21 Wrz 2019, Sob 12:10, PID: 805608
9
Za czym tak gonisz szukając rozwoju?
Chcesz się zmieniać. Chcesz budować nowe nawyki. Chcesz być lepszy, chcesz być idealnym pracownikiem, wymyślać, osiągać, budować. Ale jaka jest Twoja motywacja? Jakie jest podłoże tych chęci? Nie zawsze więcej to lepiej i nie zawsze „lepiej” to lepiej.
Wszystkie osoby, które przychodzą do mnie po poradę lub na terapię chciałyby coś zmienić. To, co jest i jak jest aktualnie nie zadawala ich. Ale która ich wewnętrzna część nie jest zadowolona i z której innej wewnętrznej części? Zdarzają się sytuacje, w których nie jest zadowolony Wewnętrzny Krytyk. Dosłownie to on ich wysłał na psychoterapię, by w końcu zaczęły być idealne, by wszystko się udawało, by nie popełniać już błędów, być bardziej wydajnym i wypełniającym plany. Jednak to wszytko się nie udaje, co wywołuje niezadowolenie i cierpienie. Krytyk podpowiada, że cierpienie jest efektem niedoskonałego działania, więc ciśnie. Zazwyczaj jednak źródło bólu jest nietrafnie rozpoznane. To Krytyk, to nieustające wymagania powodują, że trudno jest odnaleźć wewnętrzne ukojenie.
Wyobraźmy sobie kogoś, kto przez całe życie goni za osiąganiem czegoś więcej. Rozwija się, szuka, kształtuje fantastyczne nawyki lub próbuje to robić. Staje się to wewnętrznym przymusem, a przymus ma to do siebie, że wywołuje niepokój i napięcie. Znanym sposobem redukowania tego napięcia jest robienie jeszcze więcej. No chyba, że już się nie da, już nie ma siły. Wtedy pojawiają się wyrzuty sumienia i dyskomfort, który trzeba w jakiś sposób zagłuszyć. Więc zagłusza, choć na chwilę. A potem znów odzywa się potrzeba robienia więcej, ciągle więcej.
Taki wewnętrzny przymus mógł powstać w ten sposób: będąc dzieckiem słyszał (widział i doświadczał), że wartościowi ludzie to tacy, co coś osiągają. Jego rodzice podziwiali tych, którzy wiele potrafią albo przekraczają swoje ograniczenia. Popełnianie błędów, czy bycie „słabym” nie było dopuszczalne. Chwaliło się za osiągnięcia, a czasem nie chwaliło się wprost tylko opowiadało znajomym jakiego to się ma syna/córkę. Może nawet chwalenia nie było wcale, tylko niejasna obietnica, że gdy w końcu zrobi coś dobrze, to otrzyma uznanie.
Po to, by zyskać miłość i uznanie, musiał się ten człowiek skupić na osiąganiu sukcesów. Liczył, że gdy osiągnie wystarczająco wiele, w końcu najważniejsze osoby w życiu to docenią, docenią jego samego. Z czasem podobny schemat zaczął stosować wobec samego siebie. Nie nauczył się szanować, kochać, akceptować siebie za to, że po prostu jest. Nie, musi ciągle coś osiągać, by udowodnić sobie, że jednak ma jakąś wartość – podstawowe założenie jest takie, że do niczego się nie nadaje, póki nie udowodni, że jest inaczej. Odchudza się, ćwiczy z Ewą Ch., pisze doktorat, publikuje książki, biega w triatlonie. Czy mu to wychodzi, czy nie – to nie ma większego znaczenia. Ulepsza siebie, tworzy cele, czyta o tym jak to musi dać radę, wytrzymać, zmierzyć się ze swoim lękiem i lenistwem, robić, nie mieć wymówek. Nikt nie zakłada, że może ten opór, to że się czasem nie chce, jest wewnętrznym krzykiem o chwilę wytchnienia, o zmniejszenie presji. Robi plany działania, które lepiej lub gorzej realizuje. Gdzieś krąży niejasne poczucie, że da się żyć w inny sposób, można zrobić coś, by poczuć się lepiej, spokojniej. Ale gdy przestaje gonić i robić zaczyna znów odczuwać napięcie, niezadowolenie z siebie, niepokój. Nie może przestać, bo Wewnętrzny Krytyk go zje żywcem. A tak, to tylko systematycznie od środka podjada.
Nikt nie ma na tyle odporności, by bez żadnych konsekwencji mierzyć się z takim podjadaniem. Można opaść z sił pod naporem wewnętrznego poganiania i w ostatnim akcie obrony wpaść w „depresję”, która nazwana „chorobą” w końcu pozwala na chwilę odpoczynku i nie robienia zbyt wiele. Można radzić sobie z napięciem pijąc alkohol, biorąc narkotyki, szukając romansów, grając w gry komputerowe czy biorąc leki. Może nie być wcale tak drastycznie – ciągłe zabieganie i zajmowanie się osiąganiem powoduje, że jest mniej czasu dla rodziny i człowiek stwierdza, że coś jest nie tak – a Krytyk dodaje „tak, nie jesteś idealnym rodzicem i partnerem, zrób coś z sobą!”. Niektórych w końcu dopada pustka i nie chcące odczepić się pytanie „po co to wszystko?”. Z każdym kolejnym osiągnięciem (lub planem działania, bo czasem nawet się nie udaje dojść do momentu działania) jest chwila ulgi, a potem znów dojmująca pustka i poczucie beznadziejności.
Taka osoba nie potrzebuje usprawnień w rodzaju budowania nowych nawyków czy bardziej produktywnego działania. Potrzebuje zobaczyć swój wewnętrzny dramat, opresję jaka dzieje się dosłownie pod jej nosem. Obronić swoją słabszą część, przekonać się, że czasem można być miękkim, a nie twardym. Zobaczyć, że utożsamiając się z siłą Wewnętrznego Krytyka bez uwzględnienia sposobu w jaki on działa, prowadzi do zadawania sobie kolejnych ran. Często trzeba porzucić nadzieję, że mama czy tata w końcu docenią, w końcu powiedzą – tak, świetnie Ci poszło, jesteśmy z Ciebie dumni, a teraz możesz odpocząć. Oni tego już nie powiedzą, ale ona sama może. A potem przychodzi czas na szukanie innej wartości życia niż tylko osiągnięcia. I można odnaleźć prawdziwego siebie, będącego całością, sukcesami i porażkami, wadami i zaletami, i wszystkim innym. I zazwyczaj dopiero to przynosi spokój i ulgę. Trzeba sobie tylko na to pozwolić.
http://pozaschematy.pl/2013/09/23/za-czym-gonisz/
Za czym tak gonisz szukając rozwoju?
Chcesz się zmieniać. Chcesz budować nowe nawyki. Chcesz być lepszy, chcesz być idealnym pracownikiem, wymyślać, osiągać, budować. Ale jaka jest Twoja motywacja? Jakie jest podłoże tych chęci? Nie zawsze więcej to lepiej i nie zawsze „lepiej” to lepiej.
Wszystkie osoby, które przychodzą do mnie po poradę lub na terapię chciałyby coś zmienić. To, co jest i jak jest aktualnie nie zadawala ich. Ale która ich wewnętrzna część nie jest zadowolona i z której innej wewnętrznej części? Zdarzają się sytuacje, w których nie jest zadowolony Wewnętrzny Krytyk. Dosłownie to on ich wysłał na psychoterapię, by w końcu zaczęły być idealne, by wszystko się udawało, by nie popełniać już błędów, być bardziej wydajnym i wypełniającym plany. Jednak to wszytko się nie udaje, co wywołuje niezadowolenie i cierpienie. Krytyk podpowiada, że cierpienie jest efektem niedoskonałego działania, więc ciśnie. Zazwyczaj jednak źródło bólu jest nietrafnie rozpoznane. To Krytyk, to nieustające wymagania powodują, że trudno jest odnaleźć wewnętrzne ukojenie.
Wyobraźmy sobie kogoś, kto przez całe życie goni za osiąganiem czegoś więcej. Rozwija się, szuka, kształtuje fantastyczne nawyki lub próbuje to robić. Staje się to wewnętrznym przymusem, a przymus ma to do siebie, że wywołuje niepokój i napięcie. Znanym sposobem redukowania tego napięcia jest robienie jeszcze więcej. No chyba, że już się nie da, już nie ma siły. Wtedy pojawiają się wyrzuty sumienia i dyskomfort, który trzeba w jakiś sposób zagłuszyć. Więc zagłusza, choć na chwilę. A potem znów odzywa się potrzeba robienia więcej, ciągle więcej.
Taki wewnętrzny przymus mógł powstać w ten sposób: będąc dzieckiem słyszał (widział i doświadczał), że wartościowi ludzie to tacy, co coś osiągają. Jego rodzice podziwiali tych, którzy wiele potrafią albo przekraczają swoje ograniczenia. Popełnianie błędów, czy bycie „słabym” nie było dopuszczalne. Chwaliło się za osiągnięcia, a czasem nie chwaliło się wprost tylko opowiadało znajomym jakiego to się ma syna/córkę. Może nawet chwalenia nie było wcale, tylko niejasna obietnica, że gdy w końcu zrobi coś dobrze, to otrzyma uznanie.
Po to, by zyskać miłość i uznanie, musiał się ten człowiek skupić na osiąganiu sukcesów. Liczył, że gdy osiągnie wystarczająco wiele, w końcu najważniejsze osoby w życiu to docenią, docenią jego samego. Z czasem podobny schemat zaczął stosować wobec samego siebie. Nie nauczył się szanować, kochać, akceptować siebie za to, że po prostu jest. Nie, musi ciągle coś osiągać, by udowodnić sobie, że jednak ma jakąś wartość – podstawowe założenie jest takie, że do niczego się nie nadaje, póki nie udowodni, że jest inaczej. Odchudza się, ćwiczy z Ewą Ch., pisze doktorat, publikuje książki, biega w triatlonie. Czy mu to wychodzi, czy nie – to nie ma większego znaczenia. Ulepsza siebie, tworzy cele, czyta o tym jak to musi dać radę, wytrzymać, zmierzyć się ze swoim lękiem i lenistwem, robić, nie mieć wymówek. Nikt nie zakłada, że może ten opór, to że się czasem nie chce, jest wewnętrznym krzykiem o chwilę wytchnienia, o zmniejszenie presji. Robi plany działania, które lepiej lub gorzej realizuje. Gdzieś krąży niejasne poczucie, że da się żyć w inny sposób, można zrobić coś, by poczuć się lepiej, spokojniej. Ale gdy przestaje gonić i robić zaczyna znów odczuwać napięcie, niezadowolenie z siebie, niepokój. Nie może przestać, bo Wewnętrzny Krytyk go zje żywcem. A tak, to tylko systematycznie od środka podjada.
Nikt nie ma na tyle odporności, by bez żadnych konsekwencji mierzyć się z takim podjadaniem. Można opaść z sił pod naporem wewnętrznego poganiania i w ostatnim akcie obrony wpaść w „depresję”, która nazwana „chorobą” w końcu pozwala na chwilę odpoczynku i nie robienia zbyt wiele. Można radzić sobie z napięciem pijąc alkohol, biorąc narkotyki, szukając romansów, grając w gry komputerowe czy biorąc leki. Może nie być wcale tak drastycznie – ciągłe zabieganie i zajmowanie się osiąganiem powoduje, że jest mniej czasu dla rodziny i człowiek stwierdza, że coś jest nie tak – a Krytyk dodaje „tak, nie jesteś idealnym rodzicem i partnerem, zrób coś z sobą!”. Niektórych w końcu dopada pustka i nie chcące odczepić się pytanie „po co to wszystko?”. Z każdym kolejnym osiągnięciem (lub planem działania, bo czasem nawet się nie udaje dojść do momentu działania) jest chwila ulgi, a potem znów dojmująca pustka i poczucie beznadziejności.
Taka osoba nie potrzebuje usprawnień w rodzaju budowania nowych nawyków czy bardziej produktywnego działania. Potrzebuje zobaczyć swój wewnętrzny dramat, opresję jaka dzieje się dosłownie pod jej nosem. Obronić swoją słabszą część, przekonać się, że czasem można być miękkim, a nie twardym. Zobaczyć, że utożsamiając się z siłą Wewnętrznego Krytyka bez uwzględnienia sposobu w jaki on działa, prowadzi do zadawania sobie kolejnych ran. Często trzeba porzucić nadzieję, że mama czy tata w końcu docenią, w końcu powiedzą – tak, świetnie Ci poszło, jesteśmy z Ciebie dumni, a teraz możesz odpocząć. Oni tego już nie powiedzą, ale ona sama może. A potem przychodzi czas na szukanie innej wartości życia niż tylko osiągnięcia. I można odnaleźć prawdziwego siebie, będącego całością, sukcesami i porażkami, wadami i zaletami, i wszystkim innym. I zazwyczaj dopiero to przynosi spokój i ulgę. Trzeba sobie tylko na to pozwolić.
http://pozaschematy.pl/2013/09/23/za-czym-gonisz/