03 Mar 2015, Wto 16:34, PID: 435876
Motywacja zależy od układu nagrody i kary; tego samego, który odpowiada za depresję i manię.
Jest parę prostych fizycznych sposobów, żeby ten układ zaczął działać lepiej. Trzeba brać zimny prysznic (wpływa na wydzielanie kortyzolu i endorfin), uprawiać sport (choćby spacer), wstawać rano i kłaść się spać wieczorem (żeby być aktywnym, kiedy jest światło słoneczne), jeść magnez (zwłaszcza nasiona, słonecznik, dynia) i nienasycone kwasy tłuszczowe (ryby, oliwa). Nie spodziewajcie się cudów po tych metodach. Poprawiają samopoczucie zaledwie o kilka procent. Ale za to działają zawsze i niezależnie, czy w to wierzymy, czy nie.
Inne metody to już dziedzina psychologii i trzeba w nie wierzyć, żeby działały. Ze swojej strony polecam metodę "pójścia na zderzenie". Najpierw ustalasz, co tak naprawdę Cię zniechęca do zrobienia jakiejś rzeczy. Strach? Perspektywa czegoś męczącego? Przekonanie, że się nie uda? Następnie zaczynasz robić daną rzecz właśnie po to, żeby doświadczyć czegoś nieprzyjemnego. Nie uniknąć, tylko właśnie doświadczyć. Mówisz sobie: "czuję się zbyt dobrze; robię to, żeby poczuć ból" . I to działa, na serio.
Przykład: boisz się, że jak podejdziesz do dziewczyny, to ona Cię spławi? Podchodzisz i zaczynasz rozmowę właśnie w taki sposób, żeby Cię spławiła. I na ogół naprawdę spławia , ale w końcu w tej metodzie właśnie o to chodzi.
Czasami jednak, i to częściej, niż to się wydaje, dzięki tej metodzie można coś osiągnąć.
Kolejna z metod, które stosuję, to klasyczne warunkowanie. Warunkujesz się mianowicie, żeby na jakieś hasło zrobić jakąś rzecz bez myślenia.
Trening zaczyna się od porannego wstawania. Jeżeli rano leżysz w łóżku i totalnie nie chce Ci się wstać, to robisz coś takiego: rozluźniasz się i liczysz do 5. Powoli, jedna liczba co kilka sekund. I przez te kilkanaście sekund starasz się zrelaksować i wyspać, jak to tylko możliwe. Po chwili ten relaks zacznie wręcz męczyć, poczujesz chęć zrobienia czegoś (choćby ruszenia ręką), ale nie rób tego. Dolicz do końca i kiedy powiesz 5, wstajesz, wykorzystując całą chęć, jakiej przez poprzednie kilkanaście sekund nabrałeś.
Jeżeli się nie uda, liczysz jeszcze raz. Czasami początkujący muszą zwiększyć liczbę do 10 albo do 15.
Ta metoda jest dobra na taką fizyczną niechęć przed wstawaniem, wychodzeniem spod prysznica albo wychodzeniem na dwór, na chłód.
Trzeba ją stosować konsekwentnie: jak nie zamierzasz wstawać, to nie zaczynaj liczyć. Po paru miesiącach treningu wystarczy sobie szybko policzyć w myślach do pięciu i zrobisz każdą rzecz.
Metodą dla zaawansowanych o bardzo dużej skuteczności jest zrobienie czegoś ekscytującego. Na przykład skoku spadochronowego. Trzeba się wystawić na fizyczny strach, ale potem motywacja sięga zenitu.
Jedna wspólna cecha wszystkich stosowanych przeze mnie metod to: przestać myśleć. Kierować się bardziej instynktem, niż myślami. Nie przeżywać niczego w wyobraźni, tylko wyłączyć mózg i działać.
Jest parę prostych fizycznych sposobów, żeby ten układ zaczął działać lepiej. Trzeba brać zimny prysznic (wpływa na wydzielanie kortyzolu i endorfin), uprawiać sport (choćby spacer), wstawać rano i kłaść się spać wieczorem (żeby być aktywnym, kiedy jest światło słoneczne), jeść magnez (zwłaszcza nasiona, słonecznik, dynia) i nienasycone kwasy tłuszczowe (ryby, oliwa). Nie spodziewajcie się cudów po tych metodach. Poprawiają samopoczucie zaledwie o kilka procent. Ale za to działają zawsze i niezależnie, czy w to wierzymy, czy nie.
Inne metody to już dziedzina psychologii i trzeba w nie wierzyć, żeby działały. Ze swojej strony polecam metodę "pójścia na zderzenie". Najpierw ustalasz, co tak naprawdę Cię zniechęca do zrobienia jakiejś rzeczy. Strach? Perspektywa czegoś męczącego? Przekonanie, że się nie uda? Następnie zaczynasz robić daną rzecz właśnie po to, żeby doświadczyć czegoś nieprzyjemnego. Nie uniknąć, tylko właśnie doświadczyć. Mówisz sobie: "czuję się zbyt dobrze; robię to, żeby poczuć ból" . I to działa, na serio.
Przykład: boisz się, że jak podejdziesz do dziewczyny, to ona Cię spławi? Podchodzisz i zaczynasz rozmowę właśnie w taki sposób, żeby Cię spławiła. I na ogół naprawdę spławia , ale w końcu w tej metodzie właśnie o to chodzi.
Czasami jednak, i to częściej, niż to się wydaje, dzięki tej metodzie można coś osiągnąć.
Kolejna z metod, które stosuję, to klasyczne warunkowanie. Warunkujesz się mianowicie, żeby na jakieś hasło zrobić jakąś rzecz bez myślenia.
Trening zaczyna się od porannego wstawania. Jeżeli rano leżysz w łóżku i totalnie nie chce Ci się wstać, to robisz coś takiego: rozluźniasz się i liczysz do 5. Powoli, jedna liczba co kilka sekund. I przez te kilkanaście sekund starasz się zrelaksować i wyspać, jak to tylko możliwe. Po chwili ten relaks zacznie wręcz męczyć, poczujesz chęć zrobienia czegoś (choćby ruszenia ręką), ale nie rób tego. Dolicz do końca i kiedy powiesz 5, wstajesz, wykorzystując całą chęć, jakiej przez poprzednie kilkanaście sekund nabrałeś.
Jeżeli się nie uda, liczysz jeszcze raz. Czasami początkujący muszą zwiększyć liczbę do 10 albo do 15.
Ta metoda jest dobra na taką fizyczną niechęć przed wstawaniem, wychodzeniem spod prysznica albo wychodzeniem na dwór, na chłód.
Trzeba ją stosować konsekwentnie: jak nie zamierzasz wstawać, to nie zaczynaj liczyć. Po paru miesiącach treningu wystarczy sobie szybko policzyć w myślach do pięciu i zrobisz każdą rzecz.
Metodą dla zaawansowanych o bardzo dużej skuteczności jest zrobienie czegoś ekscytującego. Na przykład skoku spadochronowego. Trzeba się wystawić na fizyczny strach, ale potem motywacja sięga zenitu.
Jedna wspólna cecha wszystkich stosowanych przeze mnie metod to: przestać myśleć. Kierować się bardziej instynktem, niż myślami. Nie przeżywać niczego w wyobraźni, tylko wyłączyć mózg i działać.