28 Cze 2015, Nie 18:52, PID: 450372
Rosa, ja biorę leki od sześciu lat. Nie mam pojęcia czy cokolwiek mi pomogły - teraz jestem na najmniejszej dawce Olanzapiny, ale głównie radziłam sobie sama, nawet bez terapii (tylko przez jakiś czas mojej choroby na nią uczęszczałam), dużo pomagały mi też spotkania z moją psychiatrą. Nie były aż tak częste jak wizyty u psychologa, aczkolwiek wydawało mi się, że więcej z nich wyniosłam. I sam fakt, że znam swoją diagnozę również trochę mnie uspokoił.
Dużo pomogły mi rozmyślania, analizowanie swoich zachowań, roztrząsanie pewnych wydarzeń - psycholog zwykle mi to odradzała, ale im dłużej "siedziałam" głęboko w swojej chorobie tym więcej rozumiałam i tym samym łatwiej było mi ją zwalczyć. Każdy ma swój sposób - osobiście wolałam rozmawiać z bliskimi mi ludźmi, z koleżanką, którą poznałam w internecie i ma podobne problemy, z osoba wyrozumiałymi, czasem też pisałam notki na blogu, tylko po to by coś z siebie wyrzucić. A grupowa terapia mnie zawsze onieśmielała - w internecie nie mam aż takiego problemu z otwarciem się przed ludźmi (oczywiście głównie chodzi mi o fora takie jak to czy rozmowy z osobami, które mają jakieś doświadczenie z moim problemem, bo przykładowo sami są chorzy), ale twarzą w twarz? To chyba nie dla mnie. Mimo wszystko to jest ogromna różnica.
Odrobina odwagi, tylko odrobina, Rosa. Rozmowy telefoniczne mnie przerażają, ale jeśli dzwonisz umówić się na wizytę do psychiatry, nie musisz być cudownie zrelaksowana. Jestem pewna, że wiele osób, które tam dzwonią jest mocno zestresowanych i słychać to w ich głosie. Na początku to przecież każdego przerasta. Poza tym psychiatra wcale nie musi wypisać leków - po prostu doradzi według własnego uznania, co jest dla jego pacjenta najlepsze. Moja koleżanka poszła do psychiatry i wyszła bez recepty, więc to nie reguła.
A co do problemu - wiele ludzi z dysmorfofobią (w tym ja) ma podobny problem. Sama również nie wiem, który obraz mojej twarzy jest rzeczywisty i to jest strasznie frustrujące. Próbuję sobie wmówić: "Skoro masz dysmorfofobię, to znaczy, że po prostu wyolbrzymiasz". Ale ciężko uwierzyć logice, gdy oczy widzą paskudę. Chcę tylko powiedzieć, że może po prostu twój umysł działa na podobnym mechanizmie co osób z dysmorfofobią i to tylko urojenie. Czy miałaś kiedyś sytuację, w której ktoś nazwał Cię brzydką? Być może zabolało Cię to na tyle, że mu uwierzyłaś i stąd takie wariacje.
Nie bądź dla siebie zbyt surowa, jeśli jesteś zbyt niemiła - wiem po sobie, że czasem pewne wydarzenia doświadczają na tyle człowieka, że staje się odrobinę złośliwy, ale to tylko skutek choroby. Staram się panować nad nerwami, nad językiem, ale czasem każdy człowiek staje się nieprzyjemny dla otoczenia, nawet ten całkiem zdrowy. Nie mówię, oczywiście, że powinnaś być dla nich niemiła, ale też nie zadręczaj się tym. To się zdarza. Jesteśmy tylko ludźmi.
Dużo pomogły mi rozmyślania, analizowanie swoich zachowań, roztrząsanie pewnych wydarzeń - psycholog zwykle mi to odradzała, ale im dłużej "siedziałam" głęboko w swojej chorobie tym więcej rozumiałam i tym samym łatwiej było mi ją zwalczyć. Każdy ma swój sposób - osobiście wolałam rozmawiać z bliskimi mi ludźmi, z koleżanką, którą poznałam w internecie i ma podobne problemy, z osoba wyrozumiałymi, czasem też pisałam notki na blogu, tylko po to by coś z siebie wyrzucić. A grupowa terapia mnie zawsze onieśmielała - w internecie nie mam aż takiego problemu z otwarciem się przed ludźmi (oczywiście głównie chodzi mi o fora takie jak to czy rozmowy z osobami, które mają jakieś doświadczenie z moim problemem, bo przykładowo sami są chorzy), ale twarzą w twarz? To chyba nie dla mnie. Mimo wszystko to jest ogromna różnica.
Odrobina odwagi, tylko odrobina, Rosa. Rozmowy telefoniczne mnie przerażają, ale jeśli dzwonisz umówić się na wizytę do psychiatry, nie musisz być cudownie zrelaksowana. Jestem pewna, że wiele osób, które tam dzwonią jest mocno zestresowanych i słychać to w ich głosie. Na początku to przecież każdego przerasta. Poza tym psychiatra wcale nie musi wypisać leków - po prostu doradzi według własnego uznania, co jest dla jego pacjenta najlepsze. Moja koleżanka poszła do psychiatry i wyszła bez recepty, więc to nie reguła.
A co do problemu - wiele ludzi z dysmorfofobią (w tym ja) ma podobny problem. Sama również nie wiem, który obraz mojej twarzy jest rzeczywisty i to jest strasznie frustrujące. Próbuję sobie wmówić: "Skoro masz dysmorfofobię, to znaczy, że po prostu wyolbrzymiasz". Ale ciężko uwierzyć logice, gdy oczy widzą paskudę. Chcę tylko powiedzieć, że może po prostu twój umysł działa na podobnym mechanizmie co osób z dysmorfofobią i to tylko urojenie. Czy miałaś kiedyś sytuację, w której ktoś nazwał Cię brzydką? Być może zabolało Cię to na tyle, że mu uwierzyłaś i stąd takie wariacje.
Nie bądź dla siebie zbyt surowa, jeśli jesteś zbyt niemiła - wiem po sobie, że czasem pewne wydarzenia doświadczają na tyle człowieka, że staje się odrobinę złośliwy, ale to tylko skutek choroby. Staram się panować nad nerwami, nad językiem, ale czasem każdy człowiek staje się nieprzyjemny dla otoczenia, nawet ten całkiem zdrowy. Nie mówię, oczywiście, że powinnaś być dla nich niemiła, ale też nie zadręczaj się tym. To się zdarza. Jesteśmy tylko ludźmi.