26 Gru 2009, Sob 2:53, PID: 190653
U mnie w tym roku było jakoś dziwnie. Wigilia niby taka, jak co roku. Najbliższa rodzina, w sumie 13 dobrze znanych mi osób. Ale tylko gapiłam się w talerz i myślałam o jakichś pierdołach. Miałam nadzieję, że jakoś się "obudzę", jak pójdę na pasterkę (co roku chodzę z koleżanką, która jest wulkanem energii i poprawia mi humor). Ale tylko siedziałam, słuchając, jak chór śpiewa kolędy (a śpiewa obłędnie, tak nawiasem). Ale jak była "Kolęda dla nieobecnych" to już całkiem się pogrążyłam i mało brakowało, a znowu bym się rozwyła (tak, jak dwa lata temu, porażka ). Nigdy chyba się nie otrząsnę. Ale i tak najgorsze jest to myślenie. O ile byłoby łatwiej, gdyby dało się je wyłączyć. Eh, najważniejsze, że już tylko jeden dzień tej świątecznej farsy