12 Kwi 2008, Sob 21:10, PID: 19544
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Kwi 2008, Sob 21:17 przez Karaib.)
spotykałem się kiedyś z psycholog postępującą w podobny sposób. przyjmowała w publicznej poradni dla dzieci i młodzieży.widywałem się z nią jeden raz w tygodniu.
ona odzywała się sporadycznie, często zapadała wielominutowa cisza. głownie ja mówiłem, a ze względu na to, że nie wiedziałem co mnie trawi, szukałem wciąż nowych i bardziej obrazowych metafor i paralel, by naświetlić moją sytuację. ona milczała.
w końcu po kilku spotkaniach zapytałem, dlaczego w ogóle się nie odzywa. odpowiedziała mi pytaniem: a chciałby Pan, bym więcej mówiła?
przyznam, że ponad te przytoczone i te o propozycji przeniesienia się do jej prywatnego gabinetu, gdzie mogblibyśmy, już odpłatnie(kończyłem LO), kontynuować terapię, nie pamiętam jej słów(z pewnością padły,ale nie zapadły się). było to bardzo męczące i przykre doświadczenie. przecież grzęzłem w błocie, z którym do niej przyszedłem, a ona milczała, teoretycznie trzymając w ręku kij, który mógłby mi pomóc wyjść.
O, widzicie, samo wspomnienie o tym czasie wyciska z umysłu przenośnie...
myślę, że ten rodzaj terapii to próba skłonienia do autoanalizy, spotkania z psycholog czasem, kiedy masz możliwość wyjąć z siebie zadry i samemu się im przyjrzeć, a potem dokonać... autosyntezy? ten rodzaj terapii mi nie pomógł.
ona odzywała się sporadycznie, często zapadała wielominutowa cisza. głownie ja mówiłem, a ze względu na to, że nie wiedziałem co mnie trawi, szukałem wciąż nowych i bardziej obrazowych metafor i paralel, by naświetlić moją sytuację. ona milczała.
w końcu po kilku spotkaniach zapytałem, dlaczego w ogóle się nie odzywa. odpowiedziała mi pytaniem: a chciałby Pan, bym więcej mówiła?
przyznam, że ponad te przytoczone i te o propozycji przeniesienia się do jej prywatnego gabinetu, gdzie mogblibyśmy, już odpłatnie(kończyłem LO), kontynuować terapię, nie pamiętam jej słów(z pewnością padły,ale nie zapadły się). było to bardzo męczące i przykre doświadczenie. przecież grzęzłem w błocie, z którym do niej przyszedłem, a ona milczała, teoretycznie trzymając w ręku kij, który mógłby mi pomóc wyjść.
O, widzicie, samo wspomnienie o tym czasie wyciska z umysłu przenośnie...
myślę, że ten rodzaj terapii to próba skłonienia do autoanalizy, spotkania z psycholog czasem, kiedy masz możliwość wyjąć z siebie zadry i samemu się im przyjrzeć, a potem dokonać... autosyntezy? ten rodzaj terapii mi nie pomógł.