10 Sty 2012, Wto 11:31, PID: 288202
Doszłam do ściany.
I to będzie chyba podsumowanie tych czy innych przyczyn wzięcia się za siebie u różnych osób.
Zawsze czułam się niedopasowana i że "coś ze mną jest nie tak". Nawet nie próbowałam się dowiedzieć, co to i czy można coś z tym zrobić. Było cholernie ciężko, smutno, samotnie, bo tkwiłam w zamknięciu, bierności i niezaradności, nie rozumiejąc siebie. I tylko wydawało mi się, że może za kolejnym zakrętem wszystko się ułoży, czyli gdy skończę jedną szkołę, potem gdy drugą, no to może gdy znajdę sobie kogoś na stałe, albo już na studiach. też nie? to może chociaż po studiach, jak zacznę pracować i zamieszkam z partnerem? Tak dotarłam za ostatni zakręt: była praca i facet i było jeszcze gorzej. Przerażenie: czy to wszystko na temat mojego życia? Więc jednak zawsze będę tak nieszczęśliwa?? Wszystkie nadzieje runęły. Załamanie, depresja. Zaczęłam się miotać, żeby tylko coś się zmieniło, żeby poczuć się inaczej - rzuciłam pracę. W końcu zostało tylko rzucenie faceta... Żeby tego nie robić, dać sobie czas na ostateczną decyzję, poszłam po latach do psychiatry i od razu na terapię. (Ostatecznie rozstałam się po roku leczenia - dwa miesiące temu, już mając na to siły i na samodzielne życie. Szukam dalszych rozwiązań, teraz naprawdę żyję.)
P.S. Dlatego będę powtarzać, że depresja jest potrzebna - bez kryzysu nie
ma szans i siły na zmianę, bez wycofania i zagłębienia w siebie nie ma czasu na dogłębne rozważenie "co nie tak?" i potem "co dalej?".
I to będzie chyba podsumowanie tych czy innych przyczyn wzięcia się za siebie u różnych osób.
Zawsze czułam się niedopasowana i że "coś ze mną jest nie tak". Nawet nie próbowałam się dowiedzieć, co to i czy można coś z tym zrobić. Było cholernie ciężko, smutno, samotnie, bo tkwiłam w zamknięciu, bierności i niezaradności, nie rozumiejąc siebie. I tylko wydawało mi się, że może za kolejnym zakrętem wszystko się ułoży, czyli gdy skończę jedną szkołę, potem gdy drugą, no to może gdy znajdę sobie kogoś na stałe, albo już na studiach. też nie? to może chociaż po studiach, jak zacznę pracować i zamieszkam z partnerem? Tak dotarłam za ostatni zakręt: była praca i facet i było jeszcze gorzej. Przerażenie: czy to wszystko na temat mojego życia? Więc jednak zawsze będę tak nieszczęśliwa?? Wszystkie nadzieje runęły. Załamanie, depresja. Zaczęłam się miotać, żeby tylko coś się zmieniło, żeby poczuć się inaczej - rzuciłam pracę. W końcu zostało tylko rzucenie faceta... Żeby tego nie robić, dać sobie czas na ostateczną decyzję, poszłam po latach do psychiatry i od razu na terapię. (Ostatecznie rozstałam się po roku leczenia - dwa miesiące temu, już mając na to siły i na samodzielne życie. Szukam dalszych rozwiązań, teraz naprawdę żyję.)
P.S. Dlatego będę powtarzać, że depresja jest potrzebna - bez kryzysu nie
ma szans i siły na zmianę, bez wycofania i zagłębienia w siebie nie ma czasu na dogłębne rozważenie "co nie tak?" i potem "co dalej?".