30 Wrz 2017, Sob 9:52, PID: 712258
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Wrz 2017, Sob 9:57 przez melancolie.)
(29 Wrz 2017, Pią 19:00)Empty box napisał(a): Rozumiem Autorkę tematu, również mam taki problem. Chociaż najpierw byłem nawet podekscytowany nowymi perspektywami na ten rok ale teraz już chyba lęk przysłonił nadzieję.
Ja zawsze byłam na początku roku szkolnego podekscytowana, ale do 2 LO jak zmieniałam szkołę. Teraz już tak nie mam bo wiem, że zwykle nie ma większych zaskoczeń co do ludzi, miejsca czy nauczycieli. Wszędzie jest tak samo.
(29 Wrz 2017, Pią 10:40)Mighty napisał(a): Co rok czuję stres przed pierwszymi zajęciami po wakacjach. Wtedy chcę jak najszybciej wiedzieć jak każdy wykładowca wygląda i jak będą wyglądać każde zajęcia z każdego przedmiotu. Jednak za każdym zjazdem przyzwyczajałem się do semestru i stawałem się wyluzowany. To normalne, że mamy ten dokuczliwy stres na początku. Miałem też tak podczas chodzenia do szkoły. Objawiała mi się taka tymczasowa fobia szkolna po wakacjach, gdzie na szczęście już we wrześniu przyzwyczajałem się do zmiany rutyny. Na taki stres trochę pomagają takie myśli jak wyobrażenia, że jutro jest koniec świata lub to, że po zajęciach wrócę sobie do domu. Studiuję zaocznie, więc mam czas na zajęcie się czymś innym jak jazda na rowerze. Przez to całe moje planowanie tras stało się w mojej głowie ważniejsze niż studia. Jak sobie przypomnę np. maj, to w ogóle nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że miałem jakieś studia.
Też bym tak chciała. Ja praktycznie życie normalne mam w weekendy. Bo an tygodniu trudno znaleźć jakikolwiek czas i trzeba wybierać albo zabawę albo naukę. Ja wolę wybierać to drugie bo nie chce mieć poprawek ani dodatkowych stresów na koniec semestru. No ale niestety to się przekłada trochę na moje poczucie bo za bardzo nie mam czasu dla siebie, na np wyjście na rower albo poćwiczenie (zajęcia od rana do 17 średnio, obiad, ogarnąć i już 20 jest -_-).
(29 Wrz 2017, Pią 17:13)kartofel napisał(a): Lubię swoje studia i grupę, w której czuję się naprawdę nieźle (jak na siebie). Mimo to odczuwam lekki stres na myśl o powrocie na uczelnię. Z jednej strony cieszę się, bo duża ilość zajęć poniekąd odciąży moją głowę - a ostatnio zdecydowanie za dużo myślę i nie wychodzi mi to na dobre. Z drugiej zaś - powroty o 20, szybka kolacja, prysznic, spanie i tak w kółko. Sprawozdania, nawał kolokwiów i ogólne frustracje związane ze studiowaniem. Na pewno początek będzie ciężki, a potem jakoś przyzwyczaję się do nowej rutyny, choć pewnie będzie dość pracowita.
Na ogół jako odskocznia od uczelni wystarcza mi jakaś książka niezwiązana z tematyką studiów albo rozmowa z koleżanką. Dopóki jest dość ciepło - chociaż godzina roweru.
Zdecydowanie bardziej przerażały mnie powroty do szkoły. Na ogół ostatnie dwa tygodnie wakacji spędzałam w stanie nieustannego ataku paniki, płacząc i poważnie rozważając samobójstwo.
Właśnie to w kółko mnie trochę przybija, bo nie ma czasu na jakieś fajniejsze zajęcia typu jakiś sport, spotkanie z przyjaciółmi, jakaś praca twórcza. Jak się znajdzie pracę dodatkową to już w ogóle nie ma na nic czasu. I się ma życie głównie w weekendy