzieci,
- zwierząt,
- części dorosłych,
- pisania na forach, w internecie (nie widzę was, jesteście bez obrazy fikcyjni),
- moich dwóch pozostałych światów, dwóch unreali, w których jestem trenerem piłki nożnej, w drugim biznesmenem.
Szczególnie boję się:
- życia,
- tego co przyniesie jutro, następna chwila,
- konsekwencji, choć żeby pomóc innym zrobiłbym wsystko,
- ludzi,
- mojego pierwsze świata - reala,
- tego, że ludzie zobaczą mnie bez maski ( codziennie jestem z maską dobry, miły, uczynny, pomocny - tylko co osiągnę, będąc taki),
- pokazywać moją otyłość,
- rozmawiać,
- chodzić do szkoły,
- czytać książek,
- oglądać TV, ewentualnie programy sportowe tylko,
- wychodzić z domu,
- widzieć śmiejącego się człowieka,
- łamania praw, obyczajów,
- dokuczania ludziom, nie spełniania ich obietnic,
- wykonywać codzinne obowiązki,
- zabierać głos,
- przebywać w grupie powyżej 30-40 osób,
- przebywać w grupie 2-5 osobowej, jakoś tak powyżej 10 scierpię, wtedy są inni zainteresowani sobą, nie mną,
- być w centrum zainteresowań,
- funkcjonować, jak normlany człowiek,
- robić to co normlany człowiek,
- jeszcze tego mnóstwo.
Wszystko napisałem szczerze. Czy chcę to zmienić? W głębi duszy - tak. Na powierzchni - nie. Na 28.01 mam umówioną wizytę u innego psychiatry. Ale chyba nie jest ze mną źle? W końcu chodzę do szkoły, dla moich rodziców jest to jedyny miernik mojej psychiki. Jak idę - jest dobrze, jak nie idę - jest źle.
- cierpienia fizycznego,
- zadawania sobie bólu,
- dzieci,
- zwierząt,
- części dorosłych,
- pisania na forach, w internecie (nie widzę was, jesteście bez obrazy fikcyjni),
- moich dwóch pozostałych światów, dwóch unreali, w których jestem trenerem piłki nożnej, w drugim biznesmenem.
Szczególnie boję się:
- życia,
- tego co przyniesie jutro, następna chwila,
- konsekwencji, choć żeby pomóc innym zrobiłbym wsystko,
- ludzi,
- mojego pierwsze świata - reala,
- tego, że ludzie zobaczą mnie bez maski ( codziennie jestem z maską dobry, miły, uczynny, pomocny - tylko co osiągnę, będąc taki),
- pokazywać moją otyłość,
- rozmawiać,
- chodzić do szkoły,
- czytać książek,
- oglądać TV, ewentualnie programy sportowe tylko,
- wychodzić z domu,
- widzieć śmiejącego się człowieka,
- łamania praw, obyczajów,
- dokuczania ludziom, nie spełniania ich obietnic,
- wykonywać codzinne obowiązki,
- zabierać głos,
- przebywać w grupie powyżej 30-40 osób,
- przebywać w grupie 2-5 osobowej, jakoś tak powyżej 10 scierpię, wtedy są inni zainteresowani sobą, nie mną,
- być w centrum zainteresowań,
- funkcjonować, jak normlany człowiek,
- robić to co normlany człowiek,
- jeszcze tego mnóstwo.
Wszystko napisałem szczerze. Czy chcę to zmienić? W głębi duszy - tak. Na powierzchni - nie. Na 28.01 mam umówioną wizytę u innego psychiatry. Ale chyba nie jest ze mną źle? W końcu chodzę do szkoły, dla moich rodziców jest to jedyny miernik mojej psychiki. Jak idę - jest dobrze, jak nie idę - jest źle.