13 Lut 2010, Sob 23:11, PID: 195968
Od jakiegoś roku mam dziwne uczucie wieczorami. Ucisk w klatce piersiowej, jakby ktoś mnie czymś przygniótł. W dzień jest w miarę dobrze, staram się wyglądać i zachowywać normalnie. Raz jedyny zdarzyło mi się rozpłakać w obecności mamy i siostry (już po prostu nie mogłam znieść tej znieczulicy), ale powiedziałam sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę. To tłumaczenie, że wszystko jest ok, że to nic, bla, bla, bla. Nie mogę niczego powiedzieć, bo moja rodzina ma mnie za NORMALNĄ, ambitną osobę, a ludzi, którzy potrafią się przyznać do problemów psychicznych traktują jako leniwych. "Gdyby się wziął do pracy, to by mu przeszło". Jasne. W ogóle mówienie o czymkolwiek wydaje mi się totalnie bezsensowne, nawet pisanie na tym forum to dla mnie wyczyn. Cały dzień udaję, że jestem normalna i jednocześnie coraz bardziej boję się wieczorów i nocy. Czasem da się to znieść, ale innym razem ból fizyczny i psychiczny całkowicie odbierają mi chęć zrobienia czegokolwiek. Nie widzę sensu, nie chce mi się, nie mam siły. Okropne uczucie
Niedawno u mojego dziadka stwierdzono depresję. Wcześniej, gdy dziwnie się zachowywał i miał wahania nastrojów, mama i siostra naśmiewały się z tego. Że niby robi wszystkim na złość, że jest nerwowy. To takie żenujące... To moja rodzina, ale wstyd mi, że tak właśnie postrzegają problemy emocjonalne. Odechciewa mi się wszystkiego. Czuję się, jak czarna owca. Zupełnie nie pasuję do tej układanki. Wiem, że to niezdrowe, ale poza tym forum nie rozmawiam z nikim o moich problemach (i nie zamierzam). Cały czas sobie wmawiam, że jakoś muszę się z tego wygrzebać. Albo przynajmniej nauczyć się z tym żyć. O ile natrętne myśli nie bolą, o tyle ten ucisk czasem bywa nie do zniesienia
Eh, chyba musiałam się wygadać...
Niedawno u mojego dziadka stwierdzono depresję. Wcześniej, gdy dziwnie się zachowywał i miał wahania nastrojów, mama i siostra naśmiewały się z tego. Że niby robi wszystkim na złość, że jest nerwowy. To takie żenujące... To moja rodzina, ale wstyd mi, że tak właśnie postrzegają problemy emocjonalne. Odechciewa mi się wszystkiego. Czuję się, jak czarna owca. Zupełnie nie pasuję do tej układanki. Wiem, że to niezdrowe, ale poza tym forum nie rozmawiam z nikim o moich problemach (i nie zamierzam). Cały czas sobie wmawiam, że jakoś muszę się z tego wygrzebać. Albo przynajmniej nauczyć się z tym żyć. O ile natrętne myśli nie bolą, o tyle ten ucisk czasem bywa nie do zniesienia
Eh, chyba musiałam się wygadać...