21 Lip 2015, Wto 17:35, PID: 454910
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Lip 2015, Wto 17:39 przez Alchemik umysłu.)
Patrząc przez pryzmat mojej szkoły średniej - nie byłem w żadnej grupie hermetycznej, gdyż świadomie nie chciałem w takowej być. Klasa była dosyć zgrana (chociaż zdarzały się spięcia, jak wszędzie) ale fakt, porobiły się pewne grupy znajomych którzy mieli podobne zainteresowania lub charaktery. A ja odwrotnie, nie należąc do żadnej z tych grup raczej traktowałem każdego indywidualnie a nie grupowo. W efekcie nie należąc do żadnej z grup dogadywałem się z każdym, nigdy żadnych problemów nie było.
I moim zdaniem, poznawanie ludzi zachodzi niejako automatycznie. Wątpię, byś był dobrze odbierany, jeśli na siłę będziesz się starał przypodobać komuś czy "wejść do grupy".
Inną sytuację miałem na stażu w pewnej fabryce. Trafiłem niefortunnie na wydział, gdzie niemal wszyscy to byli typowi "janusze" po 50stce, którzy nie posiadali ani rzetelnej wiedzy, ani zainteresowań innych niż piwo po pracy i gadania "wszyscy kradno!". I tam fakt, nawet jeśli bym chciał z nimi porozmawiać to nie dało rady. Byli po prostu takimi idiotami, że szkoda słów. Z jednym miałem spięcie, próbowałem naprawić mu światopogląd w jednej sprawie, dawałem argumenty solidne. Niestety pan wąsaty janusz stwierdził, że jestem za młody i "chvja sie znasz" Wtedy świadomie unikałem jakiegokolwiek kontaktu z tymi ludźmi, bo każda wymiana zdań, nawet "small talk" powodował, że mój iloraz inteligencji zmierzał w linii prostej na podłogę... Bo o czym rozmawiać z ludźmi, którzy przez całe swoje życie nie przejawiali nawet odrobiny ambicji, pracują za 2000 netto w pracy, która bądź co bądź do dumnej nie należy i ich życie skupia się wokół piwa, pracy, piwa pracy <-- zapętlić.
Wszystkich nie zadowolisz, nie zakolegujesz się ze wszystkimi. Ja wśród ludzi o większej ambicji, wykształconych i mądrych - jestem postrzegany jako ten lepszy, mądrzejszy. Wśród proletariatu odwrotnie, zawsze postrzegają mnie jako wymądrzającego się i wywyższającego małolata, który życia nie zna.
I moim zdaniem, poznawanie ludzi zachodzi niejako automatycznie. Wątpię, byś był dobrze odbierany, jeśli na siłę będziesz się starał przypodobać komuś czy "wejść do grupy".
Inną sytuację miałem na stażu w pewnej fabryce. Trafiłem niefortunnie na wydział, gdzie niemal wszyscy to byli typowi "janusze" po 50stce, którzy nie posiadali ani rzetelnej wiedzy, ani zainteresowań innych niż piwo po pracy i gadania "wszyscy kradno!". I tam fakt, nawet jeśli bym chciał z nimi porozmawiać to nie dało rady. Byli po prostu takimi idiotami, że szkoda słów. Z jednym miałem spięcie, próbowałem naprawić mu światopogląd w jednej sprawie, dawałem argumenty solidne. Niestety pan wąsaty janusz stwierdził, że jestem za młody i "chvja sie znasz" Wtedy świadomie unikałem jakiegokolwiek kontaktu z tymi ludźmi, bo każda wymiana zdań, nawet "small talk" powodował, że mój iloraz inteligencji zmierzał w linii prostej na podłogę... Bo o czym rozmawiać z ludźmi, którzy przez całe swoje życie nie przejawiali nawet odrobiny ambicji, pracują za 2000 netto w pracy, która bądź co bądź do dumnej nie należy i ich życie skupia się wokół piwa, pracy, piwa pracy <-- zapętlić.
Wszystkich nie zadowolisz, nie zakolegujesz się ze wszystkimi. Ja wśród ludzi o większej ambicji, wykształconych i mądrych - jestem postrzegany jako ten lepszy, mądrzejszy. Wśród proletariatu odwrotnie, zawsze postrzegają mnie jako wymądrzającego się i wywyższającego małolata, który życia nie zna.