19 Kwi 2011, Wto 19:02, PID: 249799
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19 Kwi 2011, Wto 19:05 przez ostnica.)
Świetny wątek gp312.
Moja fobia, a raczej niepewność i słabość psychiczna (osobowości unikającej) dyskwalifikują mnie do pracy z ludźmi potrzebującymi pomocy = wsparcia/opieki, tzn. dziećmi, niepełnosprawnymi. Podziwiam Was Ale coś mnie zagnało do pracy na rzecz wykluczonych, czyli równouprawnienia osób nieheteroseksualnych. To dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy z życiu. Grunt to być przekonanym do tego, co się robi. Dostaję skrzydeł, chęci, po zmęczeniu wracam jak bumerang i sama dziwię się swojemu uporowi. Dużo w takiej pracy frajdy i możliwości rozwoju, z których może nie do końca korzystam, utrzymując pewien dystans, jak w każdej innej dziedzinie z ludźmi i zadaniami... Boję się zaangażowania i odpowiedzialności. Mam poczucie, że nie należę do żadnej z grup i stąd pęd do pomocy innym, którzy są poza grupą lub na jej skraju. Oraz chyba chęć znalezienia się w jakiejś wspólnocie. Do pracy ogrodnika akurat pasuje dodatkowa aktywność, w której mogę trochę ruszyć głową a trochę dupsko i spotkać się z ludźmi. Łatwo nie jest, ale jakoś to działa.
BlankAvatar - proponuję połączyć wydarzenia kulturalne z pracą pro bono - pobawić się w organizatora koncertów/festiwali/itp. dla ludzi i miasta, niekoniecznie samodzielnego, może jest jakaś grupa, która coś podobnego robi, sprawny MOK. Ewentualnie wolontariat przy Erze NH czy czymś w tym rodzaju, taka nawet mrówcza praca, za to z ludźmi, dla idei i pewnych profitów
Moja fobia, a raczej niepewność i słabość psychiczna (osobowości unikającej) dyskwalifikują mnie do pracy z ludźmi potrzebującymi pomocy = wsparcia/opieki, tzn. dziećmi, niepełnosprawnymi. Podziwiam Was Ale coś mnie zagnało do pracy na rzecz wykluczonych, czyli równouprawnienia osób nieheteroseksualnych. To dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy z życiu. Grunt to być przekonanym do tego, co się robi. Dostaję skrzydeł, chęci, po zmęczeniu wracam jak bumerang i sama dziwię się swojemu uporowi. Dużo w takiej pracy frajdy i możliwości rozwoju, z których może nie do końca korzystam, utrzymując pewien dystans, jak w każdej innej dziedzinie z ludźmi i zadaniami... Boję się zaangażowania i odpowiedzialności. Mam poczucie, że nie należę do żadnej z grup i stąd pęd do pomocy innym, którzy są poza grupą lub na jej skraju. Oraz chyba chęć znalezienia się w jakiejś wspólnocie. Do pracy ogrodnika akurat pasuje dodatkowa aktywność, w której mogę trochę ruszyć głową a trochę dupsko i spotkać się z ludźmi. Łatwo nie jest, ale jakoś to działa.
BlankAvatar - proponuję połączyć wydarzenia kulturalne z pracą pro bono - pobawić się w organizatora koncertów/festiwali/itp. dla ludzi i miasta, niekoniecznie samodzielnego, może jest jakaś grupa, która coś podobnego robi, sprawny MOK. Ewentualnie wolontariat przy Erze NH czy czymś w tym rodzaju, taka nawet mrówcza praca, za to z ludźmi, dla idei i pewnych profitów