24 Sie 2015, Pon 18:41, PID: 464154
mc napisał(a):Moim zdaniem nie jest to żaden problem, naprawdę. Ja akurat w pracy byłem najbardziej rozmowny ze wszystkich, ale to pewnie dlatego, że to było jedyne miejsce gdzie mogłem rozmawiać z kimś kto ma podobne zainteresowania. Tak to zwykle milczę i nie odzywam się, z tej prostej przyczyny, że nie mam o czym rozmawiać, a nie mam też w zwyczaju rozmawiać o byle czym. Po prostu nie mam potrzeby i uważam to za zwyczajną stratę czasu i energii. Rozmowy typu "jak tam minął dzień?", zauważyłem, że większość ludzi rozmawia na takie tematy. Dla innych te tematy są istotne, ja im nie poświęcam uwagi ani mysli, więc milczenie jest całkowicie naturalne. Wszystko jest bardzo proste. Wszystko się powinno dziać naturalnie i spontanicznie. To tak jakby ktoś kto lubi kawior i wino, przyszedł do baru gdzie podają wyłącznie colę i chipsy, których sam nie znosi, i patrząc jak wszyscy jedzą, czuł się źle z powodu swoich kulinarnych upodobań. Jeżeli nie lubię takiego jedzenia albo nie mam apetytu to niejedzenie jest wtedy naturalne i optymalne, jest to bardzo proste! Nie jem z wami, bo lubię zdrowe jedzenie. Wszyscy to rozumieją, jest ok. Nie rozmawiam z wami, bo nie mam takich zainteresowań jak wy, nie rozmawiam z wami, bo lubię skupić się na pracy w milczeniu, nie rozmawiam z wami bo nie mam potrzeby rozmawiać o duperelach. I wszystko jest proste. Ktoś mówi: jak to, jaki gbur z ciebie! A ty mu mówisz: to ty masz problem stary, nie ja, ja jestem w pokoju ze sobą i z innymi, w pokoju z pragnieniami swojego serca, robię to co lubię w tym momencie.
Ogólnie uważam, że błędem jest zmuszanie się na siłę do rozmowy, sama taka sytuacja jest przejawem konfiktu wewnętrznego. Jeżeli nie mam nic do powiedzenia, albo zwyczajnie nie jestem zainteresowany rozmową, to jest to bardzo naturalne, więc siłą rzeczy nie rozmawiam. Jeśli jestem zainteresowany tematem, to rozmowa przychodzi naturalnie. Jest to jasna sytuacja, nie ma konfilktu. Jeśli czuję presję, wkręcam sobie coś to pojawia się konfilkt i napięcie. Sam sobie to stwarzam. Czy to nie idiotyzm?
Jedynym problemem tutaj jest wkręcanie sobie problemu, że to jest niewłaściwe i myślenie o tym w kółko i wynajdywanie sobie nieistniejących problemów. Wszystko jest w porządku takie jakie jest, kiedy jest milczenie, kiedy jest rozmowa, to jest ok. Lepiej przestać zawracać sobie tym głowę, i pozwolić wszystkiemu dziać się spontaniczne bez myślenia o tym, jakie to jest, bez oceniania siebie i innych. Nawet jeżeli oceniają cię za to, to jest ok, bo ktoś ma problem, nie ja. To ktoś będąc "zaprogramowany" przez nawyki społeczne i zwyczaje, reaguje na moją inność. To on ma problem. Jeśli człowiek w tym co robi odczuwa pokój w sercu i harmonię ze sobą to skąd problemy?
Ludzie oczekują pewnych szablonów zachowań, wzorców. Dziewczyna oczekuje, żeby jej powiedzieć, że jest ładna, że jest dla ciebie najważniejszą osoba na świecie, itp.. Jak powiesz jej odwrotnie z głębi serca, np. "nie myślę o tobie wcale", to nie chce cię znać. Haha! Wtedy mówię: dziewczyno, o co chodzi, mówię co czuję, czyż nie mówiłaś, że lubisz szczerość?
Często jak rodzice mi powtarzają: "synu, martwimy się o ciebie, że nie masz tego czy tamtego i nie możemy spać po nocach z tego powodu", tak jakby zamartwiane się i bycie w nerwach było szczytem cnoty (!) To mówię im: "nie mam z tym nic wspólnego, to wasze zmartwienie, wasz problem, nie mój, ja o tym nie myślę".
Bardzo mi się podoba ta wypowiedź. Chciałabym, by moje myślenie takie właśnie było. Tworzenie problemów typu: "muszę być bardziej rozmowna", szukanie na siłę tematów do rozmów... Tak niestety robię cały czas, szkodząc tylko sobie. To tak jakby nie pozwalać sobie być sobą. Od tego typu myśli zaczęła się moja fobia i istnieje głównie dokarmiana takimi myślami. Próbujemy się przypodobać ludziom kosztem naszych nerwów, energii, co i tak nie przynosi zadowolenia. Niedaleko patrząc.. wczoraj w taki sposób "przegadałam" wieczór z koleżanką. Wszystko co mówiłam było wymuszone. Ulga przyszła dopiero, gdy się pożegnałyśmy i mogłam (w ciszy!) wracać do domu.