19 Wrz 2014, Pią 17:30, PID: 411938
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19 Wrz 2014, Pią 18:03 przez Mizantrop.)
Denerwuje mnie wszystko o czym napisaliście, no i pewnie kilka dodatkowych rzeczy by się znalazło
Spróbuję wpisać coś, czego albo nie było, albo po prostu nie zauważyłem:
- nienawidzę, kiedy osoba specjalizująca się w jakiejś dziedzinie, zazwyczaj w takiej, w której mało kto posiada wiedzę większą niż podstawową, potrafi bez przerwy gadać na tematy i zagłębiać się w rzeczy, które, wcale nie przesadzając, interesować mogą niewielki odsetek społeczeństwa. Dla przykładu, miałem współlokatora studiującego programowanie, który potrafił ni z gruchy ni z pietruchy wpaść i opowiadać mi jak tworzy się jakąś tam funkcję, albo jaki to on błąd zrobił na kolokwium, zapominając wkleić jakiejś komendy między pozostałe. Moim błędem jest to, że z początku zawsze staram się podejść do ludzi w sposób przyjacielski, więc staram się na swój sposób rozwijać poruszane przez nich wątki czy zadawać pytania. Później jednak, kiedy jestem już u kresu wytrzymałości, po prostu albo milczę, albo kwituję jego wywody głupawym uśmieszkiem i parsknięciem, on gada dalej, zupełnie jakby nie widział, że mam to kompletnie w dup*e Mam pecha do takich ludzi, już nieraz się do mnie przyklejali.
- To po trosze już było. Krew w żyłach gotuje się też w sytuacjach, kiedy prowadzę jakiś krótki monolog, dany rozmówca wydaje się słuchać i w pół zdania wcina mi się, żeby wtrącić coś zupełnie nie związanego z tematem. Dosłownie za każdym też razem (tak, mówię o konkretnej osobie), mówi on/-a z rozbawieniem, "sorry, jak zwykle chamsko ci przerwałem, co mówiłeś?". Zazwyczaj wyrażam wtedy swoje poirytowanie urywając i oznajmiając, że "nieważne"
Spróbuję wpisać coś, czego albo nie było, albo po prostu nie zauważyłem:
- nienawidzę, kiedy osoba specjalizująca się w jakiejś dziedzinie, zazwyczaj w takiej, w której mało kto posiada wiedzę większą niż podstawową, potrafi bez przerwy gadać na tematy i zagłębiać się w rzeczy, które, wcale nie przesadzając, interesować mogą niewielki odsetek społeczeństwa. Dla przykładu, miałem współlokatora studiującego programowanie, który potrafił ni z gruchy ni z pietruchy wpaść i opowiadać mi jak tworzy się jakąś tam funkcję, albo jaki to on błąd zrobił na kolokwium, zapominając wkleić jakiejś komendy między pozostałe. Moim błędem jest to, że z początku zawsze staram się podejść do ludzi w sposób przyjacielski, więc staram się na swój sposób rozwijać poruszane przez nich wątki czy zadawać pytania. Później jednak, kiedy jestem już u kresu wytrzymałości, po prostu albo milczę, albo kwituję jego wywody głupawym uśmieszkiem i parsknięciem, on gada dalej, zupełnie jakby nie widział, że mam to kompletnie w dup*e Mam pecha do takich ludzi, już nieraz się do mnie przyklejali.
- To po trosze już było. Krew w żyłach gotuje się też w sytuacjach, kiedy prowadzę jakiś krótki monolog, dany rozmówca wydaje się słuchać i w pół zdania wcina mi się, żeby wtrącić coś zupełnie nie związanego z tematem. Dosłownie za każdym też razem (tak, mówię o konkretnej osobie), mówi on/-a z rozbawieniem, "sorry, jak zwykle chamsko ci przerwałem, co mówiłeś?". Zazwyczaj wyrażam wtedy swoje poirytowanie urywając i oznajmiając, że "nieważne"