29 Sie 2011, Pon 22:30, PID: 269459
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Sie 2011, Pon 22:31 przez aetos.)
Pomyślcie tylko- psycholodzy to mają dobrze.
Gdy naukowiec-psychiatra chce udowodnić jakąś hipotezę, musi- dla przykładu- udowodnić wpływ danej substancji chemicznej na ludzki układ nerwowy. Gdy neurolog dokona jakiegoś odkrycia, musi- dla przykładu- wykazać wpływ uszkodzenia danego obszaru mózgu na funkcjonowanie człowieka. Gdy psycholog dokona jakiegoś odkrycia musi... hm... musi... hm... no właśnie, nic nie musi. Nie musi grzebać pomiędzy neuronami układu nerwowego, żeby odnaleźć obszar mózgu odpowiedzialny za dany schemat zachowań. Nie musi traktować układu nerwowego szczurów laboratoryjnych neuroprzekaźnikami, by zobaczyć reakcję naszych dalekich ewolucyjnych krewnych na nadmiar przekaźnika synaptycznego. Po prostu tworzy teorię która WYDAJE się poprawnie opisywać ludzkie zachowania.
Cóż, jak pokazuje historia, zbyt często psychologom coś się wydawało. Jest to dość interesujące zważywszy na fakt, iż fakty pozostają niezmienne. I tak długo jak psycholodzy będą opierać się na PRZESŁANKACH, a nie na DOWODACH, jeszcze nie raz dowiemy się, że pewnemu psychologowi coś się wydawało (por. Karl Popper- Logika odkrycia naukowego, Tomasz Witkowski- Zakazana psychologia).
Ostatnio usłyszeliśmy o prokrastynacji. Co ważne- o chorobie zwanej prokrastynacją. Kolejne słowo, które możemy napisać pod stale wydłużającą się listą z tytułem choroby cywilizacyjne.
Jaka wdzięczna nazwa. Zaburzenia spowodowane obecnym kształtem ludzkiej cywilizacji. Brak energii do działania, odkładanie, złość z powodu niespełnionych ambicji. Trzeba przykleić etykietkę. Niech będą zaburzenia psychiczne. Próbujemy leczyć chorego. Leki, psychoterapia. Powinno pomóc. Psychoterapia jest cholernie droga, ale chory wreszcie czuje się, jakby miał prawdziwego przyjaciela. Przyjaciel po osiem dych za godzinę. Jak się nie ma co się lubi...
Wreszcie. Prokrastynator wyzdrowiał. Jest pełen zapału do nauki. Kończy studia, zna dwa języki obce. Bez problemu znajduje pracę. Później jak u każdego- miłość, dziecko, małżeństwo, kredyt, mieszkanie, samochód.
O to właśnie chodziło, prawda?
Gó*no prawda. Z ludźmi jest wszystko w porządku. To naturalne, że nie czują motywacji do rzucania się w ten cholerny wyścig szczurów, wymagający od nich długich godzin spędzonych na sprzecznych z intuicją czynnościach. Leczyć to można ten system, w przypadku tzw. prokrastynatorów jest to najzwyklejsze przekształcanie w bezmyślny trybik systemowej maszyny.
Gdy naukowiec-psychiatra chce udowodnić jakąś hipotezę, musi- dla przykładu- udowodnić wpływ danej substancji chemicznej na ludzki układ nerwowy. Gdy neurolog dokona jakiegoś odkrycia, musi- dla przykładu- wykazać wpływ uszkodzenia danego obszaru mózgu na funkcjonowanie człowieka. Gdy psycholog dokona jakiegoś odkrycia musi... hm... musi... hm... no właśnie, nic nie musi. Nie musi grzebać pomiędzy neuronami układu nerwowego, żeby odnaleźć obszar mózgu odpowiedzialny za dany schemat zachowań. Nie musi traktować układu nerwowego szczurów laboratoryjnych neuroprzekaźnikami, by zobaczyć reakcję naszych dalekich ewolucyjnych krewnych na nadmiar przekaźnika synaptycznego. Po prostu tworzy teorię która WYDAJE się poprawnie opisywać ludzkie zachowania.
Cóż, jak pokazuje historia, zbyt często psychologom coś się wydawało. Jest to dość interesujące zważywszy na fakt, iż fakty pozostają niezmienne. I tak długo jak psycholodzy będą opierać się na PRZESŁANKACH, a nie na DOWODACH, jeszcze nie raz dowiemy się, że pewnemu psychologowi coś się wydawało (por. Karl Popper- Logika odkrycia naukowego, Tomasz Witkowski- Zakazana psychologia).
Ostatnio usłyszeliśmy o prokrastynacji. Co ważne- o chorobie zwanej prokrastynacją. Kolejne słowo, które możemy napisać pod stale wydłużającą się listą z tytułem choroby cywilizacyjne.
Jaka wdzięczna nazwa. Zaburzenia spowodowane obecnym kształtem ludzkiej cywilizacji. Brak energii do działania, odkładanie, złość z powodu niespełnionych ambicji. Trzeba przykleić etykietkę. Niech będą zaburzenia psychiczne. Próbujemy leczyć chorego. Leki, psychoterapia. Powinno pomóc. Psychoterapia jest cholernie droga, ale chory wreszcie czuje się, jakby miał prawdziwego przyjaciela. Przyjaciel po osiem dych za godzinę. Jak się nie ma co się lubi...
Wreszcie. Prokrastynator wyzdrowiał. Jest pełen zapału do nauki. Kończy studia, zna dwa języki obce. Bez problemu znajduje pracę. Później jak u każdego- miłość, dziecko, małżeństwo, kredyt, mieszkanie, samochód.
O to właśnie chodziło, prawda?
Gó*no prawda. Z ludźmi jest wszystko w porządku. To naturalne, że nie czują motywacji do rzucania się w ten cholerny wyścig szczurów, wymagający od nich długich godzin spędzonych na sprzecznych z intuicją czynnościach. Leczyć to można ten system, w przypadku tzw. prokrastynatorów jest to najzwyklejsze przekształcanie w bezmyślny trybik systemowej maszyny.