20 Maj 2014, Wto 15:45, PID: 393414
Widzisz, po prostu, chociaż jestem niedojrzałym i wewnętrznie oraz zewnętrznie wciąż głupim dzieckiem, to totalnie mnie powala rozmawianie z muskiem albo "słodka" personifikacja negatywnych myśli. Przecież psychologia przewiduje chyba, że aby zwiększyć siłę przekonywania trzeba trafić do odbiorcy. A czytanie tego po prostu częściej mnie męczy. Ta narracja jest za często ni to pompatyczna, ni to naiwna, a czasem prymitywna jak bajka dla pięciolatka. Chyba, źe to jest prawdziwa tajemnica działania - np. stosujesz się do rzuconego na początku "Przeczytaj kilkukrotnie materiał o zjeździe negatywnych myśli." i za drugim czytaniem (jak w Kościele, nie?) dostajesz już białej gorączki, więc mówisz sobie - no k...a, od jutra z tą fobią koniec, byle tego nie czytać trzeci raz!"
No dobrze, ale to ledwie wejście do lasu pełnego mrowisk (wczuwam się w konwencję). Dalej jest nieco lepiej. Można wyłapać parę tych infantylnych pozytywnych kłamstw z gatunku "jestem za+" które mają sens, i parę rzeczowych informacji. Można się złapać na jakieś głaskanie po główce, znalazłem wśród tych kwestii kilka takich, ktore były sugestywne, a które wcześniej udało mi się usłyszeć może raz podczas moich żałosnych w ogromnej mierze terapii. Problem w tym, ze streścić można by je było na jednej kartce, zamiast na dzieisęciu. I cholera, wtedy to może te powtórki miałyby sens?
Swoją drogą są tu nawet komiczne fragmenty. Jak choćby rozproszenie polegające na rozmowie z... przyjazną czy w jakiś inny sposób nazwaną, ale pozytywną, osobą. Wizja, że osiągający rekordowe wyniki w testach wykrywających fobię odludek ma takową mocno burzy logikę wywodu. Fajne jest też, gdy buntownicze, niedziałające myśli wpisujące się w paradoks walki ("przecież inni tak nie robią, i ja nie muszę") stają się nagle pozytywnymi i leczniczymi podczas bankietu. No, tylko ten jeden rodzaj, ale to i tak ciekawe Czyżby uświadomienie sobie fobii było czynnikiem, który nagle zamienia truciznę w lekarstwo?
"Podoba mi się" też ten optymizm - świat i ludzie robili nam potężne pranie musku przez lata, a teraz to my sami będziemy w stanie jeszcze lepiej siebie oszukać i wyprać sobie musk. (I'm almighty! Yeah!)... Od razu stają mi przed oczami te śmieszne filmy sprzed lat w których ludzie puszczali sobie na kasetach zapętlone "jestem zaj...y". No tak, to też terapia z epoki kaset magnetofonowych.
Nawet jeśli to spore uproszczenie, bo w 3/4 terapii zaczyna się zachęcanie do praktyki, to właśnie z nim stykasz się na początku i przez większość czasu i właśnie to kompletnie do mnie nie trafia. W pewnym momencie czytania tych notatek i powtarzania tysiąc razy tego samego dociera do ciebie z niespotykaną mocą, że nadal się oszukujesz. A najlepiej wypada to w takim zestawieniu "mamy negatywne doświadczenia, przeszłość bla bla bla, więc teraz powiedzmy sobie: Świat jest piękny! Wspaniały! Cudowny! Kolorowy! Każda ulica to dzieło najlepszego urbanisty, każdy domek - architekta, każda spotkana osoba to przyjaciel. I jak sobie to powiemy - to tak się stanie!".
Tak: zalazłem parę fajnych głaskających po główce (niektórzy kochają ironizować w ten sposób, nasiąkam tym) afirmacji, parę motywujących zdań, które chciałbym od kogoś szczerze usłyszeć, ale po każdym takim fragmencie wali mnie w twarz bez ostrzeżenia jakieś kosmiczne swego rodzaju reductio ad absurdum albo natchniony monolg z kiepskiego filmu o mnichach z Shaolin. O, to jest bardzo dobre porównanie!
Tan styl utrzymuje się przez ponad połowę notatek. Nie potrafię sobie wyobrazić w związku z tym, ze ktoś potrafił to czytać przez pierwsze 15 tygodni i że komukolwiek same te notatki poważnie pomogły. (Przeiceż to ciągłe zcytanie i powtarzanie ma działać, nei wyłuskanie jakichś informacji...) Zresztą sam autor zakładał, że to tylko drobny dodatek do prawdziwej terapii, w tym grupowej...
Właściwie najciekawsze co da się w tym zalewie zdań wyłapać to racjonalne tłumaczenie oczekiwań innych ludzi. Jest parę takich momentów, i podobnie jak te wcześniej wspominane, mają one sens.
Oczywiście, gdyby dobry specjalista, zainteresowany swoja pracą i pomocą pacjentowi podawałby mi te informacje na żywo, w kontakcie z nim,w interakcji, to mogłoby mieć sens. NURT CBT na pewno ma sens. Ale by przebrnąć przez formę tej konkretnej czytanki jestem jednak za głupi, q.e.d.
No dobrze, ale to ledwie wejście do lasu pełnego mrowisk (wczuwam się w konwencję). Dalej jest nieco lepiej. Można wyłapać parę tych infantylnych pozytywnych kłamstw z gatunku "jestem za+" które mają sens, i parę rzeczowych informacji. Można się złapać na jakieś głaskanie po główce, znalazłem wśród tych kwestii kilka takich, ktore były sugestywne, a które wcześniej udało mi się usłyszeć może raz podczas moich żałosnych w ogromnej mierze terapii. Problem w tym, ze streścić można by je było na jednej kartce, zamiast na dzieisęciu. I cholera, wtedy to może te powtórki miałyby sens?
Swoją drogą są tu nawet komiczne fragmenty. Jak choćby rozproszenie polegające na rozmowie z... przyjazną czy w jakiś inny sposób nazwaną, ale pozytywną, osobą. Wizja, że osiągający rekordowe wyniki w testach wykrywających fobię odludek ma takową mocno burzy logikę wywodu. Fajne jest też, gdy buntownicze, niedziałające myśli wpisujące się w paradoks walki ("przecież inni tak nie robią, i ja nie muszę") stają się nagle pozytywnymi i leczniczymi podczas bankietu. No, tylko ten jeden rodzaj, ale to i tak ciekawe Czyżby uświadomienie sobie fobii było czynnikiem, który nagle zamienia truciznę w lekarstwo?
"Podoba mi się" też ten optymizm - świat i ludzie robili nam potężne pranie musku przez lata, a teraz to my sami będziemy w stanie jeszcze lepiej siebie oszukać i wyprać sobie musk. (I'm almighty! Yeah!)... Od razu stają mi przed oczami te śmieszne filmy sprzed lat w których ludzie puszczali sobie na kasetach zapętlone "jestem zaj...y". No tak, to też terapia z epoki kaset magnetofonowych.
Nawet jeśli to spore uproszczenie, bo w 3/4 terapii zaczyna się zachęcanie do praktyki, to właśnie z nim stykasz się na początku i przez większość czasu i właśnie to kompletnie do mnie nie trafia. W pewnym momencie czytania tych notatek i powtarzania tysiąc razy tego samego dociera do ciebie z niespotykaną mocą, że nadal się oszukujesz. A najlepiej wypada to w takim zestawieniu "mamy negatywne doświadczenia, przeszłość bla bla bla, więc teraz powiedzmy sobie: Świat jest piękny! Wspaniały! Cudowny! Kolorowy! Każda ulica to dzieło najlepszego urbanisty, każdy domek - architekta, każda spotkana osoba to przyjaciel. I jak sobie to powiemy - to tak się stanie!".
Tak: zalazłem parę fajnych głaskających po główce (niektórzy kochają ironizować w ten sposób, nasiąkam tym) afirmacji, parę motywujących zdań, które chciałbym od kogoś szczerze usłyszeć, ale po każdym takim fragmencie wali mnie w twarz bez ostrzeżenia jakieś kosmiczne swego rodzaju reductio ad absurdum albo natchniony monolg z kiepskiego filmu o mnichach z Shaolin. O, to jest bardzo dobre porównanie!
Tan styl utrzymuje się przez ponad połowę notatek. Nie potrafię sobie wyobrazić w związku z tym, ze ktoś potrafił to czytać przez pierwsze 15 tygodni i że komukolwiek same te notatki poważnie pomogły. (Przeiceż to ciągłe zcytanie i powtarzanie ma działać, nei wyłuskanie jakichś informacji...) Zresztą sam autor zakładał, że to tylko drobny dodatek do prawdziwej terapii, w tym grupowej...
Właściwie najciekawsze co da się w tym zalewie zdań wyłapać to racjonalne tłumaczenie oczekiwań innych ludzi. Jest parę takich momentów, i podobnie jak te wcześniej wspominane, mają one sens.
Oczywiście, gdyby dobry specjalista, zainteresowany swoja pracą i pomocą pacjentowi podawałby mi te informacje na żywo, w kontakcie z nim,w interakcji, to mogłoby mieć sens. NURT CBT na pewno ma sens. Ale by przebrnąć przez formę tej konkretnej czytanki jestem jednak za głupi, q.e.d.