07 Sty 2018, Nie 19:28, PID: 724215
(07 Sty 2018, Nie 15:30)bajka napisał(a): przez pierwsze dwa lata nie miałam znajomych na studiach, a jak się ktoś chyba próbował zakumplować to myslałam, że po prostu próbuje mnie wykpić, ośmieszyć przy innych (na pierwszym roku, jakoś na początku miał miejsce pewien incydent, ktoś coś do mnie powiedział, ja dostałam zawału, wszyscy się zaczęli śmiać w sali, tak wszyscy, wszyscy to słyszeli, już myślałam, że jestem skończona, po tym ta osoba dokończyła swoją myśl, która jednak była sympatyczna, i ogólnie ta osoba do końca była mega sympatyczna). chodziłam, bo ze strachu przed rodzicami nie wyobrażałam sobie, że mogłabym je rzucić- łatwiejsze do strawienia było dla mnie przeżycie tych czasem w moim odczuciu katorg, niż to, co miałoby się dziać w domu, gdybym rzuciła studia. jakoś w połowie drugiego roku zaczęłam brać dobre już leki, a na trzecim roku już mieliśmy wybrane specjalizacje, a co za tym idzie- mniejsze grupy i nawet się zakumplowałam z dwoma kolegami (na tyle, że jak były dwie godzinny przerwy to wychodziliśmy razem coś zjeść np., bo wtedy też przestałam się wstydzić jeść przy ludziach i w miejscach publicznych), a potem na 4 i 5 już mi tak nie zależało, nie czułam takiej presji, ale były dwie koleżanki (w małej grupie), z którymi się dogadywałam, nawet czasem w przerwie między zajęciami, albo przed zajęciami wychodziłyśmy wypić kawę, chociaż nieraz widziałam, że ktoś na mnie patrzy jak gdyby w bezruchu, a jego mina wyrażała: "co ona k...a zaraz zrobi? powie?".
"nieraz widziałam, że ktoś na mnie patrzy jak gdyby w bezruchu, a jego mina wyrażała: "co ona k...a zaraz zrobi? powie?". ---> często mi się zdarza, że ktoś w ten sposób na mnie patrzy w bezruchu. Okropne uczucie.
Zazdroszczę, że masz już za sobą czas studiów. :-)