20 Lip 2017, Czw 13:50, PID: 707472
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Lip 2017, Czw 13:51 przez PannaJoanna.)
Postanowiłam tu napisać - niby stary topic, ale może odgrzanie starego kotleta komuś się przyda.
Od ok. 9 roku życia mam lęk przed kontaktem z ludźmi, większość życia izolowałam się od świata, bo dałam sobie wmówić, że jestem beznadziejna. Zaczęła się wegetacja i unikanie wszystkiego.
Od pewnego czasu jestem na terapii, na której babeczka zauważyła ciekawą rzecz:
wychodzenie do ludzi wymaga odwagi/asertywności (wiary, że w razie czego w kontaktach z ludźmi potrafię bronić swoich granic i nie dam sobie krzywdy zrobić - ekspozycja na kontakt przestaje być taka zagrażająca). Żeby natomiast asertywnie bronić granic, trzeba wiedzieć gdzie leżą. Gdy ktoś jako dziecko był uczony, że każdy mu może zrobić i powiedzieć wszystko i ma się nie stawiać, to takich granic nie ma (ma za to dużo żalu i złości, bo zmuszony jest postępować wbrew sobie). Żeby wyznaczyć swoje granice, trzeba mieć jakieś swoje wewnętrzne WARTOŚCI, którymi się kierujemy, które są ważne. Życie w zgodzie z nimi powoduje, że człowiek nabiera szacunku do samego siebie, przestaje obwiniać się o bycie nic niewartym śmieciem. Mniej zależy mu na akceptacji wszystkich wokół, bo sam siebie akceptuje i wspiera. Staje się spójny, spokojniejszy. Ocenia realistycznie zagrożenie i wie, że w wielu przypadkach nie ma co panikować, bo sobie poradzi.
Dla mnie to ma sporo sensu, tak na logikę. Brzmi dość prosto, tylko samo wyznaczanie wartości nie jest takie łatwe.
Od ok. 9 roku życia mam lęk przed kontaktem z ludźmi, większość życia izolowałam się od świata, bo dałam sobie wmówić, że jestem beznadziejna. Zaczęła się wegetacja i unikanie wszystkiego.
Od pewnego czasu jestem na terapii, na której babeczka zauważyła ciekawą rzecz:
wychodzenie do ludzi wymaga odwagi/asertywności (wiary, że w razie czego w kontaktach z ludźmi potrafię bronić swoich granic i nie dam sobie krzywdy zrobić - ekspozycja na kontakt przestaje być taka zagrażająca). Żeby natomiast asertywnie bronić granic, trzeba wiedzieć gdzie leżą. Gdy ktoś jako dziecko był uczony, że każdy mu może zrobić i powiedzieć wszystko i ma się nie stawiać, to takich granic nie ma (ma za to dużo żalu i złości, bo zmuszony jest postępować wbrew sobie). Żeby wyznaczyć swoje granice, trzeba mieć jakieś swoje wewnętrzne WARTOŚCI, którymi się kierujemy, które są ważne. Życie w zgodzie z nimi powoduje, że człowiek nabiera szacunku do samego siebie, przestaje obwiniać się o bycie nic niewartym śmieciem. Mniej zależy mu na akceptacji wszystkich wokół, bo sam siebie akceptuje i wspiera. Staje się spójny, spokojniejszy. Ocenia realistycznie zagrożenie i wie, że w wielu przypadkach nie ma co panikować, bo sobie poradzi.
Dla mnie to ma sporo sensu, tak na logikę. Brzmi dość prosto, tylko samo wyznaczanie wartości nie jest takie łatwe.