18 Sie 2013, Nie 19:25, PID: 360564
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18 Sie 2013, Nie 19:50 przez Zasió.)
stap - Standardowe gadanie kogoś, dla kogo cos jest naprawdę łatwe, z racji i motywacji, i predyspozycji.
A odnosząc sie do mojej wzmianki o motywacji nie odnoś się do niej wybiórczo. Nie napisałem, ze to kwestia tylko motywacji. To kwestia także tego, jak miałby przebiegać proces nauki.
Może poweim jeszcze inaczej. Zgadzam sie, że każdy "w jakimś stopniu" moze sie nauczyć języka obcego. Tak jak absolutnie każdy może sie nauczyć w jakimś stopniu matematyki, choćby jęczał, ze jest "humanistą" i niczego ni ni panimaju. Bzdura, taki program podstawowy z liceum jest w stanie pojąć każdy. Ale nie zaprzeczajmy, ze ludzie z różną skutecznością przyswajają różne rodzaje informacji, mają lepszą lub gorszą pamięć taką albo sraką, wyobraźnię itp. I z takiego humanisty nie zrobisz nigdy doktora matematyki. A w każdym razie - nie zrobisz w normalnych, zastanych warunkach. Może gdyby taki ktoś poświęcił 10 lat na kucie samej matematyki, znalazł sobie jakieś własne metody rozpisywania zagadnień, kapitalne materiały, to z czasem wiele rzeczy by pojął. Ale nie jest to wykonalne, A nawet jeśli, to "po co"?
Z językiem problem jest taki, że w pewnym sensie "znanie go trochę" jest w dzisiejszym swiecie, zwłaszcza jeśli idzie o angielski, coraz mniej ważne, a z drugiej strony nie zapytasz przekornie "po co?. Może patrząc przez pryzmat własnej nauki języka mam trochę skrzywiony obraz, bo pewnie gdybym dobrze umiał te podstawy, umiał te wszystkie ustawione scenki formalne i nieformalne, umiał na 10 sposobów swobodnie poweidzieć ze pan dyrektor jest zajety, ze spodnie za małe i kolor nie taki, że do Reala dojedzie pan autobusem linii 13 z tamtego przystanku, a wysiąść trzeba minąwszy budynek TP (tak, minąwszy itp. a nie w 10 zdaniach podmiot-orzeczenie) myślałbym o tym nieco inaczej, niemiej chyba nie mylę sie wiele - zwykle nauka języka daje tyle, że umie się "coś". Najczęściej coś, co w prawdziwym, życiu nie pozwoli bez słownika przetłumaczyć połowy piosenek i 3/4 zaawansowanych białych wierszy. Jest tylko nieco bardziej użyteczne niż zarys wiedzy z matematyki po skonczeniu szkoły (poza dodawaniem, mnozeniem, dzieleniem, ułamkami oraz podstawami geometrii nie przydaje się nic, jeśli nia jesteś potem inżynierem itp). Mozesz dzięki temu odnaleźć sie w markecie, kupic bilet do kina, znaleźć kibel na lotnisku, podać kurs hinduskiemu taksiarzowi, ale w praktyce - taki to trochę analfabetyzm.
A zeby wejść na wyższy poziom ci mniej zdolni, jak ja, musieliby ryć ten angielski równie mocno, jak ryją co trudniejsze przedmioty na studiach. Wynaleźć jakieś super metody, szperać wciąż w necie itp. To tylko nieco mniej prawdopodobne niż dziesięcioletnie studia matematyczne humanisty. Nie twierdzę, zę nigdy nei chciałem spróbować, moze by mi się udało jakbym rozwiązał kilka swoich problemów i miał naprostowane życie. Moze warto próbować. Ale nie pieprzmy, ze to łatwe jak zrobienie pikli na zimę.
Oczwiscie są ludzie naprawdę bystrzy, pracowici cholernie też, ale i bystrzy, co mają CPE, dosyc komunikatywny francuski + niemiecki i skończone prawo na Yale albo fizykę na MIT, ale mowimy o przeciętniakch.
Ja widzę dla siebie szansę chyba tylko w czytaniu, czytaniu i czytaniu, ale takim skupionym na samym czytaniu, niz na szukaniu informacji - ergo, w Kundlu z wbudowanym słownikiem i jakichś tanich/darmowych książkach, co lepszych artykułach z prasy. Ale najpierw i tak wystarczyłoby mi przeczytanie parę razy łopatologicznych książek przygotowawczych do matury, gdzie mam tony tych dialogów z którymi mam problemy... o, i do tego to faktycznie brak mi motywacji, bo nudne to niczym prawo handlowe. Więc i kundla nie kupuję i nie biorę się za te stare książki z domeny publicznej...
Zresztą, tak mi jeszcze przyszło do głowy - czemu zakładać, ze motywacje każdy mozę z siebie wykrzesać taką samą? Zmotywujesz się tak smao do nauki chemii, fizyki i prawa? Nie? Więc i motywacja, neikoniecznie tylko z powodu lenistwa, jest różna u róznych ludzi, a przecież wszyscy się zgadzamy, zę pomaga. Brak motywacji czy lenistwo to oczywiście w dużym stopniu nasza wina, ale też warto pamiętać, ze nei do końca.
A odnosząc sie do mojej wzmianki o motywacji nie odnoś się do niej wybiórczo. Nie napisałem, ze to kwestia tylko motywacji. To kwestia także tego, jak miałby przebiegać proces nauki.
Może poweim jeszcze inaczej. Zgadzam sie, że każdy "w jakimś stopniu" moze sie nauczyć języka obcego. Tak jak absolutnie każdy może sie nauczyć w jakimś stopniu matematyki, choćby jęczał, ze jest "humanistą" i niczego ni ni panimaju. Bzdura, taki program podstawowy z liceum jest w stanie pojąć każdy. Ale nie zaprzeczajmy, ze ludzie z różną skutecznością przyswajają różne rodzaje informacji, mają lepszą lub gorszą pamięć taką albo sraką, wyobraźnię itp. I z takiego humanisty nie zrobisz nigdy doktora matematyki. A w każdym razie - nie zrobisz w normalnych, zastanych warunkach. Może gdyby taki ktoś poświęcił 10 lat na kucie samej matematyki, znalazł sobie jakieś własne metody rozpisywania zagadnień, kapitalne materiały, to z czasem wiele rzeczy by pojął. Ale nie jest to wykonalne, A nawet jeśli, to "po co"?
Z językiem problem jest taki, że w pewnym sensie "znanie go trochę" jest w dzisiejszym swiecie, zwłaszcza jeśli idzie o angielski, coraz mniej ważne, a z drugiej strony nie zapytasz przekornie "po co?. Może patrząc przez pryzmat własnej nauki języka mam trochę skrzywiony obraz, bo pewnie gdybym dobrze umiał te podstawy, umiał te wszystkie ustawione scenki formalne i nieformalne, umiał na 10 sposobów swobodnie poweidzieć ze pan dyrektor jest zajety, ze spodnie za małe i kolor nie taki, że do Reala dojedzie pan autobusem linii 13 z tamtego przystanku, a wysiąść trzeba minąwszy budynek TP (tak, minąwszy itp. a nie w 10 zdaniach podmiot-orzeczenie) myślałbym o tym nieco inaczej, niemiej chyba nie mylę sie wiele - zwykle nauka języka daje tyle, że umie się "coś". Najczęściej coś, co w prawdziwym, życiu nie pozwoli bez słownika przetłumaczyć połowy piosenek i 3/4 zaawansowanych białych wierszy. Jest tylko nieco bardziej użyteczne niż zarys wiedzy z matematyki po skonczeniu szkoły (poza dodawaniem, mnozeniem, dzieleniem, ułamkami oraz podstawami geometrii nie przydaje się nic, jeśli nia jesteś potem inżynierem itp). Mozesz dzięki temu odnaleźć sie w markecie, kupic bilet do kina, znaleźć kibel na lotnisku, podać kurs hinduskiemu taksiarzowi, ale w praktyce - taki to trochę analfabetyzm.
A zeby wejść na wyższy poziom ci mniej zdolni, jak ja, musieliby ryć ten angielski równie mocno, jak ryją co trudniejsze przedmioty na studiach. Wynaleźć jakieś super metody, szperać wciąż w necie itp. To tylko nieco mniej prawdopodobne niż dziesięcioletnie studia matematyczne humanisty. Nie twierdzę, zę nigdy nei chciałem spróbować, moze by mi się udało jakbym rozwiązał kilka swoich problemów i miał naprostowane życie. Moze warto próbować. Ale nie pieprzmy, ze to łatwe jak zrobienie pikli na zimę.
Oczwiscie są ludzie naprawdę bystrzy, pracowici cholernie też, ale i bystrzy, co mają CPE, dosyc komunikatywny francuski + niemiecki i skończone prawo na Yale albo fizykę na MIT, ale mowimy o przeciętniakch.
Ja widzę dla siebie szansę chyba tylko w czytaniu, czytaniu i czytaniu, ale takim skupionym na samym czytaniu, niz na szukaniu informacji - ergo, w Kundlu z wbudowanym słownikiem i jakichś tanich/darmowych książkach, co lepszych artykułach z prasy. Ale najpierw i tak wystarczyłoby mi przeczytanie parę razy łopatologicznych książek przygotowawczych do matury, gdzie mam tony tych dialogów z którymi mam problemy... o, i do tego to faktycznie brak mi motywacji, bo nudne to niczym prawo handlowe. Więc i kundla nie kupuję i nie biorę się za te stare książki z domeny publicznej...
Zresztą, tak mi jeszcze przyszło do głowy - czemu zakładać, ze motywacje każdy mozę z siebie wykrzesać taką samą? Zmotywujesz się tak smao do nauki chemii, fizyki i prawa? Nie? Więc i motywacja, neikoniecznie tylko z powodu lenistwa, jest różna u róznych ludzi, a przecież wszyscy się zgadzamy, zę pomaga. Brak motywacji czy lenistwo to oczywiście w dużym stopniu nasza wina, ale też warto pamiętać, ze nei do końca.