13 Maj 2013, Pon 13:54, PID: 350680
Chodzi o to, żeby wydawać z siebie odgłosy śmiechu jak najgłośniej możesz, żeby całe ciało brało w tym udział - ja na przykład chodziłam na spacery rano i wieczorem - miałam dużo wolnej przestrzeni wokół domu i śmiałam się na całe gardło. Teraz się przeprowadziłam i staram się uważać żeby kogoś nie spotkać Ale też mam dość dużo miejsca - droga polna i łąki. Albo jak zostawałam w domu sama, też się śmiałam.
Nie musisz myśleć o czymś śmiesznym. Czasem się śmieję z czegoś, ale z reguły po prostu zaczynam się śmiać, a potem jakoś idzie dalej.
W sumie na początku to śmiałam się z tego, że się tak beznadziejnie czuję, że nie mogę normalnie żyć, śmiałam się z tego jakie to wszystko co się ze mną dzieje jest absurdalne To był taki śmiech przez łzy Po prostu się śmiałam żeby choć przez chwilę poczuć się lepiej i żeby nie czuć tego okropnego napięcia. Oprócz tego co przeczytałam o możliwościach śmiechu, instynktownie czułam, że mi to pomaga.
Po prostu musisz spróbować i przekonać się na własnej skórze Jeśli nie dasz rady na początku pół godziny, to spróbuj chociaż 5 min. Kolejnego może Ci się uda więcej itd. Ja jak zaczynałam się śmiać to starałam się to robić jak najdłużej bo przynosiło mi to dużą ulgę, po prostu mogłam wyśmiać (w sensie wyrzucić z siebie) te wszystkie tłumione wcześniej emocje.
Naprawdę pozbywanie się tego napięcia było bardzo ciężkie. Stopniowo, kiedy moje ciało zaczynało się rozluźniać, okazywało się, że nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy jak było spięte, jak sztucznie się przez to zachowywałam, jak mnie to ograniczało.
W tej chwili mija ok. 1,5 roku od kiedy się śmieję i nadal to robię - prawie codziennie. Naprawdę trudno byłoby mi uwierzyć te półtora roku temu, że będę się w stanie wygrzebać z tego stanu w którym byłam.
Nie musisz myśleć o czymś śmiesznym. Czasem się śmieję z czegoś, ale z reguły po prostu zaczynam się śmiać, a potem jakoś idzie dalej.
W sumie na początku to śmiałam się z tego, że się tak beznadziejnie czuję, że nie mogę normalnie żyć, śmiałam się z tego jakie to wszystko co się ze mną dzieje jest absurdalne To był taki śmiech przez łzy Po prostu się śmiałam żeby choć przez chwilę poczuć się lepiej i żeby nie czuć tego okropnego napięcia. Oprócz tego co przeczytałam o możliwościach śmiechu, instynktownie czułam, że mi to pomaga.
Po prostu musisz spróbować i przekonać się na własnej skórze Jeśli nie dasz rady na początku pół godziny, to spróbuj chociaż 5 min. Kolejnego może Ci się uda więcej itd. Ja jak zaczynałam się śmiać to starałam się to robić jak najdłużej bo przynosiło mi to dużą ulgę, po prostu mogłam wyśmiać (w sensie wyrzucić z siebie) te wszystkie tłumione wcześniej emocje.
Naprawdę pozbywanie się tego napięcia było bardzo ciężkie. Stopniowo, kiedy moje ciało zaczynało się rozluźniać, okazywało się, że nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy jak było spięte, jak sztucznie się przez to zachowywałam, jak mnie to ograniczało.
W tej chwili mija ok. 1,5 roku od kiedy się śmieję i nadal to robię - prawie codziennie. Naprawdę trudno byłoby mi uwierzyć te półtora roku temu, że będę się w stanie wygrzebać z tego stanu w którym byłam.