27 Lis 2017, Pon 20:39, PID: 718730
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lis 2017, Pon 21:03 przez muffina.)
Może bez fobii to trochę przesadzone, nie wiem czy z tego można wyjść, wydaje mi się, że ten fobik zawsze gdzieś jest i czyha. Moja fobia jest na tyle zaleczona, że jestem w stanie robić większość rzeczy, których wcześniej nie mogłam i staram się nie poddawać swoim lękom. Myślałam, że jak już będzie ze mną dobrze to w końcu nawiąże jakieś bliższe znajomości, jakąś przyjaźń... Wiele się ludzi napatoczyło, nawet jeszcze w rozkwicie mej choroby przewijali się ludzie, starałam nie robić sobie nadziei, ale zawsze podświadomie był jakiś zawód, tym bardziej, że nawiązywanie znajomości łatwo mi nie przychodziło... Oto przykłady z mojego życia:
Panna N - niedoszła przyjaciółka, kumpela z klasy, spotkania, wspólne wypady, spotykaliśmy się swojego czasu w czwórkę (z naszymi chłopakami), byliśmy porozjeżdżani po świecie, ona rozstała się z chłopakiem, spotykamy się po pół roku u wspólnej koleżanki i z jej strony nie pada żadne słowo, gest, spojrzenie, nic przez cały wieczór traktowała nas jak powietrze. Przyciśnięta w końcu się odezwała, ale nie powiedziała nic sensownego. Później od jubilatki (z którą N się nienawidziła przez poprzednie 3 czy 4 lata) dowiedzieliśmy się tyle, że jakby N powiedziała o co jej chodzi to by jej było głupio.
Śmieszki - pracowaliśmy razem za granicą, zarąbista para, w naszym stylu muzycznym i humorystycznym, świetnie się nam z nimi gadało. Chyba byli uzależnieni od gier przez internet (tak się poznali), mieszkaliśmy w miejscach, gdzie nie było internetu. W pracy wszystko super i się pośmiać i na poważnie pogadać, parę razy wyskoczyliśmy na piwo. Później nam zmienili miejsce zamieszkania i po dłuższym czasie się okazało, że ich też tam przenoszą, więc super - będziemy sąsiadami, to na kawkę będziemy wpadać, to jakieś piwko czy gdzieś wyjdziemy (słowa Śmieszki)... ale tam był internet i przez ok. 2 miesiące spotkaliśmy się 2 razy - jak oni przyjechali i jak my wyjeżdżaliśmy - pożegnalna impreza. Był płacz "nie urywamy kontaktu prawda? odzywajcie się" (Śmieszka). Tak się złożyło, że spotkaliśmy Śmieszków w urzędzie w naszym mieście, Śmieszek z naszych okolic pochodzi. My: "może się spotkamy?" Oni:"odezwiemy się" i tak to już z rok będzie jak kontakt się urwał z ich strony - my jeszcze próbowaliśmy, oni przestali nawet odpowiadać.
Dzieciaki - przyjechaliśmy rok temu do kolejnego kraju do pracy, para zmęczona brakiem znajomych, szybko się zakumplowaliśmy, każdy weekend razem, po pijaku ona się do mnie klei i mówi jak nas uwielbia - tak minęło pół roku. Pojawiła się niedługo po nas inna para - Zjarany i Mała, której Dzieciaki nie akceptowały "można się raz kiedyś na piwo spotkać, ale w domu ich nie chcę", "jeszcze Mała spoko, można z nią pogadać, ale Zjarany tylko klnie i gada o trawie"... Poszliśmy nawet do nowych do domu się napić, to Dzieciaki chciały przenieść imprezę do siebie, ale tylko z nami. Parę miesięcy później nowi potrzebowali podwózki do pracy przez ok. 2 tyg. i zgadali się z Dzieciakami, po czym po krótkim okresie przejściowo-rotacyjnym zostaliśmy wymienieni i zepchnięci na stanowisko "od biedy można się spotkać". Choć rzekomo wszystkim pasuje żeby się widywać w 6 to od pół roku spotkaliśmy się w 6 trzy razy, a z Dzieciakami sami chyba 2. Nowych pytaliśmy raz o spotkanie w 4, ale musieli posprzątać dom... No i ogólne o Dzieciakach -są niedojrzali, cały świat jest przeciwko nim i wszystko jest niesprawiedliwe itp itd
Zołza i Ciapa - para, z którą próbujemy się na siłę przyjaźnić, ona to niby przyjaciółka mojego narzeczonego ("niby", bo według mnie daleko jej do tego miana, on ma niższe kryteria). Zawsze tylko ona i to co ona uważa się liczy, jej problemy są przeszkodą nie do przejścia (wkurza mnie to nie wyobrażalnie, to użalanie jej się nad sobą, bo ja ze swoją fobią walczyłam długo i boleśnie, ale ona nie ona tak już ma i trudno - tego się boi, tego nie potrafi, tego nie może..) i drze się na Ciapę, bo on nie pomyślał jak ona, on jej w ogóle nie zna nie szanuje i oczywiście robi to złośliwie. Próbuje go ośmieszyć na każdym kroku - jest głupi, bo koszulek na lewą stronę nie odwraca do prania, przecież nadruki się spierają! - da fak???!%$$#
Lista rzeczy, których nie lubi jeść jest tak długo, że prędzej by wymienić co je, ale twierdzi, że nie jest wybredna. Byli u nas i do jakiegoś dania miała trafić cebula, której nie lubi, więc spytana mówi, żeby ją dodać, a potem co chwile "byłoby dobre, gdyby nie cebula", "no tylko czuć cebulę". Na urodziny daliśmy jej śmieszną piżamę S, ona - góra S, dół S, z 10 kg mniej ode mnie, mały biust "no bo ja przymierzyłam tę piżamę i jest obcisła, a ja wolę luźne"; ja góra S, dół małe M, duży biust, na mnie piżama luźna, mi jest głupio narzekać na prezenty, a dla niej no problem że 2 razy trzeba jechać samochodem pół godziny od domu wymieniać, jeszcze wysłać paczkę za granicę, bo nie zabrała ze sobą, żaden przecież była za ciasna.
Jak jej coś nie pasuje to od razu to skrytykuje, a spróbuj ty ją skrytykować...
Do póki w jej głowie nie nastąpi jakiś armagedon to się nie zaprzyjaźnię z babskiem.
Fantazja - to była moja jedyna prawdziwa przyjaciółka, przez parę lat byłyśmy nie rozłączne, to było jeszcze przed fobią i u jej początków. Czasem się zastanawiam czy ona nie ma jakiś zaburzeń czy nie wierzy w wytwory własnej wyobraźni... jej dziwne historie i to jak traktowała mojego chłopaka sprawiło, że w końcu miałam dość i zaczęłam wątpić we wszystko co kiedykolwiek od niej usłyszałam. No moim facecie wieszała psy, kopała go glanem w tyłek, wiecznie go wyśmiewała, a potem zwierzała mu się z różnych rzeczy na osobności - co było bez sensu i potrafiła go wykpić jak on stwierdził, że są przyjaciółmi. Co do historii od błahych przeinaczeń i małych kłamstewek, np. powiedziała chłopakowi, że dostałyśmy zniżkę od kolesia za pizzę, a naprawdę zapłaciłyśmy więcej, bo nie miał wydać; przekręcała i urozmaicała przebieg wydarzeń przy których też byłam obecna; po opowieści o ciężkich tragediach, w które nie mam pojęcia czy wierzyć: samobójstwo jej najlepszego przyjaciela, którego jakoś nigdy nie poznałam - prawda czy uśmiercenie niewygodnej zmyślonej postaci? Nie pamiętam żeby szła na pogrzeb, czy była w jakiejś wielkiej żałobie, pamiętam list pożegnalny, który dała mi do przeczytania , a pismo miało coś wspólnego z jej pismem; była też historia o raku i hmmm o czymś paranormalnym, ale opisywać nie będę. Tęsknię za nią i za tą przyjaźnią, ale zawsze gdy myślę żeby spróbować to reanimować, to dochodzę do tych historyjek i jestem w kropce.
Jeszcze parę znajomości było/jest, gdzie ludzie coraz rzadziej się odzywają, odmawiają spotkań i sami nic nie proponują, obrażają się za nic i wyszukują wszędzie problemy itp itd
Wnioski jakie mi się nasuwają są takie, że albo mam niesamowitego pecha do ludzi albo, co bardziej prawdopodobne, ludzie naprawdę są tacy beznadziejni... Czy zawsze trzeba coś najpierw stracić żeby to docenić? Zawsze chciałam się otaczać przyjaciółmi, zawsze byli dla mnie ważni ludzie mimo depresji i fobii, a jak moja choroba, a potem rozjazdy po świecie odizolowały mnie od innych, zaczęło mi brakować przyjaźni jeszcze bardziej... Ale chyba mało jest osób, którym zależy i którzy potrafią pokochać innych i tak szczerze się z nimi związać, nie traktować jak chwilową zajawkę, tylko stworzyć taką własną nową rodzinę.
A jakie są wasze doświadczenia, podobne? Czy może ktoś miał szczęście?
Problem mam jeszcze taki, pewnie źle to zabrzmi dla niektórych, jestem osobą o trochę wyższym IQ niż przeciętny człowiek i naprawdę w otoczeniu wielu ludzi nie czuję się intelektualnie zaspokojona, nie mówię tu o posiadaniu wiedzy na jakiś temat - bo to nie jest inteligencja. Z pośród wszystkich wymienionych osób i niewymienionych intelektualnie odpowiada mi tylko Fantazja (i jej chłopak) i Śmieszki. Myślę, że może być tu więcej ludzi takich jak ja, bo tego typu ludzie mają skłonności do zaburzeń. (Jeśli tak to może fajnie byłoby się zapoznać , może ktoś jest w Belgii albo gdzieś niedaleko)
Panna N - niedoszła przyjaciółka, kumpela z klasy, spotkania, wspólne wypady, spotykaliśmy się swojego czasu w czwórkę (z naszymi chłopakami), byliśmy porozjeżdżani po świecie, ona rozstała się z chłopakiem, spotykamy się po pół roku u wspólnej koleżanki i z jej strony nie pada żadne słowo, gest, spojrzenie, nic przez cały wieczór traktowała nas jak powietrze. Przyciśnięta w końcu się odezwała, ale nie powiedziała nic sensownego. Później od jubilatki (z którą N się nienawidziła przez poprzednie 3 czy 4 lata) dowiedzieliśmy się tyle, że jakby N powiedziała o co jej chodzi to by jej było głupio.
Śmieszki - pracowaliśmy razem za granicą, zarąbista para, w naszym stylu muzycznym i humorystycznym, świetnie się nam z nimi gadało. Chyba byli uzależnieni od gier przez internet (tak się poznali), mieszkaliśmy w miejscach, gdzie nie było internetu. W pracy wszystko super i się pośmiać i na poważnie pogadać, parę razy wyskoczyliśmy na piwo. Później nam zmienili miejsce zamieszkania i po dłuższym czasie się okazało, że ich też tam przenoszą, więc super - będziemy sąsiadami, to na kawkę będziemy wpadać, to jakieś piwko czy gdzieś wyjdziemy (słowa Śmieszki)... ale tam był internet i przez ok. 2 miesiące spotkaliśmy się 2 razy - jak oni przyjechali i jak my wyjeżdżaliśmy - pożegnalna impreza. Był płacz "nie urywamy kontaktu prawda? odzywajcie się" (Śmieszka). Tak się złożyło, że spotkaliśmy Śmieszków w urzędzie w naszym mieście, Śmieszek z naszych okolic pochodzi. My: "może się spotkamy?" Oni:"odezwiemy się" i tak to już z rok będzie jak kontakt się urwał z ich strony - my jeszcze próbowaliśmy, oni przestali nawet odpowiadać.
Dzieciaki - przyjechaliśmy rok temu do kolejnego kraju do pracy, para zmęczona brakiem znajomych, szybko się zakumplowaliśmy, każdy weekend razem, po pijaku ona się do mnie klei i mówi jak nas uwielbia - tak minęło pół roku. Pojawiła się niedługo po nas inna para - Zjarany i Mała, której Dzieciaki nie akceptowały "można się raz kiedyś na piwo spotkać, ale w domu ich nie chcę", "jeszcze Mała spoko, można z nią pogadać, ale Zjarany tylko klnie i gada o trawie"... Poszliśmy nawet do nowych do domu się napić, to Dzieciaki chciały przenieść imprezę do siebie, ale tylko z nami. Parę miesięcy później nowi potrzebowali podwózki do pracy przez ok. 2 tyg. i zgadali się z Dzieciakami, po czym po krótkim okresie przejściowo-rotacyjnym zostaliśmy wymienieni i zepchnięci na stanowisko "od biedy można się spotkać". Choć rzekomo wszystkim pasuje żeby się widywać w 6 to od pół roku spotkaliśmy się w 6 trzy razy, a z Dzieciakami sami chyba 2. Nowych pytaliśmy raz o spotkanie w 4, ale musieli posprzątać dom... No i ogólne o Dzieciakach -są niedojrzali, cały świat jest przeciwko nim i wszystko jest niesprawiedliwe itp itd
Zołza i Ciapa - para, z którą próbujemy się na siłę przyjaźnić, ona to niby przyjaciółka mojego narzeczonego ("niby", bo według mnie daleko jej do tego miana, on ma niższe kryteria). Zawsze tylko ona i to co ona uważa się liczy, jej problemy są przeszkodą nie do przejścia (wkurza mnie to nie wyobrażalnie, to użalanie jej się nad sobą, bo ja ze swoją fobią walczyłam długo i boleśnie, ale ona nie ona tak już ma i trudno - tego się boi, tego nie potrafi, tego nie może..) i drze się na Ciapę, bo on nie pomyślał jak ona, on jej w ogóle nie zna nie szanuje i oczywiście robi to złośliwie. Próbuje go ośmieszyć na każdym kroku - jest głupi, bo koszulek na lewą stronę nie odwraca do prania, przecież nadruki się spierają! - da fak???!%$$#
Lista rzeczy, których nie lubi jeść jest tak długo, że prędzej by wymienić co je, ale twierdzi, że nie jest wybredna. Byli u nas i do jakiegoś dania miała trafić cebula, której nie lubi, więc spytana mówi, żeby ją dodać, a potem co chwile "byłoby dobre, gdyby nie cebula", "no tylko czuć cebulę". Na urodziny daliśmy jej śmieszną piżamę S, ona - góra S, dół S, z 10 kg mniej ode mnie, mały biust "no bo ja przymierzyłam tę piżamę i jest obcisła, a ja wolę luźne"; ja góra S, dół małe M, duży biust, na mnie piżama luźna, mi jest głupio narzekać na prezenty, a dla niej no problem że 2 razy trzeba jechać samochodem pół godziny od domu wymieniać, jeszcze wysłać paczkę za granicę, bo nie zabrała ze sobą, żaden przecież była za ciasna.
Jak jej coś nie pasuje to od razu to skrytykuje, a spróbuj ty ją skrytykować...
Do póki w jej głowie nie nastąpi jakiś armagedon to się nie zaprzyjaźnię z babskiem.
Fantazja - to była moja jedyna prawdziwa przyjaciółka, przez parę lat byłyśmy nie rozłączne, to było jeszcze przed fobią i u jej początków. Czasem się zastanawiam czy ona nie ma jakiś zaburzeń czy nie wierzy w wytwory własnej wyobraźni... jej dziwne historie i to jak traktowała mojego chłopaka sprawiło, że w końcu miałam dość i zaczęłam wątpić we wszystko co kiedykolwiek od niej usłyszałam. No moim facecie wieszała psy, kopała go glanem w tyłek, wiecznie go wyśmiewała, a potem zwierzała mu się z różnych rzeczy na osobności - co było bez sensu i potrafiła go wykpić jak on stwierdził, że są przyjaciółmi. Co do historii od błahych przeinaczeń i małych kłamstewek, np. powiedziała chłopakowi, że dostałyśmy zniżkę od kolesia za pizzę, a naprawdę zapłaciłyśmy więcej, bo nie miał wydać; przekręcała i urozmaicała przebieg wydarzeń przy których też byłam obecna; po opowieści o ciężkich tragediach, w które nie mam pojęcia czy wierzyć: samobójstwo jej najlepszego przyjaciela, którego jakoś nigdy nie poznałam - prawda czy uśmiercenie niewygodnej zmyślonej postaci? Nie pamiętam żeby szła na pogrzeb, czy była w jakiejś wielkiej żałobie, pamiętam list pożegnalny, który dała mi do przeczytania , a pismo miało coś wspólnego z jej pismem; była też historia o raku i hmmm o czymś paranormalnym, ale opisywać nie będę. Tęsknię za nią i za tą przyjaźnią, ale zawsze gdy myślę żeby spróbować to reanimować, to dochodzę do tych historyjek i jestem w kropce.
Jeszcze parę znajomości było/jest, gdzie ludzie coraz rzadziej się odzywają, odmawiają spotkań i sami nic nie proponują, obrażają się za nic i wyszukują wszędzie problemy itp itd
Wnioski jakie mi się nasuwają są takie, że albo mam niesamowitego pecha do ludzi albo, co bardziej prawdopodobne, ludzie naprawdę są tacy beznadziejni... Czy zawsze trzeba coś najpierw stracić żeby to docenić? Zawsze chciałam się otaczać przyjaciółmi, zawsze byli dla mnie ważni ludzie mimo depresji i fobii, a jak moja choroba, a potem rozjazdy po świecie odizolowały mnie od innych, zaczęło mi brakować przyjaźni jeszcze bardziej... Ale chyba mało jest osób, którym zależy i którzy potrafią pokochać innych i tak szczerze się z nimi związać, nie traktować jak chwilową zajawkę, tylko stworzyć taką własną nową rodzinę.
A jakie są wasze doświadczenia, podobne? Czy może ktoś miał szczęście?
Problem mam jeszcze taki, pewnie źle to zabrzmi dla niektórych, jestem osobą o trochę wyższym IQ niż przeciętny człowiek i naprawdę w otoczeniu wielu ludzi nie czuję się intelektualnie zaspokojona, nie mówię tu o posiadaniu wiedzy na jakiś temat - bo to nie jest inteligencja. Z pośród wszystkich wymienionych osób i niewymienionych intelektualnie odpowiada mi tylko Fantazja (i jej chłopak) i Śmieszki. Myślę, że może być tu więcej ludzi takich jak ja, bo tego typu ludzie mają skłonności do zaburzeń. (Jeśli tak to może fajnie byłoby się zapoznać , może ktoś jest w Belgii albo gdzieś niedaleko)