29 Maj 2008, Czw 20:23, PID: 24740
Hmm, pewnie trzeba by coś poczytać o oswajaniu dzikich zwierzątek. O oswajaniu, a nie o ujeżdżaniu czy tresowaniu. Bo od tego drugiego, to można uzyskać co najwyżej niewolnika. A nie o to chodzi, chyba. Czasem manie niewolnika może być fajne. Ale nie przez cały czas. Skoro jesteś taka śmiała, to pewnie byś chciała, żeby ktoś Cię spontanicznie klepnął w pupę, od czasu do czasu. A niewolnik tego nie zrobi. Chyba, że mu każesz. No, ale to nie będzie spontaniczne wtedy.
No więc trzeba powoli, stopniowo. Pokazywać, że nie jest się wrogiem, że nie chce się zrobić krzywdy. Nie kusić... jedzonkiem, bo to też forma niewolnictwa. Dogadywać się, słuchać się. Czuć się. Znaczy głaskać się i poklepywać po... tym... jak to się mówi... po końskich plecach, powiedzmy. Czesać swoje grzywy, to też fajne może być. No, zbliżać się, generalnie. Nie patrzeć w oczy. Przynajmniej na początku. Bo patrzenie w oczy, to wiadomo co znaczy. Konfrontacja. Patrzeć w tym samym kierunku i spoglądać na siebie, od czasu do czasu. Jak w kinie. Albo w samochodzie.
Acha, nie dotykać się od razu. Przebywać ze sobą, w swoim towarzystwie. Niespecjalnie skupiając się na sobie. Znaleźć sobie jakieś zajęcie, obok siebie. Koń, to żre siano jakieś, pewnie. My możemy sobie patrzeć w niebo. I się oswajać ze sobą. Zobaczyć, że nic się nie dzieje złego, jak się ze sobą przebywa. I rzuci okiem, od czasu do czasu. I słowem rzuci. I gestem jakimś też. I klepnie po końskich plecach. I pogłaszcze po końskiej grzywie. No, a potem można coś tam skubnąć też.
Jak przeczytam tą książkę o oswajaniu zwierzątek, to spróbuję to uporządkować, może. Doświadczenia mam marne, więc nie korzystałbym z tego co napisałem bez zastanowienia i przemyślenia sprawy. Sarny, to na ten przykład, spierniczają jak tylko mnie zobaczą. Ale zauważyłem, że dopiero wtedy jak podejdę na pewną odległość. Więc może coś z tego będzie
No więc trzeba powoli, stopniowo. Pokazywać, że nie jest się wrogiem, że nie chce się zrobić krzywdy. Nie kusić... jedzonkiem, bo to też forma niewolnictwa. Dogadywać się, słuchać się. Czuć się. Znaczy głaskać się i poklepywać po... tym... jak to się mówi... po końskich plecach, powiedzmy. Czesać swoje grzywy, to też fajne może być. No, zbliżać się, generalnie. Nie patrzeć w oczy. Przynajmniej na początku. Bo patrzenie w oczy, to wiadomo co znaczy. Konfrontacja. Patrzeć w tym samym kierunku i spoglądać na siebie, od czasu do czasu. Jak w kinie. Albo w samochodzie.
Acha, nie dotykać się od razu. Przebywać ze sobą, w swoim towarzystwie. Niespecjalnie skupiając się na sobie. Znaleźć sobie jakieś zajęcie, obok siebie. Koń, to żre siano jakieś, pewnie. My możemy sobie patrzeć w niebo. I się oswajać ze sobą. Zobaczyć, że nic się nie dzieje złego, jak się ze sobą przebywa. I rzuci okiem, od czasu do czasu. I słowem rzuci. I gestem jakimś też. I klepnie po końskich plecach. I pogłaszcze po końskiej grzywie. No, a potem można coś tam skubnąć też.
Jak przeczytam tą książkę o oswajaniu zwierzątek, to spróbuję to uporządkować, może. Doświadczenia mam marne, więc nie korzystałbym z tego co napisałem bez zastanowienia i przemyślenia sprawy. Sarny, to na ten przykład, spierniczają jak tylko mnie zobaczą. Ale zauważyłem, że dopiero wtedy jak podejdę na pewną odległość. Więc może coś z tego będzie