31 Paź 2008, Pią 19:23, PID: 83984
Ja właściwie wszędzie czuję się obserwowana (brzmi, jak mania, prawda?. Na szczęście, gdy jestem sama, to uczucie mija. Gdyby nie mijało, wtedy powinnam się naprawdę zacząć troszczyć o stan swojego zdrowia psychicznego
Tak więc siedzę na przystanku, czekam na autobus i czuję na sobie spojrzenia innych. Rozglądam się i uświadamiam sobie, że nikt na mnie nie patrzy. Uspokój się- mówię sobie. Przyjedża autobus. Nie mój. Autobus pełen ludzi stoi przede mną, a ja wyobrażam sobie, że każdy pasazer wpatruje się we mnie, analizuje każdy mój ruch, każde spojrzenie. Jakby nie mieli nic do roboty, tylko się mi przyglądać. Zdaję sobie sprawę z absurdu całej sytuacji. Rozum mówi, że wszystko wyolbrzymiam. Cóż... Niezawsze słuchamy rozumu...
Przyjechał mój autobus, wsiadam, szukam sobie jakiegoś zacisznego miejsca, aby nie rzucać się w oczy (co w sumie jest bez sensu, bo gdziekolwiek usiądę, i tak będę czuła, że się w oczy rzucam). W takich chwilach dobrze jest mieć coś do czytania. Jeśli nic takiego przy sobie nie posiadam, to wpatruję się w okno, jakbym widziała tam coś, czego nie widziałam już 1000 razy.
Koleżanka mi kiedyś powiedziała, że jadąc autobusem robie dziwne miny. I wiecie co? Wierzę jej. Wierzę jej jak cholera. Po prostu czuję, że patrzę na ludzi z hmmm... wyższością? Podświadomie w kontaktach z ludźmi staję się osobą zimną, wyniosłą, zbyt poważną i zdaję sobie sprawę, że może odstraszam tym niektóre osoby. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że taka nie jestem. Ale co ma powiedzieć człowiek, który widzi mnie pierwszy raz i zostanie staksowany moim spojrzeniem, które mówi "Nie zbliżaj się do mnie, nie patrz na mnie, bo zginiesz"?
Tak więc siedzę na przystanku, czekam na autobus i czuję na sobie spojrzenia innych. Rozglądam się i uświadamiam sobie, że nikt na mnie nie patrzy. Uspokój się- mówię sobie. Przyjedża autobus. Nie mój. Autobus pełen ludzi stoi przede mną, a ja wyobrażam sobie, że każdy pasazer wpatruje się we mnie, analizuje każdy mój ruch, każde spojrzenie. Jakby nie mieli nic do roboty, tylko się mi przyglądać. Zdaję sobie sprawę z absurdu całej sytuacji. Rozum mówi, że wszystko wyolbrzymiam. Cóż... Niezawsze słuchamy rozumu...
Przyjechał mój autobus, wsiadam, szukam sobie jakiegoś zacisznego miejsca, aby nie rzucać się w oczy (co w sumie jest bez sensu, bo gdziekolwiek usiądę, i tak będę czuła, że się w oczy rzucam). W takich chwilach dobrze jest mieć coś do czytania. Jeśli nic takiego przy sobie nie posiadam, to wpatruję się w okno, jakbym widziała tam coś, czego nie widziałam już 1000 razy.
Koleżanka mi kiedyś powiedziała, że jadąc autobusem robie dziwne miny. I wiecie co? Wierzę jej. Wierzę jej jak cholera. Po prostu czuję, że patrzę na ludzi z hmmm... wyższością? Podświadomie w kontaktach z ludźmi staję się osobą zimną, wyniosłą, zbyt poważną i zdaję sobie sprawę, że może odstraszam tym niektóre osoby. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że taka nie jestem. Ale co ma powiedzieć człowiek, który widzi mnie pierwszy raz i zostanie staksowany moim spojrzeniem, które mówi "Nie zbliżaj się do mnie, nie patrz na mnie, bo zginiesz"?