09 Wrz 2012, Nie 1:18, PID: 315723
Lubię rozmawiać z bliskimi mi ludźmi. Najlepiej idzie mi z rodziną lub z bliższymi znajomymi w cztery oczy, wtedy potrafię nawet ułożyć monolog na miarę Hamleta Rozmawiam jak każdy śmialec. Za każdym razem mnie to cieszy, bo wtedy coraz bardziej rozwijam umiejętność konwersacji.
Ciut gorzej jest z kilkoma bliższymi znajomymi. Wtedy również rozmowa sprawia mi przyjemność, ale czasem zdarza się, że nie nadążam za tokiem rozmowy i ciężko mi się wtrącić. Ale tutaj jeszcze nie ma tragedii - wtedy staram się ćwiczyć umiejętność wtrącania się i rzucania ripost i jak mi wyjdzie, to się czuję usatysfakcjonowana.
Trochę gorzej jest z dalszymi znajomymi w cztery oczy. Tutaj w dużej mierze zależy od tego, czy nadajemy na podobnej fali. Jeśli tak, to jest duża szansa, że ta osoba stanie się bliższym znajomym, jeśli nie, to znajomość ogranicza się do spotkań od czasu do czasu. Tutaj problem sprawia mi podtrzymanie tematu rozmowy. Jeśli rozmowa się klei, jest w porządku, ale jeśli nie do końca, to dla mnie stresujące jest rzucenie jakiegoś tematu na siłę lub rzucenie jakiegokolwiek komentarza, byle ponowić rozmowę. Podobnie gdy jestem w większej grupie z kimś znajomym.
Nieco gorzej jest z kilkoma dalszymi znajomymi. Wtedy potrzebuję czasu lub stosownej okazji, żeby się z nimi zaadaptować. Początkowo wtedy wtrącanie się do rozmowy sprawia mi problem i robię to na siłę, żeby sprawić dobre wrażenie. W tym przypadku to akurat kwestia czasu. Podobnie jest, gdy rozmawiam z osobą, którą dopiero poznaję, w cztery oczy. Jestem zbyt skrępowana, by powiedzieć coś spontanicznego z luzem, zwłaszcza gdy kogoś widzę po raz pierwszy. Pojawiają się pewne objawy stresu.
Najgorzej jest gdy jestem sama wśród obcych lub na zajęciach. Wtedy rzadko się zdarza, że coś powiem. Zwłaszcza na zajęciach to jest dla mnie wyczyn. Zawsze się boję, żeby tylko mnie wykładowczyni o coś nie spytała. Wśród obcych jeśli ktoś mnie zagada, to wtedy czuję się po części uratowana.
Ale i tak nic nie przebije egzaminów ustnych lub załatwiania spraw urzędowych lub rozmowy z kimś obcym przez telefon
Ciut gorzej jest z kilkoma bliższymi znajomymi. Wtedy również rozmowa sprawia mi przyjemność, ale czasem zdarza się, że nie nadążam za tokiem rozmowy i ciężko mi się wtrącić. Ale tutaj jeszcze nie ma tragedii - wtedy staram się ćwiczyć umiejętność wtrącania się i rzucania ripost i jak mi wyjdzie, to się czuję usatysfakcjonowana.
Trochę gorzej jest z dalszymi znajomymi w cztery oczy. Tutaj w dużej mierze zależy od tego, czy nadajemy na podobnej fali. Jeśli tak, to jest duża szansa, że ta osoba stanie się bliższym znajomym, jeśli nie, to znajomość ogranicza się do spotkań od czasu do czasu. Tutaj problem sprawia mi podtrzymanie tematu rozmowy. Jeśli rozmowa się klei, jest w porządku, ale jeśli nie do końca, to dla mnie stresujące jest rzucenie jakiegoś tematu na siłę lub rzucenie jakiegokolwiek komentarza, byle ponowić rozmowę. Podobnie gdy jestem w większej grupie z kimś znajomym.
Nieco gorzej jest z kilkoma dalszymi znajomymi. Wtedy potrzebuję czasu lub stosownej okazji, żeby się z nimi zaadaptować. Początkowo wtedy wtrącanie się do rozmowy sprawia mi problem i robię to na siłę, żeby sprawić dobre wrażenie. W tym przypadku to akurat kwestia czasu. Podobnie jest, gdy rozmawiam z osobą, którą dopiero poznaję, w cztery oczy. Jestem zbyt skrępowana, by powiedzieć coś spontanicznego z luzem, zwłaszcza gdy kogoś widzę po raz pierwszy. Pojawiają się pewne objawy stresu.
Najgorzej jest gdy jestem sama wśród obcych lub na zajęciach. Wtedy rzadko się zdarza, że coś powiem. Zwłaszcza na zajęciach to jest dla mnie wyczyn. Zawsze się boję, żeby tylko mnie wykładowczyni o coś nie spytała. Wśród obcych jeśli ktoś mnie zagada, to wtedy czuję się po części uratowana.
Ale i tak nic nie przebije egzaminów ustnych lub załatwiania spraw urzędowych lub rozmowy z kimś obcym przez telefon