05 Lip 2019, Pią 21:13, PID: 797926
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Lip 2019, Pią 21:16 przez forgetall.)
Opiszę moje stare wakacje. Niestety jest to prawdziwy opis, a nie komediowa licytacja kto miał gorzej.
Nienawidzę lata, nienawidzę upałów, mimo że już wygląda inaczej niż wtedy.
Jak chodziłem do szkoły to wakacje były najgorszym okresem w roku, bo pracowałem przez ponad 2 miesiące (ok. 70 dni) na polu, od rana do nocy, kilkanaście godzin dziennie. Bywało, że 7 dni w tygodniu, żadnych sobót wolnych, zwykle niedziele wolne. W każdej temperaturze, oczywiście najgorsze upaly w pełnym słońcu, bez cienia. I tak mniej więcej od 8 do 21 roku zycia. W dodatku w wakacje w bardziej zje*anym domu, a nie tam gdzie przez resztę roku, gdzie było mniej zje*anie.
Rówiesnicy w szkole narzekali, że skończyły sie wakacje, a ja się cieszyłem, że odpocznę.
Teraz nieważne co by się działo warunki mam o niebo lepsze. Powinienem czuć się jak w raju, ale chyba
mi zostało niezadowolenie z życia, wyryło się w głowie. Może teraz do mnie dotrze, że nie powinienem już narzekać i że teraz jest super i wszystko jest w moich rękach i jestem już wolny właściwie.
Wtedy czekałem na koniec tych 70 dni. Teraz w pracy czuje się podobnie bezsensu, ale nie ma ustalonego terminu końca, na szczęście nie pracuje codziennie i tylko 8 godzin i mam czas na próby wyrwania się i zmiany życia i jest klimatyzacja.
Nienawidzę lata, nienawidzę upałów, mimo że już wygląda inaczej niż wtedy.
Jak chodziłem do szkoły to wakacje były najgorszym okresem w roku, bo pracowałem przez ponad 2 miesiące (ok. 70 dni) na polu, od rana do nocy, kilkanaście godzin dziennie. Bywało, że 7 dni w tygodniu, żadnych sobót wolnych, zwykle niedziele wolne. W każdej temperaturze, oczywiście najgorsze upaly w pełnym słońcu, bez cienia. I tak mniej więcej od 8 do 21 roku zycia. W dodatku w wakacje w bardziej zje*anym domu, a nie tam gdzie przez resztę roku, gdzie było mniej zje*anie.
Rówiesnicy w szkole narzekali, że skończyły sie wakacje, a ja się cieszyłem, że odpocznę.
Teraz nieważne co by się działo warunki mam o niebo lepsze. Powinienem czuć się jak w raju, ale chyba
mi zostało niezadowolenie z życia, wyryło się w głowie. Może teraz do mnie dotrze, że nie powinienem już narzekać i że teraz jest super i wszystko jest w moich rękach i jestem już wolny właściwie.
Wtedy czekałem na koniec tych 70 dni. Teraz w pracy czuje się podobnie bezsensu, ale nie ma ustalonego terminu końca, na szczęście nie pracuje codziennie i tylko 8 godzin i mam czas na próby wyrwania się i zmiany życia i jest klimatyzacja.