07 Sty 2009, Śro 10:10, PID: 108205
Ja codziennie wieczorem/w nocy przeżywam swoją śmierć. Marzę o tym, żeby się rano nie obudzić. Rano wstaje i przez pierwsze pół godziny zwracam się do życia. Wieczorem myślę, że już tego nie wytrzymam, że albo ze sobą skończę, albo po prostu się położę i będę leżał, nie pójdę do pracy. Rano trzeba wyrzucić te myśli. Pewnie można tak dosyć długo wytrzymać. Ja już tak ciągnę pół roku. Z przerwami co jakiś czas. Pół na pół.
Rano trzeba sobie wmówić, że przecież nie jest tak źle, że przecież dasz sobie radę, myśl o pieniądzach, przecież nie zabiją Cię w tej pracy, nic Ci nie grozi. Dasz radę, dasz radę, dasz radę. Po półgodzinnym odwlekaniu zerwania się z łóżka wreszcie wstaję, jem tą kanapkę, chociaż staje mi w gardle. Piję to herbatę. Myję się i do pracy. 8 godzin...
Sorki, 7 godzin, przecież godzinę się spóźniłem.
Rano trzeba sobie wmówić, że przecież nie jest tak źle, że przecież dasz sobie radę, myśl o pieniądzach, przecież nie zabiją Cię w tej pracy, nic Ci nie grozi. Dasz radę, dasz radę, dasz radę. Po półgodzinnym odwlekaniu zerwania się z łóżka wreszcie wstaję, jem tą kanapkę, chociaż staje mi w gardle. Piję to herbatę. Myję się i do pracy. 8 godzin...
Sorki, 7 godzin, przecież godzinę się spóźniłem.