17 Sie 2017, Czw 13:58, PID: 709393
..."nie rozumie" i nie lubi takim, co to się za siebie tłumaczy. Chyba większość z nas woli jednostki pewne siebie i słuszności własnych wyborów i decyzji, nawet jeśli nie do końca cudze popieramy. Tylko, że tu jest kruczek, ponieważ wciąż wielu ludzi nachalnie oczekuje od innych, aby się z ich zdaniem na każdym kroku, do diaska, zgadzano. Wobec tak trudnego w obyciu towarzystwa, nie chcąc usłyszeć tej nieuniknionej przykrej krytyki, idziemy w strategię jakby umotywowania podejmowanych przez siebie kroków, by towarzystwo to przekonać do tychże zasadności. I choć może się tak dalej sytuacja rozwinąć, że przekonamy, to w następnej sytuacji usłyszeć możemy od tego towarzystwa mocne słowa dezaprobaty dla innego naszego postępku, gdy w tej drugiej sytuacji nasze tłumaczenie okaże się nieprzekonywujące. Dzieje się tak jednak, przy całkowicie bezczelnej śmiałości napominających nas osób/osoby, z powodu tego, iż w poprzedniej sytuacji to my sami postawiliśmy, poprzez tłumaczenie się, własne miejsce na pozycji poniższej od osób w naszym otoczeniu, takiego dziecka, które to nie wszystko jeszcze zna i wymaga pokierowania, nawet nagany. Błędnie robimy, czy raczej - nasz umysł odruchowo robi. Jakkolwiek odruchowo to się dzieje, jakbyśmy dopuścili do siebie myśl, że warto się skonfrontować z inną czyjąś dla nas propozycją, z innym czyimś zdaniem, choćby miało być w efekcie nerwowo i szorstko, by utrzymać pozycję jednostki samodzielnej i niezależnej (na przyszłe okoliczności), może by się to w umysłach naszych wówczas zmieniło i przestawiło. Bo choć nie jest to temat o wtrącaniu się ludzi do naszych postąpień, takie tłumaczenie się podszyte lękiem z pewnością nie wzięło się znikąd. I mój post ilustruje me osobiste, prawdopodobne podłoże, poruszonego tu zachowania; może inne posty odsłonią inne przyczyny...
Piszcie więc!
Piszcie więc!