13 Kwi 2013, Sob 16:14, PID: 346994
Pamiętam, że początkowo byłam rozgadanym, rozpieszczonym i głośnym dzieckiem...
W podstawówce byłam zwykle na marginesie klasy, młodsze dzieciaki mnie przezywały, przyjaciółki raz były raz nie... i zaczęłam być strasznym milczkiem, bałam się wszystkich i wszystkiego. W gimnazjum było jeszcze gorzej, doszło do tego, że jak byłam pytana to milczałam, nawet nie mogłam wykrztusić zwykłego "nie wiem".
W liceum mi przechodziło powoli, otwarłam się na ludzi, bo wreszcie miałam normalne osoby w klasie, poza tym inna szkoła i przezwiska za mną nie przyszły. To była ulga.
Poza szkołą to brak wsparcia rodziny, moja matka uwierzy prędzej nauczycielowi jakby był świętym jakimś - niż mnie. Jedyna jej próba ułatwienia mi życia w podstawówce zapoczątkowała prześladowania, co jest całkiem ironiczne jak na to teraz spojrzeć. Chyba coś jest nie tak z moim wyobrażeniem, że rodzice powinni zawsze stać po stronie dziecka...
W podstawówce byłam zwykle na marginesie klasy, młodsze dzieciaki mnie przezywały, przyjaciółki raz były raz nie... i zaczęłam być strasznym milczkiem, bałam się wszystkich i wszystkiego. W gimnazjum było jeszcze gorzej, doszło do tego, że jak byłam pytana to milczałam, nawet nie mogłam wykrztusić zwykłego "nie wiem".
W liceum mi przechodziło powoli, otwarłam się na ludzi, bo wreszcie miałam normalne osoby w klasie, poza tym inna szkoła i przezwiska za mną nie przyszły. To była ulga.
Poza szkołą to brak wsparcia rodziny, moja matka uwierzy prędzej nauczycielowi jakby był świętym jakimś - niż mnie. Jedyna jej próba ułatwienia mi życia w podstawówce zapoczątkowała prześladowania, co jest całkiem ironiczne jak na to teraz spojrzeć. Chyba coś jest nie tak z moim wyobrażeniem, że rodzice powinni zawsze stać po stronie dziecka...