10 Gru 2013, Wto 14:49, PID: 372807
Przemek
Unikanie samotności... Dopóki nie zaczęłam brac leków, stroniłam od ludzi, jak diabeł od święconej wody. Bo się ich bałam. To są dobre rady, które dajesz. Tylko, który fobik społeczny będzie taki odważny? Ja nie byłam. Chyba, że ma się przyjaciela w realu czy w sieci. Ja dopiero po tym jak zaczęłam brać SSRI, właśnie w sieci spotkałam osoby, z którymi dużo rozmawiałam. I wygadałam się przed nimi, z tego co mnie spotkało. W ogóle , wszystko zmieniło się na lepsze w moim życiu jak poszłam w końcu do psychiatry. Za siedem dni jadę do Mosznej na miesięczną terapię, sama poprosiłam o przekaz - tak rodzice jak i psychiatra dawali mi swobodę. Może to źle, bo gdyby naciskali... Ale w tym sek, że rodzice nie pomagali mi, nie zachęcali do psychoterapii - ani specjalnie wybrany przeze mnie psychiatra, też nie.
Ja nawet nie wiem Przemek czy będę w stanie na tej terapii grupowej wygadać się, opowiedzieć o sobie, wyrzucić z siebie neegatywne emocje...
Jest taka książka - toksyczni rodzice, pewnie już ją przeczytałeś?
To oznacza, ze rodzice nie pozwalali Ci na błędy. Straszne takie dzieciństwo. Mój ojciec jest nadmiernie krytyczny - ale on na szczęście mnie nie wychowywał, bo ciągle pracował i widziałam go od święta.
Nie wiem, jak to jest mieć despotyczną i dominującą matkę. Ale wiem, że matka dla dziecka w ciągu pierwszych kilku lat życia jest najważniejsza. Kiedyś znalazłam taki artykuł w gazecie, coś w stylu " czy Twoja matka była Dobrą wróżką, czy Czarownicą?".
Czyli wychowywałeś się w rodzinie dysfunkcjonalnej, jak chyba wszyscy tutaj... Można zadać sobie ptanie: dlaczego Twoja matka taka była? Jakich ona miała rodziców? Ja moich rodziców wypytuje o wszystko z ich przeszłości, ale o ile matka coś mi opowiada, to tato milczy jak grób. On miał zas***ne dzieciństwo, nauczyciel znęcał się nad nim w szkole podstawowej fizycznie. Jest alkoholikiem, choć abstynentem. Z takiej dwójki jak moi rodzice nie mogły wyjść zdrowe psychicznie dzieci. Bo ojciec chlał, kiedy byliśmy z bratem mali, mieliśmy po 3 latka. W moim domu ciągle były rozróby pijanego ojca. Wychowałam się w patologii. Nie wiem, jak to jest mieć kochających zdrowo rodziców - i mam żal do losu. Bo życie jest jedno. Mam żal do rodziców. Bo do kogo mam o mieć? To oni powołali mnie na świat, do jasnej anielki.
Najcenniejsze wg pewnego psychologa, co rodzice mogą dać dzieciom jest wpajanie im przekonania, że sa zawsze wartościowe, bez względu na to co zrobią w życiu, czy im się nie powiedzie. Psycholog ten powiedział, że te przekonania kluczowe, typu jestem wartościowym człowiekiem, wpajane od dzieciństwa dziecku, później kiedy dorośnie są niemożliwe do obalenia i taki człowiek podniesie się z porażki.
No więc znowu wspominam te przekonania kluczowe - oporne na zmianę paskudy Ale przekonania pośredniczące można już ruszyć, a kropla drąży skałę. I tego się trzymam.
Więc przeżyłeś psychiczne piekło w dzieciństwie.
I kogo masz obarczać winą za swój los? Nikogo? Co robili Twoi rodzice, kiedy podrosłeś, kiedy byłeś na odwyku, kiedy próbowałeś odebrać sobie życie? Rozmawiałeś z nimi o tym, jak potwornie Cię skrzywdzili?
Przemek, może to niejednego zdołować, ale ja wierzę w przeznaczenie. Tak się złożyło, że odpowiednia ilość dobrych genów matki i jej dobroć, pozytywny wpływ wielu ludzi, uratowały mnie. Dają mi siłę walczyć. Ale najważniejszy powód dla którego walczę, to pragnienie zrealizowania swoich marzeń.
Bardzo Ci dziękuję, za dobre słowa Przemek, bardzo pomogło mi w walce z moją fobią ogólne zafascynowanie psychologią. Po mojej pierwszej wielkiej utraconej miłości, zaczął się dla mnie nowy etap w życiu. Pozmieniały sie niektóre moje przekonania. Myślę, że porażki w życiu nas uczą, jest tak prawda? Przeczytałam mnóstwo książek z psychologii, niekoniecznie akademickich. Np jest wiele poradników typu " Toksyczne związki", Kobiety które kochają za bardzo.
Takich prawdziwych partnerów w życiu miałam dwóch, i po tej pierwszej porażce, po tym jak rozstaliśmy się, nie szanując się na wzajem, za drugim razem zrobiłam coś odwrotnego: uszanowałam wolę tego mężczyzny. Podarowałam mu na pożegnanie na jego urodziny, zawieszkę wiara, nadzieja, miłość i poddałam się. Do dziś jesteśmy znajomymi. Czasem rozmawiamy przez telefon. Wciąż się lubimy. Naprawdę to zrozumiałam, że tylko ja siebie mogę w życiu zmienić.
Na psychoterapii nikt mnie na siłę nie zmieni, bo to mój umysł.
Co do benzo, Przemek? Ostatnio na spotkaniu z moim psychiatra do wszystkiego dosłownie mu się przyznałam. Był zaskoczony, momentami. Kiedy spytałam czy powinnam powiedzieć podczas terapii o dawce jaka łykam, powiedział, że powinnam powiedzieć, że łykam 10 mg/dziennie.
Podałam mu rękę na do widzenia, życzył mi powodzenia na terapii.
Co do benzo, to obawiam się, że długo będę je odstawiać. Choć czasem mam nieodpartą ochotę rzucić te wszystkie leki. Ale potem rozsądek przypomina, że tak się nie da.
Chyba nie zdaję sobie wciąż sprawy, że jestem uzależniona od leków. Żee jestem lekomanką. Choć patrzyłam w lustro i mówiłam to do swego odbicia. Mila perspektywa wiedzieć, że do końća życia będę lekomanką, nawet jeśli nie będę brała leków od 10 lat
To, aż takie spustoszenie sieja benzodiazepiny w naszych umysłach? Dobrze wiedzieć. Mój psychiatra powiedział, że jeśli w ciągu miesiąca zejdę o 1 mg Alproxu w dół to będzie sukces.
Jasne, że dam sobie czas co do schodzenia z benzo - i więcej zgodnie z tym co powiedział mój kochany psychiatra nie pojadę opiekować się do Niemiec osoba z Alzheimerem w stadium agresji. Syn kobiety, która się opiekowałam, okłamał mnie mówiąc, że babcia jest łagodna, nieagresywna. Aha!!... Lubię opiekować się starszymi ludźmi. Byle nie byli agresywni, czy chorzy psychicznie.
Nie wiem, jak po terapii, kiedy wyjadę w połowie stycznia do Niemiec pogodzę pracę (bo to zawsze stres, nowe osoby, czasem do podopiecznej przychodzą pielęgniarki, za każdym razem inna, rodzina, żeby się zapoznać - czyli doskonała robota dla fobika społecznego ) z odwykiem...
Ale nie mogę zrezygnować z pracy, bo bez pieniędzy nie zrealizuję swoich marzeń.
Więc zobaczymy, co z tymi benzodiazepinami będzie... Jedyne wyjście jakie znalazłam, to szukać do opieki osoby miłej. Myślę, że na terapii czegoś dowiem się, jak pogodzić moją sytuację zawodową i osobistą.
Grunt to wiara :-)
Unikanie samotności... Dopóki nie zaczęłam brac leków, stroniłam od ludzi, jak diabeł od święconej wody. Bo się ich bałam. To są dobre rady, które dajesz. Tylko, który fobik społeczny będzie taki odważny? Ja nie byłam. Chyba, że ma się przyjaciela w realu czy w sieci. Ja dopiero po tym jak zaczęłam brać SSRI, właśnie w sieci spotkałam osoby, z którymi dużo rozmawiałam. I wygadałam się przed nimi, z tego co mnie spotkało. W ogóle , wszystko zmieniło się na lepsze w moim życiu jak poszłam w końcu do psychiatry. Za siedem dni jadę do Mosznej na miesięczną terapię, sama poprosiłam o przekaz - tak rodzice jak i psychiatra dawali mi swobodę. Może to źle, bo gdyby naciskali... Ale w tym sek, że rodzice nie pomagali mi, nie zachęcali do psychoterapii - ani specjalnie wybrany przeze mnie psychiatra, też nie.
Ja nawet nie wiem Przemek czy będę w stanie na tej terapii grupowej wygadać się, opowiedzieć o sobie, wyrzucić z siebie neegatywne emocje...
Jest taka książka - toksyczni rodzice, pewnie już ją przeczytałeś?
To oznacza, ze rodzice nie pozwalali Ci na błędy. Straszne takie dzieciństwo. Mój ojciec jest nadmiernie krytyczny - ale on na szczęście mnie nie wychowywał, bo ciągle pracował i widziałam go od święta.
Nie wiem, jak to jest mieć despotyczną i dominującą matkę. Ale wiem, że matka dla dziecka w ciągu pierwszych kilku lat życia jest najważniejsza. Kiedyś znalazłam taki artykuł w gazecie, coś w stylu " czy Twoja matka była Dobrą wróżką, czy Czarownicą?".
Czyli wychowywałeś się w rodzinie dysfunkcjonalnej, jak chyba wszyscy tutaj... Można zadać sobie ptanie: dlaczego Twoja matka taka była? Jakich ona miała rodziców? Ja moich rodziców wypytuje o wszystko z ich przeszłości, ale o ile matka coś mi opowiada, to tato milczy jak grób. On miał zas***ne dzieciństwo, nauczyciel znęcał się nad nim w szkole podstawowej fizycznie. Jest alkoholikiem, choć abstynentem. Z takiej dwójki jak moi rodzice nie mogły wyjść zdrowe psychicznie dzieci. Bo ojciec chlał, kiedy byliśmy z bratem mali, mieliśmy po 3 latka. W moim domu ciągle były rozróby pijanego ojca. Wychowałam się w patologii. Nie wiem, jak to jest mieć kochających zdrowo rodziców - i mam żal do losu. Bo życie jest jedno. Mam żal do rodziców. Bo do kogo mam o mieć? To oni powołali mnie na świat, do jasnej anielki.
Najcenniejsze wg pewnego psychologa, co rodzice mogą dać dzieciom jest wpajanie im przekonania, że sa zawsze wartościowe, bez względu na to co zrobią w życiu, czy im się nie powiedzie. Psycholog ten powiedział, że te przekonania kluczowe, typu jestem wartościowym człowiekiem, wpajane od dzieciństwa dziecku, później kiedy dorośnie są niemożliwe do obalenia i taki człowiek podniesie się z porażki.
No więc znowu wspominam te przekonania kluczowe - oporne na zmianę paskudy Ale przekonania pośredniczące można już ruszyć, a kropla drąży skałę. I tego się trzymam.
Więc przeżyłeś psychiczne piekło w dzieciństwie.
I kogo masz obarczać winą za swój los? Nikogo? Co robili Twoi rodzice, kiedy podrosłeś, kiedy byłeś na odwyku, kiedy próbowałeś odebrać sobie życie? Rozmawiałeś z nimi o tym, jak potwornie Cię skrzywdzili?
Przemek, może to niejednego zdołować, ale ja wierzę w przeznaczenie. Tak się złożyło, że odpowiednia ilość dobrych genów matki i jej dobroć, pozytywny wpływ wielu ludzi, uratowały mnie. Dają mi siłę walczyć. Ale najważniejszy powód dla którego walczę, to pragnienie zrealizowania swoich marzeń.
Bardzo Ci dziękuję, za dobre słowa Przemek, bardzo pomogło mi w walce z moją fobią ogólne zafascynowanie psychologią. Po mojej pierwszej wielkiej utraconej miłości, zaczął się dla mnie nowy etap w życiu. Pozmieniały sie niektóre moje przekonania. Myślę, że porażki w życiu nas uczą, jest tak prawda? Przeczytałam mnóstwo książek z psychologii, niekoniecznie akademickich. Np jest wiele poradników typu " Toksyczne związki", Kobiety które kochają za bardzo.
Takich prawdziwych partnerów w życiu miałam dwóch, i po tej pierwszej porażce, po tym jak rozstaliśmy się, nie szanując się na wzajem, za drugim razem zrobiłam coś odwrotnego: uszanowałam wolę tego mężczyzny. Podarowałam mu na pożegnanie na jego urodziny, zawieszkę wiara, nadzieja, miłość i poddałam się. Do dziś jesteśmy znajomymi. Czasem rozmawiamy przez telefon. Wciąż się lubimy. Naprawdę to zrozumiałam, że tylko ja siebie mogę w życiu zmienić.
Na psychoterapii nikt mnie na siłę nie zmieni, bo to mój umysł.
Co do benzo, Przemek? Ostatnio na spotkaniu z moim psychiatra do wszystkiego dosłownie mu się przyznałam. Był zaskoczony, momentami. Kiedy spytałam czy powinnam powiedzieć podczas terapii o dawce jaka łykam, powiedział, że powinnam powiedzieć, że łykam 10 mg/dziennie.
Podałam mu rękę na do widzenia, życzył mi powodzenia na terapii.
Co do benzo, to obawiam się, że długo będę je odstawiać. Choć czasem mam nieodpartą ochotę rzucić te wszystkie leki. Ale potem rozsądek przypomina, że tak się nie da.
Chyba nie zdaję sobie wciąż sprawy, że jestem uzależniona od leków. Żee jestem lekomanką. Choć patrzyłam w lustro i mówiłam to do swego odbicia. Mila perspektywa wiedzieć, że do końća życia będę lekomanką, nawet jeśli nie będę brała leków od 10 lat
To, aż takie spustoszenie sieja benzodiazepiny w naszych umysłach? Dobrze wiedzieć. Mój psychiatra powiedział, że jeśli w ciągu miesiąca zejdę o 1 mg Alproxu w dół to będzie sukces.
Jasne, że dam sobie czas co do schodzenia z benzo - i więcej zgodnie z tym co powiedział mój kochany psychiatra nie pojadę opiekować się do Niemiec osoba z Alzheimerem w stadium agresji. Syn kobiety, która się opiekowałam, okłamał mnie mówiąc, że babcia jest łagodna, nieagresywna. Aha!!... Lubię opiekować się starszymi ludźmi. Byle nie byli agresywni, czy chorzy psychicznie.
Nie wiem, jak po terapii, kiedy wyjadę w połowie stycznia do Niemiec pogodzę pracę (bo to zawsze stres, nowe osoby, czasem do podopiecznej przychodzą pielęgniarki, za każdym razem inna, rodzina, żeby się zapoznać - czyli doskonała robota dla fobika społecznego ) z odwykiem...
Ale nie mogę zrezygnować z pracy, bo bez pieniędzy nie zrealizuję swoich marzeń.
Więc zobaczymy, co z tymi benzodiazepinami będzie... Jedyne wyjście jakie znalazłam, to szukać do opieki osoby miłej. Myślę, że na terapii czegoś dowiem się, jak pogodzić moją sytuację zawodową i osobistą.
Grunt to wiara :-)