26 Cze 2016, Nie 4:07, PID: 554659
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26 Cze 2016, Nie 4:11 przez bulletskater.)
Shadowy.
Ja jeszcze niedawno, bo jakiś miesiąc temu pewnej nocy dostałem takiego załamania nerwowego, że płakałem jak przysłowiowa baba, byłem w takim stanie, że jedyne co miałem we łbie to rzucić się z mostu/bloku. To była druga taka jazda w ciągu ostatnich 2 miesięcy, wcześniej to doszło do takiego stanu, że już widziałem się na torach nieopodal z wyłożonym łebem. Myślę, że każdy kto się zmaga z tym w zaawansowanym stadium był przynajmniej raz w takim stanie o jakim myślę. Na pewno dobrze wiecie o co mi chodzi.
Poczytałem jednak trochę listów samobójców w necie, czytając jednej jakiejś dziewczynki czułem jakby mi serce pękło czytając jej list. Nie chcę nawet myśleć co potem przeżywali jej bliscy, mimo że nie pisała o nich zbyt dobrze.
http://zabic-bol.blog.onet.pl/2012/05/12...lny-anity/
Natrafiłem jednak potem na to:
http://fenomenzycia.blox.pl/2011/03/Cala...stwie.html
Może to jakiś stek bzdur wyssanych z palca, może jest to skądś zaczerpnięte, a może to najprawdziwsza prawda? Nie wiem ale wiem jedno, że od tamtej pory gdy to przeczytałem jakoś ochota na jakieś skoki z bloku mi całkiem odeszła.
Jeszcze coś takiego dało mi do myślenia:
http://www.vismaya-maitreya.pl/kryzys_du...o_cz5.html
Bardzo pomogła mi też pewna osoba z tego forum gdy myślałem o samobójstwie napisała mi na priva pewne rzeczy i ją tu pozdrawiam.
Spróbuj tej psychoterapii tylko konkretnej i spróbuj znaleźć w sobie resztki sił by podjąć jeszcze raz rękawice. Ja wierzę, że naprawdę szczere chęci do terapii + leki mogą Ci pomóc. Nie dajmy temu za wygraną, nawet jeśli oznacza to walkę przez całe życie to trudno. Jak to mówią - zawsze mogło być gorzej nie? (To ostatnie zdanie to tak z przymrużeniem oka.)
Ja jeszcze niedawno, bo jakiś miesiąc temu pewnej nocy dostałem takiego załamania nerwowego, że płakałem jak przysłowiowa baba, byłem w takim stanie, że jedyne co miałem we łbie to rzucić się z mostu/bloku. To była druga taka jazda w ciągu ostatnich 2 miesięcy, wcześniej to doszło do takiego stanu, że już widziałem się na torach nieopodal z wyłożonym łebem. Myślę, że każdy kto się zmaga z tym w zaawansowanym stadium był przynajmniej raz w takim stanie o jakim myślę. Na pewno dobrze wiecie o co mi chodzi.
Poczytałem jednak trochę listów samobójców w necie, czytając jednej jakiejś dziewczynki czułem jakby mi serce pękło czytając jej list. Nie chcę nawet myśleć co potem przeżywali jej bliscy, mimo że nie pisała o nich zbyt dobrze.
http://zabic-bol.blog.onet.pl/2012/05/12...lny-anity/
Natrafiłem jednak potem na to:
http://fenomenzycia.blox.pl/2011/03/Cala...stwie.html
Może to jakiś stek bzdur wyssanych z palca, może jest to skądś zaczerpnięte, a może to najprawdziwsza prawda? Nie wiem ale wiem jedno, że od tamtej pory gdy to przeczytałem jakoś ochota na jakieś skoki z bloku mi całkiem odeszła.
Jeszcze coś takiego dało mi do myślenia:
http://www.vismaya-maitreya.pl/kryzys_du...o_cz5.html
Bardzo pomogła mi też pewna osoba z tego forum gdy myślałem o samobójstwie napisała mi na priva pewne rzeczy i ją tu pozdrawiam.
Spróbuj tej psychoterapii tylko konkretnej i spróbuj znaleźć w sobie resztki sił by podjąć jeszcze raz rękawice. Ja wierzę, że naprawdę szczere chęci do terapii + leki mogą Ci pomóc. Nie dajmy temu za wygraną, nawet jeśli oznacza to walkę przez całe życie to trudno. Jak to mówią - zawsze mogło być gorzej nie? (To ostatnie zdanie to tak z przymrużeniem oka.)