15 Sty 2012, Nie 21:36, PID: 289144
Nie chodzi mi o krytykę terapii ,tylko o to ,że trzeba do tego terapeuty z czymś przyjść (nie mam tu na myśli pieniędzy). Im większe bogactwo tego co się przeżyło i aktualnie przeżywa, emocji, uczuć ,przemyśleń tym większe pole manewru. Z wypowiedzi parę postów wyżej można wywnioskować ,że: "wezmę się za związki dopiero wtedy jak będę od fobii, nerwic i depresji czysty jak spirytusik". Wg. mnie to droga donikąd. Lepiej odbyć kilka (jeśli to konieczne) związków, prób by dopiero móc stwierdzić co nam doskwiera i w jakim stopniu już sobie z pewnymi problemami poradziliśmy. W przeciwnym wypadku to tak jakby uczyć się pływać nie wchodząc do wody, na sucho z książek. Terapia to oczywiście też relacja ,ale w porównaniu z tym co dostajemy w pracy, związku, od przyjaciół ,czy choćby terapii grupowej to indywidualna wypada słabo. Bardziej traktuje ją jako lupę do oglądania naszych relacji ,niż relacji jako takiej. Zresztą w magiczną formułę kontaktu terapeutycznego mającego sam w sobie działanie lecznicze, zwyczajnie nie wierzę. Nie za pieniądze. Albo inaczej: na mnie taki kontakt nie działa leczniczo, po prostu mnie drażni empatia i wsparcie za pieniądze. Stetoskop nie jest moim przyjacielem.