02 Kwi 2008, Śro 18:15, PID: 18048
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02 Kwi 2008, Śro 19:01 przez wtf?!.)
Apropos tej młodości - mam nieodparte wrażenie, że z każdym dniem ją tracę. No ale cóż, nie każdemu się życie układa... Najgorsze jest to, że nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego to właśnie mi się przydarzyło? Dlaczego tak ciężko mi się zachowywać "normalnie"? Ostatnio patrzę np. na osoby wokół mnie i dochodzę do nieskromnego wniosku, że wcale nie są ładni i czasami są brzydsi ode mnie (takie przebłyski mam rzadko, gdy moja samoocena jest na plusie), że mają wiele wad... A mimo wszystko to właśnie ja sobie nie radzę, a oni mogą normalnie funkcjonować.
Co do medytacji to też ostatnio spróbowałem. Sam nie wiem, teoretycznie rzecz biorąc może to i jest pomocne ale... W poniedziałek przykładowo miałem bardzo dobry dzień (dobry w moich kryteriach, czyli dal osoby normalnej byłby to zwykły dzień), tak dobry że nie mogłem w to uwierzyć. Nie czułem tak bardzo lęku i patrzyłem nawet ludziom w oczy. Akurat dzień wcześniej próbowałem medytować i pomyślałem sobie, że to może być szansa. Byłem pełny nadziei. Później przyszedł kolejny dzień i czar prysnął... Straciłem motywację. Do medytacji trzeba mieć jakieś samozaparcie i robić to codziennie, systematycznie. Ja niestety mam "słomiany zapał" jak we wszystkim co robię i to mi pewnie przeszkodzi. Niemniej chyba spróbuję.
Najgorsze jest to, że ostatnio mam wrażenie jakbym nie chciał się z tego wyleczyć. Tzn. to jest dość paradoksalne bo wydaje mi się, że niczego bardziej nie pragnę, a z drugiej strony po prostu nie podejmuję żadnych działań i "wegetuję"...
A jaką medytację byście polecali? Jak wy medytujecie? Ja tak jak próbowałem to po prostu skupiałem się na oddechu i próbowałem o niczym nie myśleć.
Co do medytacji to też ostatnio spróbowałem. Sam nie wiem, teoretycznie rzecz biorąc może to i jest pomocne ale... W poniedziałek przykładowo miałem bardzo dobry dzień (dobry w moich kryteriach, czyli dal osoby normalnej byłby to zwykły dzień), tak dobry że nie mogłem w to uwierzyć. Nie czułem tak bardzo lęku i patrzyłem nawet ludziom w oczy. Akurat dzień wcześniej próbowałem medytować i pomyślałem sobie, że to może być szansa. Byłem pełny nadziei. Później przyszedł kolejny dzień i czar prysnął... Straciłem motywację. Do medytacji trzeba mieć jakieś samozaparcie i robić to codziennie, systematycznie. Ja niestety mam "słomiany zapał" jak we wszystkim co robię i to mi pewnie przeszkodzi. Niemniej chyba spróbuję.
Najgorsze jest to, że ostatnio mam wrażenie jakbym nie chciał się z tego wyleczyć. Tzn. to jest dość paradoksalne bo wydaje mi się, że niczego bardziej nie pragnę, a z drugiej strony po prostu nie podejmuję żadnych działań i "wegetuję"...
A jaką medytację byście polecali? Jak wy medytujecie? Ja tak jak próbowałem to po prostu skupiałem się na oddechu i próbowałem o niczym nie myśleć.