12 Sty 2016, Wto 20:01, PID: 506032
Mam sukces: jako że ostatnio wychodze do ludzi, (czyli w moim słowniku: obniżam wymagania co do tego z kim się zadaję), poznałam trochę nowych osób, czego efektem jest wzrost frustracji (bo nie potrafię im odmawiać i wysłuchuję wielominutowych monologów) oraz fakt, ze zaczęłam sie uczyc jazdy na snowboardzie! Nawet mi to wychodzi
Bardzo ważne jest też przełamanie się w sferze kontroli; pozwoliłam komuś mi w sumie całkiem obcemu organizować mój czas, wyjechałam na ten snowboard bez przygotowania, jeździłam w czyichś ciuchach (to już baaaardzo narusza moją strefę komfortu) musiałam poradzić sobie ze stresującymi sytuacjami (wyjeżdżanie bokiem na orczyku, matko boska to jest jakis dramat! Spadłam chyba sto razy) Oraz znosiłam uwagę wielu osób skupioną na mnie. Jako że sie uczyłam, każdy mój krok był obserwowany i komentowany, nie mogłam być jak zwykle niewidzialna. Przykładowo, gdy wchodziłam do baru, w którym odpoczywali znajomi i ich znajomi, wszyscy okrzykami mnie witali od drzwi i komentowali moje poczynania na stoku. Było to miłe i przerażające jednocześnie, ale wszystko to przetrwałam. Sama jazda okazała się najmniejszym z problemów do pokonania. Ciągle bałam się ze sie zbłaźnie, ale nawet padając z orczyka nie czułam się jako ostatni dziad. Cuda, cuda! Chyba przerobiłam jakieś blokady w mej głowie
Bardzo ważne jest też przełamanie się w sferze kontroli; pozwoliłam komuś mi w sumie całkiem obcemu organizować mój czas, wyjechałam na ten snowboard bez przygotowania, jeździłam w czyichś ciuchach (to już baaaardzo narusza moją strefę komfortu) musiałam poradzić sobie ze stresującymi sytuacjami (wyjeżdżanie bokiem na orczyku, matko boska to jest jakis dramat! Spadłam chyba sto razy) Oraz znosiłam uwagę wielu osób skupioną na mnie. Jako że sie uczyłam, każdy mój krok był obserwowany i komentowany, nie mogłam być jak zwykle niewidzialna. Przykładowo, gdy wchodziłam do baru, w którym odpoczywali znajomi i ich znajomi, wszyscy okrzykami mnie witali od drzwi i komentowali moje poczynania na stoku. Było to miłe i przerażające jednocześnie, ale wszystko to przetrwałam. Sama jazda okazała się najmniejszym z problemów do pokonania. Ciągle bałam się ze sie zbłaźnie, ale nawet padając z orczyka nie czułam się jako ostatni dziad. Cuda, cuda! Chyba przerobiłam jakieś blokady w mej głowie