12 Maj 2012, Sob 16:04, PID: 301444
Nigdy nie nazywałam żadnego znajomego przyjacielem, bo wydaje mi się to zbyt wielkim słowem. Oni uznawali mnie za przyjaciółkę, jednak ja nigdy nie potrafiłam odwdzięczyć się tym samym rodzajem więzi. Dziwne.
Zawsze miałam problem z nawiązywaniem kontaktów na dłużnej. Owszem, nie mam problemów z poznawaniem nowych ludzi, nie pytają o zbyt wiele, można być sobą, jednak z czasem, gdy znajomi poznają mnie coraz lepiej, mam coraz większe opory, by cokolwiek im mówić, przez co oddalam się od nich i przestaje spotykać. Mam jakąś blokadę, w pewnym momencie mózg wysyła mi sygnały, że nie powinnam im tyle mówić, bo mogą to wykorzystać przeciwko mnie. Zawsze mnie to dręczyło, bo miałam dużo znajomych "na chwilę"
Co do "przyjaciół" lub też osób, którym w miarę ufałam. W podstawówce miałam przyjaciółkę, z którą utrzymuję kontakt do dziś, ale chyba zrobiłam coś nie tak i nasze relacje się ochłodziły i to bardzo.
Drugą osobę, której zaufałam była dziewczyna w gimnazjum. Zaufałam jej do tego stopnia, że wiedziała o mnie dosłownie wszystko. Tylko, że skoro przy niej czułam się bezpiecznie, uzależniłam się od niej i jeszcze bardziej zaczęłam separować się od społeczeństwa. Nie lubię rozmów w większym gronie, więc ciągle chodziłam tylko sama z nią. Teraz są tego efekty. Jest gorzej, niż było przed jej poznaniem. Fakt, mam kogoś kto w miarę mnie rozumie, ale poza tym jestem kompletnym odludkiem, który już z nikim nie potrafi rozmawiać.
W każdym razie „przyjaźń” nie wyszła mi na dobre i jakoś nie mam ochoty na kolejne.
Zawsze miałam problem z nawiązywaniem kontaktów na dłużnej. Owszem, nie mam problemów z poznawaniem nowych ludzi, nie pytają o zbyt wiele, można być sobą, jednak z czasem, gdy znajomi poznają mnie coraz lepiej, mam coraz większe opory, by cokolwiek im mówić, przez co oddalam się od nich i przestaje spotykać. Mam jakąś blokadę, w pewnym momencie mózg wysyła mi sygnały, że nie powinnam im tyle mówić, bo mogą to wykorzystać przeciwko mnie. Zawsze mnie to dręczyło, bo miałam dużo znajomych "na chwilę"
Co do "przyjaciół" lub też osób, którym w miarę ufałam. W podstawówce miałam przyjaciółkę, z którą utrzymuję kontakt do dziś, ale chyba zrobiłam coś nie tak i nasze relacje się ochłodziły i to bardzo.
Drugą osobę, której zaufałam była dziewczyna w gimnazjum. Zaufałam jej do tego stopnia, że wiedziała o mnie dosłownie wszystko. Tylko, że skoro przy niej czułam się bezpiecznie, uzależniłam się od niej i jeszcze bardziej zaczęłam separować się od społeczeństwa. Nie lubię rozmów w większym gronie, więc ciągle chodziłam tylko sama z nią. Teraz są tego efekty. Jest gorzej, niż było przed jej poznaniem. Fakt, mam kogoś kto w miarę mnie rozumie, ale poza tym jestem kompletnym odludkiem, który już z nikim nie potrafi rozmawiać.
W każdym razie „przyjaźń” nie wyszła mi na dobre i jakoś nie mam ochoty na kolejne.