13 Paź 2016, Czw 21:08, PID: 584785
Nef napisał(a):odrzucałam zanim oni odrzucą mnie i jeszcze wmawiałam sobie, że to dla ich dobra.
O to to. Tak było. I tendencja we mnie wciąż taka jest. Złoszczę się na ludzi, gdy czuję odrzucenie, wtedy sama ich odrzucam. A robię to, żeby nie czuć strachu i wstydu przed nimi... kiedy to piszę na spokojnie, to wydaje mi się też chore i głupie. Ale kiedy te wszystkie przeżycia są na bieżąco - to są po prostu cholernie prawdziwe i zupełnie racjonalne i bardzo w nie wierzę
ananas filozoficzny napisał(a):Ciekawa branie sobie do serca jak inni nas postrzegają:jak źle to maja rację, jak dobrze to się mylą albo kłamią.
Tak, ciekawe. Zaczynam już powoli "zmuszać się" do myślenia inaczej. Kiedyś powiedziałam sobie, że moje myślenie jest nieodpowiednie i odpowiednie jest to, w co nie wierzę i prawdziwe jest to, co wydaje mi się nieprawdziwe. Wtedy tak jakby każdy kolejny dzień lub każde kolejne działanie staje się jak skok w przepaść. Nie wierzę, że jestem wartościowa i fajna, ale ktoś mi to mówi. Więc działanie jakby tak było (np. podtrzymywanie kontaktu z tą osobą zamiast zostawienia jej i ucieczki) - jest skokiem w przepaść. Bo idę w coś, w co w ogóle nie wierzę... ale racjonalnie wiem, że tak jest dla mnie lepiej. tylko, że codziennie skakać w przepaść to z jednej strony po prostu męczące, a z drugiej - przykre...
vesanya napisał(a):Porzucenie uważam za naturalne następstwo spędzania ze mną większej ilości czasu. Na początku często jest miło, ale powoli drugą osobę dopada znużenie, w jej otoczeniu pojawiają się ciekawsi ludzie, Wiesia nie jest już potrzebna.
O to to. Też. Cały czas to przewiduję. Lekiem jest dla mnie zobojętnienie. Tylko jak jestem zobojętniała, to moje relacje są płytkie, no i właśnie - obojętne. A chciałabym, żeby były bliskie i ciepłe