05 Mar 2019, Wto 18:27, PID: 784628
Hej. Mam 29 lat . Większość lat z życia żyłem bardzo wygodnie. Za wygodnie, najczystszy minimalizm. Co prawda ukończyłem studia lecz nie znalazłem pracy, która mnie by zadawalała. Wszystko przez problemy w relacjach społecznych. Zawsze byłem tego świadomy, ale to wymknęło mi się z pod kontroli. Po prostu zwykłe wyjścia do sklepu czy do centr handlowych nie mówiąc o spotkaniach ze znajomymi kojarzą mi się z samymi czarnymi myślami. Przyspieszone bicie serca, poty, spięcia i co najgorsze wyłączony umysł. Kiedy nie odczuwam luzu jestem robotem hehe, zero spontaniczności, słaby humor, problemy z załapaniem prostych rzeczy. Ostatnio to wszystko przybrało jeszcze gorszą formę - silnie drżących rąk, nawet przy zwykłej sytuacji przy kasie w sklepie. Oczywiście podejmuje próby wychodzenia z tego stanu. Tą próbą jest po prostu akceptacja tych rzeczy, tych stanów. Mam tutaj ciekawe zjawisko. Powiedziałem sobie, że będę robić wszystkie rzeczy które chcę bez myślenia, analizowania. Żeby coś załatwić normalnie na mieście (poczta, urząd itp.) zawsze myślałem o tym dużo wcześniej. Sto scenariuszy i najbardziej prawdopodobny dla mojego umysłu - że znowu wyjdę na idiotę pewnie. I to nawet fajne uczucie chcę - robię. Jednak za każdym razem gdy tak biorę się za siebie, mam wrażenie że te sytuację przeżywam coraz gorzej. Ciało buntuje się coraz mocniej drżenie rąk, nóg, spocone ręce. Za każdym razem kiedy chcę minimalnie wyjść ze strefy komfortu dostaję w jeszcze łatwiejszej sytuacji w twarz hihi. Mówię sobie: od dzisiaj będę robić to chcę, a na reakcję organizmu nie zwracam uwagi i ją akceptuję - po prostu idę twardo mając nadzieję, że odpowiednia ilość powtórzeń zrobi robotę... Jednak do tego nigdy nie doszedłem..Zawsze kiedy zaczynam pracować nad tym mam wrażenie, że jest coraz gorzej po czym wracam do stałego normalnego stanu...
Ktoś coś
Ktoś coś