04 Lis 2020, Śro 9:41, PID: 831382
Ja w swoim fantazjowaniu poszłam trochę za daleko. Jestem przykładem na to, że fantazjowanie może zaszkodzić. Przeniosłam osoby z moich fantazji do życia realnego tzn. opowiadałam o nich moim realnym znajomym, założyłam jednej z tej osób fikcyjne konto na Facebooku, dałam zdjęcie jakiegoś gościa i spędziłam trochę czasu żeby znaleźć mu jakiś wirtualnych znajomych i go trochę urzeczywistnić. Ten "koleś" spodobał się nawet mojej koleżance... i trochę z nią musiałam pogadać na tym koncie ale później ja spławiam bo nie mogłam jej spojrzeć w oczy. Oczywiście pisałam sama ze sobą przez Messenger o.O był wspaniałym przyjacielem, takiego jakiego zawsze chciałam mieć, hahah. Do czasu aż mój chłopak to odkrył i powiedział, że jestem popieprzona i kim ja właściwie jestem. To było bolesne zderzenie z rzeczywistością. (Odkrył to w tym roku, jakoś latem) Prawie się rozstaliśmy. Od czasu jak mu o wszystkim powiedziałam staram się tego nie robić, chociaż jest to coś w rodzaju natrętnych myśli, kilka dni temu jak wypiłam trochę wina i jechałam samochodem (jako pasażer) to już nieźle odpłynęłam. Mam chlopaka, kocham go a wyobrażam sobie czasem jakiegoś gościa podobnego zupełnie do nikogo, jak sobie razem flirtujemy i wgl. O.o czasem włączam muzykę i udaje że gram jakby w filmie, wymyślam jakąś fabułę i jestem wszystkimi aktorami, wypowiadam ich dialogi, zwłaszcza jak miałam depresję to wyobrażałam sobie jakieś dramaty, płacze, przemoc i aż miałam zły w oczach. Zawsze czułam, że to jest poryte ale jak większość pisze to była przyjemność, ucieczka od rzeczywistości. Pamiętam jak to się zaczęło, jak byłam mała to przed zaśnięciem wymyślałam sobie takie właśnie historyjki, nie wiem czemu były one prawie zawsze dramatyczne, bójki, gwałty, kłótnie, potem było godzenie się i happy end o.O i tak dzień w dzień przed zaśnięciem, ale w ciągu dnia tak nie miałam, dopiero w okresie gimnazjum się zaczęły właśnie takie natręctwa, podczas depresji, dużej samotności bo nowa szkoła i problemy adaptacyjne, zaczęłam marzyć o przyjacielu właśnie, takiej bratniej duszy etc. No to sobie go wymyśliłam, tylko, że przez to nie szukałam przyjaciół w realu.. a w glębi siebie czułam, że ta osoba nie istnieje i nigdy takiej nie poznam i to mnie dołowało jeszcze bardziej... ale ta pseudo znajomość trwała kilka ładnych lat, nie pisałam z nim codziennie, czasem kilka miesięcy przerwy. Wymyśliłam mu życiorys, był oczywiście narkomanem, pijakiem ale z dobrym sercem, pfhahah. Pomagaliśmy sobie wzajemnie w problemach.. no generalnie coś bardzo porytego, a zaczęło się też niewinnie. Cieszę się, że zeszłam na ziemię, czuję się dużo lepiej, chociaż to ciągła walka ze sobą, jak się robi coś od dziecka ciężko z tym skończyć od tak. Można powiedzieć, że się przywiązałam do tej "osoby"
Z kolei gadanie ze sobą jak nikogo nie ma w domu już nie wydaje się mi takie złe, bo w końcu jednak uczysz się jakiegoś rodzaju komunikacji, czasem poprawiam swoje wypowiedzi i powtarzam je jeszcze raz, a wiadomo, że jak nikt nie słucha to mu to nie przeszkadza. Przez większość dnia nie otwieram do nikogo gęby więc boję się czasem, że cofnę się w rozwoju przez to i już całkiem stracę umiejętności rozmowy z ludźmi. Ale to też jest jak uzależnienie, gadam jak sprzatam, jak gotuje, podczas różnych czynności. Czasem się dziwie jak mój mózg to odcina, że z chwilą gdy ktoś wraca do domu te moje gadanie ze sobą się wyłącza a gdy zostaje sama się załącza. Akurat rozmawianiem sama ze sobą się tak nie fazuje jak fantazjowaniem, ewentualnie często sprawdzam czy ktoś wrócił do domu żeby przypadkiem nie usłyszał.
Z kolei gadanie ze sobą jak nikogo nie ma w domu już nie wydaje się mi takie złe, bo w końcu jednak uczysz się jakiegoś rodzaju komunikacji, czasem poprawiam swoje wypowiedzi i powtarzam je jeszcze raz, a wiadomo, że jak nikt nie słucha to mu to nie przeszkadza. Przez większość dnia nie otwieram do nikogo gęby więc boję się czasem, że cofnę się w rozwoju przez to i już całkiem stracę umiejętności rozmowy z ludźmi. Ale to też jest jak uzależnienie, gadam jak sprzatam, jak gotuje, podczas różnych czynności. Czasem się dziwie jak mój mózg to odcina, że z chwilą gdy ktoś wraca do domu te moje gadanie ze sobą się wyłącza a gdy zostaje sama się załącza. Akurat rozmawianiem sama ze sobą się tak nie fazuje jak fantazjowaniem, ewentualnie często sprawdzam czy ktoś wrócił do domu żeby przypadkiem nie usłyszał.