13 Lip 2009, Pon 13:01, PID: 163433
Oy tak, umiem świetnie udawać; aktorzenie niemal mi weszło w krew. Nigdy nie chciałem, żeby ktoś myślał, że jestem nieśmiały czy delikatny więc zgrywałem zimnego dupka. Ludzie myśleli, że jestem bardzo pewny siebie. Zawsze miałem dobre wyniki w nauce, ludzie myśleli, że jestem inteligentny i wszystko mi przychodzi bez najmniejszego wysiłku, ja się po prostu sporo uczyłem. Ale utwierdzałem ich w tym przekonaniu. Od dawna boję się oceniania mnie i wyrabiania sobie opinii o mnie, odrzucenia i braku akceptacji (z tego co pamiętam, początki na czacie były straszne pod tym względem ), więc ich nie szukałem. Udawałem, że mi nie zależy na towarzystwie innych, na sympatii dziewczyn, cała mową ciała wyrażałem jedno: 'spadajcie'. Czy można zostać odrzuconym, gdy się nie szuka akceptacji? Ano nie
Najgorsze jest to, że zwykle sprawiam bardzo dobre pierwsze wrażenie; ludzie są mili, uśmiechają się, blah, blah, blah.. Ja myślę 'WTF, przecież ja taki nie jestem, przecież mnie się nie da lubić'. I starałem się dorównać wyobrażeniom innych o mnie; i znowu aktorzenie, aktorzenie. Najgorsze jest to, że gdy się zaczyna już na szczycie to jedyne co można zrobić to albo balansować albo zlecieć i skręcić sobie kark. (w necie też aktorzyłem; to już chyba chore.. na szczęście udało mi się w miarę bezboleśnie zejść ze szczytu, spadając może tylko z kilku grani i tłukąc sobie tyłek; odkąd wydało się, że jestem smutny i nudny [gł. na czacie] czuję się o wiele lepiej )
Oy, sporo tych masek.
Tak nienawidzę ściągać na siebie uwagi. Problem w tym, że prezentuję się dosyć charakterystycznie - chudy, rudy dryblas i czasem mam wrażenie, że ściągam uwagę, nawet jeśli tak nie jest. [i ludzie mnie zapamiętują; kiedyś trafiłem do klasy z kolesiem, z którym byłem na koloniach parę lat wcześniej; za nic go nie poznałem a on od razu 'siema'; czasem ktoś mi powie na ulicy 'cześć' a ja myślę 'WTF, kim ty jesteś człowieku?']
Nienawidzę interakcji międzyludzkich; to wszystko jest zbyt trudne i przykre. Najchętniej bym się zaszył w jakiejś jamie i został pustelnikiem.
Czasem mi się wydaje, że nie znam siebie. Czasem mi się wydaje, że znam, ale bardzo ale to bardzo mi się nie podoba to co widzę. A czasem wydaje mi się, że nie ma żadnego mnie, że jest tylko skorupa, robot, pustka, aktor. Że potrafię jedynie myśleć myślami innych i być takim jakim mnie inni widzą. Że proces dezintegracji osobowości spowodowany zbyt długą ucieczką przed sobą i powiązanymi problemami zrobił swoje. Ale sam już nie wiem, co jest prawdą. Może nic, a może wszystko, po trochu?
Chorerne zmiany postrzegania; rozdziesięciorzenie jaźni? Sweet
Przepraszam za kobyłke... jak już zaczynam pisać, to piszę, i piszę, i piszę...
Najgorsze jest to, że zwykle sprawiam bardzo dobre pierwsze wrażenie; ludzie są mili, uśmiechają się, blah, blah, blah.. Ja myślę 'WTF, przecież ja taki nie jestem, przecież mnie się nie da lubić'. I starałem się dorównać wyobrażeniom innych o mnie; i znowu aktorzenie, aktorzenie. Najgorsze jest to, że gdy się zaczyna już na szczycie to jedyne co można zrobić to albo balansować albo zlecieć i skręcić sobie kark. (w necie też aktorzyłem; to już chyba chore.. na szczęście udało mi się w miarę bezboleśnie zejść ze szczytu, spadając może tylko z kilku grani i tłukąc sobie tyłek; odkąd wydało się, że jestem smutny i nudny [gł. na czacie] czuję się o wiele lepiej )
Oy, sporo tych masek.
Tak nienawidzę ściągać na siebie uwagi. Problem w tym, że prezentuję się dosyć charakterystycznie - chudy, rudy dryblas i czasem mam wrażenie, że ściągam uwagę, nawet jeśli tak nie jest. [i ludzie mnie zapamiętują; kiedyś trafiłem do klasy z kolesiem, z którym byłem na koloniach parę lat wcześniej; za nic go nie poznałem a on od razu 'siema'; czasem ktoś mi powie na ulicy 'cześć' a ja myślę 'WTF, kim ty jesteś człowieku?']
Nienawidzę interakcji międzyludzkich; to wszystko jest zbyt trudne i przykre. Najchętniej bym się zaszył w jakiejś jamie i został pustelnikiem.
Czasem mi się wydaje, że nie znam siebie. Czasem mi się wydaje, że znam, ale bardzo ale to bardzo mi się nie podoba to co widzę. A czasem wydaje mi się, że nie ma żadnego mnie, że jest tylko skorupa, robot, pustka, aktor. Że potrafię jedynie myśleć myślami innych i być takim jakim mnie inni widzą. Że proces dezintegracji osobowości spowodowany zbyt długą ucieczką przed sobą i powiązanymi problemami zrobił swoje. Ale sam już nie wiem, co jest prawdą. Może nic, a może wszystko, po trochu?
Chorerne zmiany postrzegania; rozdziesięciorzenie jaźni? Sweet
Przepraszam za kobyłke... jak już zaczynam pisać, to piszę, i piszę, i piszę...