30 Sty 2013, Śro 15:44, PID: 336693
Straciłam sens; nie mam żadnego celu (no może poza tym , aby znaleźć jakąś pracę). Odkąd siedzę w domu większość swojego czasu poświęcam korzystając z komputera ( Internet, muzyka i film). W poprzednim roku przeczytałam kilka książek ,ale i tak za mało ,aby nazwać mnie molem książkowym. Nie mam żadnych chęci ,aby cokolwiek zmienić , a pomyśleć ,ze kiedyś podchodziłam do spraw ambicjonalnie . Tak się stało po ostatnim epizodzie, który miał miejsce ok. 2ch lat temu (urojenia, zmienione myślenie, lęki) - totalne wypalenie , apatia/marazm. Przed epizodem śpiewałam niemal codziennie po 2 h przez 1,5 roku - ćwiczyłam śpiew amatorsko (kursy internetowe) ,to była moja pasja. Barwę głosu mam nieciekawą i chyba talentu do śpiewu nie mam, ale lubiłam to co robiłam i chciałam stawać się lepszą w tym, chciałam się rozwijać- sprawiało mi to przyjemność. Ogromnie bałam się/wstydziłam się śpiewać przed publiką, czy ojcem , ale mimo wszystko starałam się. Raz wzięłam udział w miejscowym castingu , a raz na karaoke. A teraz co? Stagnacja. Biorę neuroleptyki i najparwdopodobniej tak będzie do końca moich dni. One blokują poziom dopaminy, nie wierzę w to ,że NORMUJĄ . A jak wiadomo ona odpowiedzialna jest za motywację i odczuwanie szczęścia/satysfakcji. Wyżej napisałam ,że nie "nie mam checi ,aby cokolwiek zmieniać", ale muszę przyznać ,że pzreszkadza mi to ,że jestem takim wypaleńcem . Paradoks, bo chcę to zmienić ,ale nie wiem co w obecnej sytuacji mogę jeszcze zzrobić. Czuję się uziemiona, te "leki"(...)Trochę z innej beczki ,ale przeszkadza mi to ,że ludzie podchodzą do mojej choroby z takim niezrozumieniem , z myślą :"skoro ona choruje , to nic nie czuje - bo postradała zmysły". Czuję i to ze zwielokrotnioną siłą. Życie i choroba "bolą".