25 Paź 2008, Sob 9:08, PID: 81364
Kasumi napisał(a):Tu już są schodki. Bo co to właściwie znaczy wyrzec sie siebie? Mi to się kojarzy z odzieleniem duszy od ciała (metaforycznie).Raczej chodzi o nie przywiązywanie się z chwili na chwilę do własnych myśli, stanów emocjonalnych i doznań fizycznych. Tak najprościej bym to ujął.
Kasumi napisał(a):A teraz prościej. To jest chyba tak jak ktoś mi wbija paznokiec w reke a ja sie hmm "znieczulam" tzn. nie dopuszczam do głowy tego bólu, Owszem czuje ten bodziec, że coś tam sie dzieje na rece, ale moja głowa nie odbiera tego jako ból, odcina sie od tego uczucia...Myslę, że chodzi tu bardziej o zachowanie pewnego zrównoważonego stanu umysłu niż o odcinanie się od czegokolwiek. Jeżeli jest ból, doświadczasz wtedy bólu, ale twój umysł nie walczy z tym uczuciem, więc jest to ból stricte fizyczny, nie wzmocniony dodatkowo żadną emocjonalną reakcją typu lęk, złość, itp.
Przykładowo mamy taką sytuacją: twój przyjaciel mówi do ciebie: "jesteś skończonym idiotą". Ale ty nie obrażasz się na te słowa, nie wpadasz w gniew, bo one ciebie nie dotykają. Ktoś kto jest przywiązany do samego siebie, wpadł by w gniew i rozpamietywałby to, dlaczego ta osoba nazwała go idiotą, itp.
gemsa84 napisał(a):zawsze kiedy nie dawałam już sobie rady ze swoimi problemami, powtarzałam sobie, że tak naprawdę to nie moja wina, a cierpienie jakie zsyła na mnie Bóg nie jest bezcelowe...jest ono wpisane w nasze życie i byłam w stanie się z tym pogodzić. Nigdy nie modliłam się o to, aby Bóg je zakończył, tylko o to, by dał mi siłę, abym mogła je znieśćOto mniej więcej chodzi
gemsa84 napisał(a):Pomagała, bo coś we mnie pękło i nie potrafię już zwracać się do Niego. Nie mam pojęcia co się stało...może to przez depresje, może moja wiara była zbyt słaba, aby mogła pokonać to co wydarzyło się w ostatnim czasie...Może udało by się Tobie do tego wrócić?