06 Paź 2019, Nie 18:47, PID: 807080
Ja rok temu zaczęłam studia stacjonarne, i po pierwszym dniu (nawet nie zajęciowym, po samym rozpoczęciu roku), też wróciłam bardzo zestresowana i przerażona. Też nie poszłam na spotkanie integracyjne bo po prostu nie chciałam. Na przestrzeni pierwszego miesiąca czy dwóch bywałam tak zdesperowana i zmęczona złym samopoczuciem, że pewnie bym przestała przychodzić i rzuciła te studia tylko po to, żeby lepiej się poczuć i pozbyć stresujące czynnika. Nie zrobilam tego chyba tylko dlatego, ze to byłby juz drugi raz.
Właśnie po około dwóch miesiącach sięgnęłam po leki i od tego momentu zaczęło się układać, więc to może być jedna rada.
Ale jeszcze zanim poszłam po te leki, starałam się w miarę moich możliwości rozmawiać na przerwach z ludźmi z grupy, po prostu mówić cokolwiek, żeby nie zyskać jakiejś łatki. Czasem było tak, że toczyła się jakaś luźna rozmowa, do której każdy coś wtrącał, to wtedy też się starałam odezwać. Jak nie powiesz nic mega kontrowersyjnego, to raczej nikt Cię nie wysmieje ani nic, a przynajmniej zaczną Cię kojarzyć.
Ogólnie są takie tematy, które dobrze się sprawdzają w roli nawiązywania albo podtrzymywania kontaktu, czyli możesz pogadać o jakimś wykładzie, np że był nudny albo skomentować prowadzącego, na początek dobre są takie rzeczy. Nie chodzi o to, żeby odbyć interesującą dyskusję, tylko żeby zaznaczyć swoją obecność i pokazać, że jesteś otwarta na kontakt z innymi.
Ja starałam się też dobierać osoby, np. wolałam nie zagadywać do dziewczyn typu głośne społeczniary, tylko do takich normalniejszych, które wydawały mi się milsze.
Ostatnia rzecz, to nie rezygnuj ze studiów z powodu ludzi. Jeśli kierunek Cię interesuje, to zrobisz sobie tylko krzywdę. Wydaje mi się, że jak nie masz czegoś narzuconego, to trudno się zmusić, i potrzeba dużo samozaparcia, żeby uczyć się czegoś systematycznie, jak się nie musi. Przynajmniej ja tak mam, że bez zewnętrznej motywacji to zwykle ani rusz.
Cieszę się, że rok temu nie zrezygnowałam i Tobie też tego życzę
Właśnie po około dwóch miesiącach sięgnęłam po leki i od tego momentu zaczęło się układać, więc to może być jedna rada.
Ale jeszcze zanim poszłam po te leki, starałam się w miarę moich możliwości rozmawiać na przerwach z ludźmi z grupy, po prostu mówić cokolwiek, żeby nie zyskać jakiejś łatki. Czasem było tak, że toczyła się jakaś luźna rozmowa, do której każdy coś wtrącał, to wtedy też się starałam odezwać. Jak nie powiesz nic mega kontrowersyjnego, to raczej nikt Cię nie wysmieje ani nic, a przynajmniej zaczną Cię kojarzyć.
Ogólnie są takie tematy, które dobrze się sprawdzają w roli nawiązywania albo podtrzymywania kontaktu, czyli możesz pogadać o jakimś wykładzie, np że był nudny albo skomentować prowadzącego, na początek dobre są takie rzeczy. Nie chodzi o to, żeby odbyć interesującą dyskusję, tylko żeby zaznaczyć swoją obecność i pokazać, że jesteś otwarta na kontakt z innymi.
Ja starałam się też dobierać osoby, np. wolałam nie zagadywać do dziewczyn typu głośne społeczniary, tylko do takich normalniejszych, które wydawały mi się milsze.
Ostatnia rzecz, to nie rezygnuj ze studiów z powodu ludzi. Jeśli kierunek Cię interesuje, to zrobisz sobie tylko krzywdę. Wydaje mi się, że jak nie masz czegoś narzuconego, to trudno się zmusić, i potrzeba dużo samozaparcia, żeby uczyć się czegoś systematycznie, jak się nie musi. Przynajmniej ja tak mam, że bez zewnętrznej motywacji to zwykle ani rusz.
Cieszę się, że rok temu nie zrezygnowałam i Tobie też tego życzę