02 Paź 2018, Wto 19:36, PID: 766428
Myślę, że po półtora roku przyszedł czas na aktualizację mojej sytuacji życiowej. Tym razem jednak będzie to bardziej pozytywny post i może, ktoś po przeczytaniu tego znajdzie w sobie siłę, żeby w swoim życiu też coś zmienić.
No więc minęło półtora roku, najbardziej intensywne i najciekawsze półtora roku w moim życiu, ale po kolei...
Nadal mam tę samą pracę o której pisałem w pierwszym poście, nadal te samo stanowisko, nawet więcej obowiązków niż wcześniej, ale nie jestem już przestraszonym króliczkiem w kącie. Odnalazłem się tam. Dużo się nauczyłem i w znacznej większości przypadków jestem samowystarczalny i nie muszę wołać o pomoc. Oczywiście czasem zdarza się, że czegoś nie potrafię, ale wtedy na luzie proszę o pomoc kolegę i razem się tym zajmujemy.
Tak, można powiedzieć, że mam tam kolegów mimo, że są o wiele starsi ode mnie to łączą nas dobre relacje. Można się pośmiać, powygłupiać, albo po prostu pogadać. Poza pracą nie utrzymujemy kontaktów, ale w pracy naprawdę jest ok. Czuję się tam bardzo swobodnie i wiem, że jestem u siebie. Znalazłem też swego rodzaju własną niszę. Kilka maszyn które głównie ja obsługuję, robię to codziennie od ponad roku, znam się na tym i dobrze się z tym czuję. Tak jak pisałem w zeszłym roku praca nadal bywa nudna i niewiele się dzieje przez większość czasu, ale wtedy po prostu siedzimy z kolegami i gadamy, albo zwyczajnie siedzę na telefonie, oglądam filmy, słucham muzyki, gram... po prostu mam luz. Wiadomo, czasem trzeba popracować, ale robię to na luzie własnym tempem i wiem, że nikt mnie nie będzie gonił. Rewelacyjna sytuacja gdyby nie ten ciągły hałas i brud, ale idzie przywyknąć. Najbardziej lubię nocki, wtedy jest spokój, nikt nie łazi tak jak rano i mam święty spokój, mogę robić co chcę. Zero kontaktu z ludźmi jeśli nie mam na to ochoty.
Zarobki są raczej takie sobie, ale ja nie narzekam. Przez ten czas odkąd tam pracuję dostałem umowę na stałe i 5 zł podwyżki na godzinę. Jako, że nadal mieszkam z rodzicami nie mam zbyt wiele wydatków i zdołałem już uzbierać kilkanaście tyś zł. Kupa kasy, coś co jakiś czas temu było dla mnie nie do pomyślenia. Nie narzekam więc na pieniądze, bardziej na brak czasu wolnego, ale o tym zaraz.
Wraz z pracą przyszły też inne zmiany. Znalazłem sobie dziewczynę, pierwszą w życiu. Jesteśmy już razem prawie półtora roku. Od kiedy się poznaliśmy moje życie nabrało jeszcze większego rozpędu. Pierwsza miłość, pocałunki, seks. Wspólne wyjazdy, pierwszy w życiu wyjazd sylwestrowy. Niedawno udało mi się spełnić jedno z moim wielkich marzeń i wyjechałem z moją kobietą na moje pierwsze wakacje zagraniczne i to od razu dosyć dalekie i egzotyczne. Jestem w stabilnym związku i dobrze mi z tym. W domu jestem gościem, bo każdy wolny dzień spędzam u mojej dziewczyny.
Podsumowując, aktualnie przez większość czasu w ogóle zapominam o fobii, bo w moim życiu codziennym nie daje już tylu objawów.
Teraz brakuje mi do szczęścia chyba jedynie samochodu. Nie mam go i nie zapowiada się, że prędko będę miał. Dlaczego? To skomplikowany temat na inną okazję. Taka mała sprawa, a tak potrafi utrudniać życie. Z braku samochodu ponad 3 godziny dziennie spędzam w autobusach i w drodze z i na przystanek. To samo tyczy się wyjazdu do mojej dziewczyny. Nie ważne czy upał, deszcz czy śnieg, każdego dnia muszę zapieprzać pieszo na przystanek. Nie raz przychodzę przemoczony do suchej nitki. Wstydzę się tego, bo razem ze mną autobusami jeżdżą przeważnie same stare baby. Wkurzające jest to, że jadąc samochodem dojechałbym do pracy w 15 min, ale autobusem zajmuje mi to ponad godzinę. Wszystko to powoduje u mnie ogromny wzrost frustracji i agresji. Zawsze denerwowali mnie obcy ludzie, ale kiedy nie wychodziłem z domu to nie było tylu bodźców. Teraz w komunikacji miejskiej otaczają mnie krzyki, tłok, przepychanie się. Próbuję odizolować się od tego słuchając muzyki, ale ileż można. Czasem potrzebuje po prostu się wyciszyć, zwłaszcza, biorąc pod uwagę warunki w mojej pracy.
Życie towarzyskie nie licząc dziewczyny nadal mam ubogie. Czasem brakuje mi jakiś kolegów z którymi mógłbym gdzieś wyskoczyć, pograć czy pogadać na wspólne interesujące nas tematy. Niestety nie mam na taki luksus czasu, ani możliwości. Po powrocie do domu autobusem jestem już wykończony i nie mam ochoty ponownie gdzieś jechać. Po pracy, kiedy siedzę w domu to nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Nudzę się okropnie i wiem w co włożyć ręce. Jakoś nie umiem się zrelaksować czy znaleźć sobie jakiegoś hobby. Nie wiem do końca czym jest to spowodowane, ale w sumie przed rozpoczęciem pracy było podobnie.
Jak więc widać wiele w moim życiu jest jeszcze do poprawienia, ale jest ogromny postęp, wyszedłem na prostą i sytuacja jest póki co stabilna i opanowana. Co ciekawe mój apetyt rośnie i chciałbym nadal ulepszać swoje życie. Póki co jednak nie bardzo wiem co dalej ze sobą zrobić. Nie mam pomysłu na siebie i jestem w kropce. Czasem po prostu łapię z tego powodu doły. Jak widać, nigdy nie jest na tyle dobrze żebym czuł się w pełni usatysfakcjonowany. Podkreślam jednak, że nie jest źle i wreszcie mogę znów zacząć patrzeć na swoje odbicie w lustrze nie czując już wstydu.
No więc minęło półtora roku, najbardziej intensywne i najciekawsze półtora roku w moim życiu, ale po kolei...
Nadal mam tę samą pracę o której pisałem w pierwszym poście, nadal te samo stanowisko, nawet więcej obowiązków niż wcześniej, ale nie jestem już przestraszonym króliczkiem w kącie. Odnalazłem się tam. Dużo się nauczyłem i w znacznej większości przypadków jestem samowystarczalny i nie muszę wołać o pomoc. Oczywiście czasem zdarza się, że czegoś nie potrafię, ale wtedy na luzie proszę o pomoc kolegę i razem się tym zajmujemy.
Tak, można powiedzieć, że mam tam kolegów mimo, że są o wiele starsi ode mnie to łączą nas dobre relacje. Można się pośmiać, powygłupiać, albo po prostu pogadać. Poza pracą nie utrzymujemy kontaktów, ale w pracy naprawdę jest ok. Czuję się tam bardzo swobodnie i wiem, że jestem u siebie. Znalazłem też swego rodzaju własną niszę. Kilka maszyn które głównie ja obsługuję, robię to codziennie od ponad roku, znam się na tym i dobrze się z tym czuję. Tak jak pisałem w zeszłym roku praca nadal bywa nudna i niewiele się dzieje przez większość czasu, ale wtedy po prostu siedzimy z kolegami i gadamy, albo zwyczajnie siedzę na telefonie, oglądam filmy, słucham muzyki, gram... po prostu mam luz. Wiadomo, czasem trzeba popracować, ale robię to na luzie własnym tempem i wiem, że nikt mnie nie będzie gonił. Rewelacyjna sytuacja gdyby nie ten ciągły hałas i brud, ale idzie przywyknąć. Najbardziej lubię nocki, wtedy jest spokój, nikt nie łazi tak jak rano i mam święty spokój, mogę robić co chcę. Zero kontaktu z ludźmi jeśli nie mam na to ochoty.
Zarobki są raczej takie sobie, ale ja nie narzekam. Przez ten czas odkąd tam pracuję dostałem umowę na stałe i 5 zł podwyżki na godzinę. Jako, że nadal mieszkam z rodzicami nie mam zbyt wiele wydatków i zdołałem już uzbierać kilkanaście tyś zł. Kupa kasy, coś co jakiś czas temu było dla mnie nie do pomyślenia. Nie narzekam więc na pieniądze, bardziej na brak czasu wolnego, ale o tym zaraz.
Wraz z pracą przyszły też inne zmiany. Znalazłem sobie dziewczynę, pierwszą w życiu. Jesteśmy już razem prawie półtora roku. Od kiedy się poznaliśmy moje życie nabrało jeszcze większego rozpędu. Pierwsza miłość, pocałunki, seks. Wspólne wyjazdy, pierwszy w życiu wyjazd sylwestrowy. Niedawno udało mi się spełnić jedno z moim wielkich marzeń i wyjechałem z moją kobietą na moje pierwsze wakacje zagraniczne i to od razu dosyć dalekie i egzotyczne. Jestem w stabilnym związku i dobrze mi z tym. W domu jestem gościem, bo każdy wolny dzień spędzam u mojej dziewczyny.
Podsumowując, aktualnie przez większość czasu w ogóle zapominam o fobii, bo w moim życiu codziennym nie daje już tylu objawów.
Teraz brakuje mi do szczęścia chyba jedynie samochodu. Nie mam go i nie zapowiada się, że prędko będę miał. Dlaczego? To skomplikowany temat na inną okazję. Taka mała sprawa, a tak potrafi utrudniać życie. Z braku samochodu ponad 3 godziny dziennie spędzam w autobusach i w drodze z i na przystanek. To samo tyczy się wyjazdu do mojej dziewczyny. Nie ważne czy upał, deszcz czy śnieg, każdego dnia muszę zapieprzać pieszo na przystanek. Nie raz przychodzę przemoczony do suchej nitki. Wstydzę się tego, bo razem ze mną autobusami jeżdżą przeważnie same stare baby. Wkurzające jest to, że jadąc samochodem dojechałbym do pracy w 15 min, ale autobusem zajmuje mi to ponad godzinę. Wszystko to powoduje u mnie ogromny wzrost frustracji i agresji. Zawsze denerwowali mnie obcy ludzie, ale kiedy nie wychodziłem z domu to nie było tylu bodźców. Teraz w komunikacji miejskiej otaczają mnie krzyki, tłok, przepychanie się. Próbuję odizolować się od tego słuchając muzyki, ale ileż można. Czasem potrzebuje po prostu się wyciszyć, zwłaszcza, biorąc pod uwagę warunki w mojej pracy.
Życie towarzyskie nie licząc dziewczyny nadal mam ubogie. Czasem brakuje mi jakiś kolegów z którymi mógłbym gdzieś wyskoczyć, pograć czy pogadać na wspólne interesujące nas tematy. Niestety nie mam na taki luksus czasu, ani możliwości. Po powrocie do domu autobusem jestem już wykończony i nie mam ochoty ponownie gdzieś jechać. Po pracy, kiedy siedzę w domu to nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Nudzę się okropnie i wiem w co włożyć ręce. Jakoś nie umiem się zrelaksować czy znaleźć sobie jakiegoś hobby. Nie wiem do końca czym jest to spowodowane, ale w sumie przed rozpoczęciem pracy było podobnie.
Jak więc widać wiele w moim życiu jest jeszcze do poprawienia, ale jest ogromny postęp, wyszedłem na prostą i sytuacja jest póki co stabilna i opanowana. Co ciekawe mój apetyt rośnie i chciałbym nadal ulepszać swoje życie. Póki co jednak nie bardzo wiem co dalej ze sobą zrobić. Nie mam pomysłu na siebie i jestem w kropce. Czasem po prostu łapię z tego powodu doły. Jak widać, nigdy nie jest na tyle dobrze żebym czuł się w pełni usatysfakcjonowany. Podkreślam jednak, że nie jest źle i wreszcie mogę znów zacząć patrzeć na swoje odbicie w lustrze nie czując już wstydu.