20 Sty 2016, Śro 15:32, PID: 508652
Ostatnio osiągnąłem wielki sukces, ponieważ parę dni temu brałem udział w balu popularnie nazywanym studniówką.
Była to pierwsza jakakolwiek moja impreza od balu w 3 klasie szkoły podstawowej.
Od samego początku liceum wiedziałem, że tam nie pójdę. W końcu trudno iść w takie miejsca, nie chodząc praktycznie nigdzie, ani nie będąc na żadnej osiemnastce (swojej rzecz jasna również). Do tego od września nie wychodzę z domu nigdzie indziej niż do marketu, babci bądź szkoły.
Początkowo obwieściłem wszystkim o to pytającym, czy idę czy też nie, że się nie wybieram. Sytuacja jednak okazała się bardziej interesująca niż się spodziewałem.
Zostałem zaproszony przez koleżankę z klasy jako osoba towarzysząca. Było to dla mnie niemałe zdziwienie, bowiem nie rozmawiałem z tą dziewczyną przez poprzednie 2,5 roku praktycznie wcale. Początkowo odmówiłem, myśląc że to jakiś śmieszny żart i uwzględniając to jakie mam relacje z ludźmi i fakt, że cała klasa doskonale o tym wie. Sądziłem, że wszyscy chcą pośmiać się ze mnie, nie wiedziałem dlaczego stosunkowo atrakcyjna dziewczyna chcę tańczyć poloneza z kimś tak żenującym jak moja osoba. Po jakimś czasie, mając przed oczami wizję siebie wyrzuconego z domu przez ojca, który i tak znajduje sobie co chwila to nowsze pomysły o co się przyczepić, zdecydowałem się zaryzykować i przeprosić tą dziewczynę za moją odmowę, jednocześnie zapewniając że wybiorę się z nią jako partner studniówkowy.
Okazało się to bardzo dobrą decyzją. Początkowo gdy usiedliśmy przy stole było dosyć drętwo, oczywiście nie miałem za bardzo o czym gadać z koleżanką przy stole. Sztuczne tematy wymyślane przeze mnie wyczerpały się dosyć szybko. Sam fakt, że rozmawialiśmy tam o maturze, nie świadczy najlepiej o moich możliwościach w relacjach damsko-męskich. Zdecydowałem się namówić koleżankę do tańca. Przy tym nie trzeba przynajmniej gadać. Chociaż tańczyliśmy ten sam taniec-wygibas do wszystkich możliwych rodzajów muzyki, bardzo fajnie się bawiłem. Do tańca zaprosiła mnie też druga koleżanka z klasy, a ja ośmieliłem się później zaprosić do tańca jeszcze inną dziewczynę z klasy, która bardzo mi się podoba. Nikt się ze mnie nie śmiał, przez całą zabawę uśmiech nie schodził z mojej twarzy( może to ta radość z trzymania dziewczyny za rękę, w końcu nawet jak na fobika to i tak zbyt późny czas na rozpoczęcie takich atrakcji)
Co prawda teraz tak są ferie i nie mam z nikim kontaktu, siedząc samemu w domu, jednak wspomnienia pozostaną i mogę powiedzieć że przetańczyłem więcej czasu niż większość kolegów z klasy. Do tego na zdjęciach nie wyszedłem zbyt ciekawie.
Wniosek: nie każdy chcę się z nas śmiać, czasem trzeba zaufać drugiemu człowiekowi.Warto skorzystać z nadarzającej się każdej okazji żeby zrobić coś ciekawego.
Była to pierwsza jakakolwiek moja impreza od balu w 3 klasie szkoły podstawowej.
Od samego początku liceum wiedziałem, że tam nie pójdę. W końcu trudno iść w takie miejsca, nie chodząc praktycznie nigdzie, ani nie będąc na żadnej osiemnastce (swojej rzecz jasna również). Do tego od września nie wychodzę z domu nigdzie indziej niż do marketu, babci bądź szkoły.
Początkowo obwieściłem wszystkim o to pytającym, czy idę czy też nie, że się nie wybieram. Sytuacja jednak okazała się bardziej interesująca niż się spodziewałem.
Zostałem zaproszony przez koleżankę z klasy jako osoba towarzysząca. Było to dla mnie niemałe zdziwienie, bowiem nie rozmawiałem z tą dziewczyną przez poprzednie 2,5 roku praktycznie wcale. Początkowo odmówiłem, myśląc że to jakiś śmieszny żart i uwzględniając to jakie mam relacje z ludźmi i fakt, że cała klasa doskonale o tym wie. Sądziłem, że wszyscy chcą pośmiać się ze mnie, nie wiedziałem dlaczego stosunkowo atrakcyjna dziewczyna chcę tańczyć poloneza z kimś tak żenującym jak moja osoba. Po jakimś czasie, mając przed oczami wizję siebie wyrzuconego z domu przez ojca, który i tak znajduje sobie co chwila to nowsze pomysły o co się przyczepić, zdecydowałem się zaryzykować i przeprosić tą dziewczynę za moją odmowę, jednocześnie zapewniając że wybiorę się z nią jako partner studniówkowy.
Okazało się to bardzo dobrą decyzją. Początkowo gdy usiedliśmy przy stole było dosyć drętwo, oczywiście nie miałem za bardzo o czym gadać z koleżanką przy stole. Sztuczne tematy wymyślane przeze mnie wyczerpały się dosyć szybko. Sam fakt, że rozmawialiśmy tam o maturze, nie świadczy najlepiej o moich możliwościach w relacjach damsko-męskich. Zdecydowałem się namówić koleżankę do tańca. Przy tym nie trzeba przynajmniej gadać. Chociaż tańczyliśmy ten sam taniec-wygibas do wszystkich możliwych rodzajów muzyki, bardzo fajnie się bawiłem. Do tańca zaprosiła mnie też druga koleżanka z klasy, a ja ośmieliłem się później zaprosić do tańca jeszcze inną dziewczynę z klasy, która bardzo mi się podoba. Nikt się ze mnie nie śmiał, przez całą zabawę uśmiech nie schodził z mojej twarzy( może to ta radość z trzymania dziewczyny za rękę, w końcu nawet jak na fobika to i tak zbyt późny czas na rozpoczęcie takich atrakcji)
Co prawda teraz tak są ferie i nie mam z nikim kontaktu, siedząc samemu w domu, jednak wspomnienia pozostaną i mogę powiedzieć że przetańczyłem więcej czasu niż większość kolegów z klasy. Do tego na zdjęciach nie wyszedłem zbyt ciekawie.
Wniosek: nie każdy chcę się z nas śmiać, czasem trzeba zaufać drugiemu człowiekowi.Warto skorzystać z nadarzającej się każdej okazji żeby zrobić coś ciekawego.