22 Cze 2012, Pią 13:15, PID: 305515
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Cze 2012, Pią 14:00 przez Devil`sReject.)
Kiedys jak miałam 19-20 lat i byłam bardzo zakochana to bardziej myslałam o tym by wyrwac sie po prostu z domu. Mój ówczesny chłopak chciał zebysmy sie pobrali, ale ja wiedziałam, ze on sie do tego nie nadaje. Ehh, długa i porabana historia, strasznie sie wycierpialam a moja głupia lojalnosc nie miała granic i chyba to mnie zgubiło, taka niekonczaca sie nadzieja, ze on w koncu bedzie mnie dobrze traktował, w koncu zasłuze na miłosc. Zdaje sie, ze to projekcja relacji dziecko-rodzic, ze ktos mnie nie kocha bo nie jestem wystarczajaco dobra. Głupota.
Przez kolejne 10 sporo sie wydarzyło, wiele osób z mojego blizszego i dalszego otoczenia juz dawno staneło na slubnym kobiercu, doczekało sie potomstwa, wielu z nich w miedzy czasie rozwiodło sie, albo zyje z kims innym, albo nadal tkwi w nieszczesliwym zwiazku. Szkoda mi dzieci z takich zwiazków. Od 3 lat nie jestem sama (w dosłownym tego słowa znaczeniu, kocham jestem kochana i ta osoba bardzo mnie wspiera, jeste moim partnerem i najlepszym przyjacielem). Jestem bardzo szczesliwa, były takie momenty, ze nie mogłam uwierzyc, ze moze byc az tak dobrze, miałam wrazenie i czasami nadal mam, ze to musi sie skonczyc, bo jest za dobrze. Ze ja na to nie zasługuje. Mam nadzieje, ze nie bede tego jakos podswiadomie sabotowac.
W swoim zyciu nie spotkałam ani jednego udanego małzenstwa, zawsze bałam sie wyjsc za maz i miec dzieci. Obserwujac to z daleka wydaje sie to takie proste, wyjsc za kogos/ozenic sie, machnac szybko dzieciaka (bo przeciez wszyscy wiedza, ze jak nie ma dzieciaka, to taka para to egoisci, albo sa niepełna kobieta lub mezczyzna bo nie moga miec dzieci).
Dla mnie małzenstwo i dzieci kojarza sie to z ogromna odpowiedzialnoscia.
Nie chce by moje dziecko cierpiało z powodu moich dysfunkcji, ja nie boje sie ze bede je bic czy osmieszac, ja boje sie, ze bede zyc jego zyciem, ze je zadusze w ten sposób nie pozwalajac mu na indywidualny rozwój.
Jezeli poczuje sie na siłach to mysle, ze raczej bede starac sie o adopcje, moze nie działa u mnie prawidłowo mój instynkt (ta fiksacja na punkcie przekazywanie matriału gentycznego). Czy takie dziecko bedzie w mniejszym stopniu moim dzieckiem tylko dlatego, ze go nie urodziłam? W sumie to takie uprzedmiotowianie, "moje dziecko", ze niby nalezy do mnie i moge z nim robic co chce? Dziecko to przede wszystkim człowiek i zasługuje na szacunek.
Dzieki za link, łał
Przez kolejne 10 sporo sie wydarzyło, wiele osób z mojego blizszego i dalszego otoczenia juz dawno staneło na slubnym kobiercu, doczekało sie potomstwa, wielu z nich w miedzy czasie rozwiodło sie, albo zyje z kims innym, albo nadal tkwi w nieszczesliwym zwiazku. Szkoda mi dzieci z takich zwiazków. Od 3 lat nie jestem sama (w dosłownym tego słowa znaczeniu, kocham jestem kochana i ta osoba bardzo mnie wspiera, jeste moim partnerem i najlepszym przyjacielem). Jestem bardzo szczesliwa, były takie momenty, ze nie mogłam uwierzyc, ze moze byc az tak dobrze, miałam wrazenie i czasami nadal mam, ze to musi sie skonczyc, bo jest za dobrze. Ze ja na to nie zasługuje. Mam nadzieje, ze nie bede tego jakos podswiadomie sabotowac.
W swoim zyciu nie spotkałam ani jednego udanego małzenstwa, zawsze bałam sie wyjsc za maz i miec dzieci. Obserwujac to z daleka wydaje sie to takie proste, wyjsc za kogos/ozenic sie, machnac szybko dzieciaka (bo przeciez wszyscy wiedza, ze jak nie ma dzieciaka, to taka para to egoisci, albo sa niepełna kobieta lub mezczyzna bo nie moga miec dzieci).
Dla mnie małzenstwo i dzieci kojarza sie to z ogromna odpowiedzialnoscia.
Nie chce by moje dziecko cierpiało z powodu moich dysfunkcji, ja nie boje sie ze bede je bic czy osmieszac, ja boje sie, ze bede zyc jego zyciem, ze je zadusze w ten sposób nie pozwalajac mu na indywidualny rozwój.
Jezeli poczuje sie na siłach to mysle, ze raczej bede starac sie o adopcje, moze nie działa u mnie prawidłowo mój instynkt (ta fiksacja na punkcie przekazywanie matriału gentycznego). Czy takie dziecko bedzie w mniejszym stopniu moim dzieckiem tylko dlatego, ze go nie urodziłam? W sumie to takie uprzedmiotowianie, "moje dziecko", ze niby nalezy do mnie i moge z nim robic co chce? Dziecko to przede wszystkim człowiek i zasługuje na szacunek.
Dzieki za link, łał