12 Kwi 2013, Pią 12:34, PID: 346840
Mnie tak dołowały moje kontakty z ludźmi na uczelni - a właściwie ich brak, że po pierwszym roku rzuciłam studia. Nie powiem, nie był to jedyny powód, ale zdecydowanie wpłynął na moją decyzję. Nienawidziłam mojej uczelni - stres, że na wykładzie znowu będę siedzieć sama, kiedy inni fajnie się bawią w swoim towarzystwie, stres, że czekając na zajęcia nie będę miała się do kogo odezwać, stres, że na ćwiczeniach zostanę wywołana do tablicy i upokorzę się przed grupą... najgorsze były zajęcia w terenie - ja zawsze z boku, poza grupą. Być może ludzie myśleli, że taka ze mnie outsiderka z wyboru... Wszyscy w grupie, rozmawiają, śmieją się, nikt nie szuka mojego towarzystwa. W sumie już wtedy wiedziałam, że problem tkwi we mnie, nie w ludziach, ale byłam w szoku, kiedy zaczęłam studia na innej uczelni - TO SAMO, sytuacje identyczne. Próbowałam coś zmienić, nadal próbuję i mam nadzieję. Wiem, że to nie jest też tak, że ludzie tam mnie nie lubią - lubią. Jestem sympatyczna, miła, tylko zamknięta w sobie, nieśmiała, a oni chyba myślą, że to ja nie szukam ich towarzystwa no i po prostu jestem im obojętna. A tak naprawdę bardzo bym chciała się tam z kimś zaprzyjaźnić. Rozmawiam z ludźmi, ale nie udaje mi się nawiązać z nimi jakiejś głębszej relacji, rozumiecie. Tych studiów na pewno nie rzucę, chcę je skończyć, ale miło byłoby gdybym dobrze czuła się w miejscu, gdzie spędzam dużo czasu... hmm