16 Wrz 2013, Pon 23:23, PID: 363740
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Wrz 2013, Pon 23:29 przez Avalain.)
Przypomniało mi się, z pierwszego roku studiów, gdy na ćwiczeniach nasz profesor oznajmił nam, że jesteśmy "false begginers" (fałszywi początkujący) i że teoretycznie powinniśmy coś umieć, ale nie umiemy nic.
Inna sprawą było to, że większość ludzi specjalnie napisało test kwalifikujący tak aby wylądować w niższej, mniej wymagającej grupie.
Uważam że jednym z większych sekretów na szybką naukę czegokolwiek, w tym języka obcego, jest połączenie tej czynności z pozytywnymi odczuciami i/lub zabawą.
Gdy poszedłem na swoje pierwsze korepetycje z języka angielskiego w szkole podstawowej, napisałem parę liter w zeszycie, zobaczyłem że korepetytor jest sztywny jak kij od miotły. Nie potrafiłem się skupić na tym co próbował mnie nauczyć, było to tak nudne jak on.
Zacząłem grać w gry komputerowe, angielskojęzyczne. Stare tytuły, które nie zawierały wiele treści, jednak wzbudzały we mnie ciekawość. Brałem słownik i tłumaczyłem sobie słowo po słowie.
Później słowa zaczęły być o wiele bardziej rozpoznawalne i sięgałem rzadziej do słownika.
Wystarczyło mi później tylko doszlifować czasy, co nie było problemem gdy już tyle się czytało i rozumiało.
Pozostał tylko temat poprawnej wymowy. Pomimo rozumienia i umiejętności mowy językiem, cały czas jąkałem się i zawieszałem w pół słowie aby sobie przypomnieć znaczenie. Dla mnie kuracją była praca.
Pracuję w towarzystwie obcokrajowców gdzie język angielski jest naszym wspólnym językiem. W każdym kraju ludzie potrafili mnie zrozumieć, co dodawało mi więcej pewności siebie w wypowiedzi.
Najśmieszniej było gdy taki pewny i dumny zawitaliśmy w Wielkiej Brytanii. Mówiłem sobie, że jest to dla nie ostateczny test, sprawdzian życia z języka angielskiego. Pierwszy kontakt prawdziwym językiem.
Oczywiście, przez ich pokręcony dialekt ledwo zrozumiałem co do mnie mówiono. Jednak okazało się że tylko ta pierwsza osoba z którą rozmawiałem miała jakiś dziwny akcent.
Podobnie z jednym członkiem załogi, pochodził z Indii i nikt nie potrafił go zrozumieć pomimo że podobno przemawiał po angielsku. Robił swoje to nikt się go nie czepiał
Dzięki temu doświadczeniu, po powrocie do Polski często łapię się na sytuacji że mam myśli w języku angielskim i trudności w wymowie polskich słów. To znaczy pamiętam nazwę przedmiotu po angielsku, ale zapominam po polsku. Muszę sobie przypominać polską mowę, co trwa niespełna dwa tygodnie za każdym razem.
Tak więc polecam naukę przez przyjemność. Oglądać filmy z napisami angielskimi, brać słownik, wypisywać słówka.
Grać w gry, podobnie tłumaczyć tekst. Nie przyjdzie to dzień, dwa, jednak z czasem zaczniesz zauważać te same słowa i zwroty. Zaczniesz widzieć kontekst i wspólną całość.
Robię tak teraz z językiem japońskim i efekty są zdumiewające. Postanowiłem oglądać anime bez napisów.
Nie cierpię angielskiego dubbingu. Głosy są zniekształcone i nie pasujące do postaci. Tak więc zacząłem z upartością uczyć się tych "krzaczków" wyżej wymienionym sposobem
Nie wiedziałem tylko że wdepnąłem w bagno ich alfabetu. Hiragana, Katakana oraz Kanji. To jak uczyć się całego alfabetu, który z samego Kanji ma tylko 50 000+ znaków. Na szczęście większość nie jest niezbędna. Krzakmaster!
Inna sprawą było to, że większość ludzi specjalnie napisało test kwalifikujący tak aby wylądować w niższej, mniej wymagającej grupie.
Uważam że jednym z większych sekretów na szybką naukę czegokolwiek, w tym języka obcego, jest połączenie tej czynności z pozytywnymi odczuciami i/lub zabawą.
Gdy poszedłem na swoje pierwsze korepetycje z języka angielskiego w szkole podstawowej, napisałem parę liter w zeszycie, zobaczyłem że korepetytor jest sztywny jak kij od miotły. Nie potrafiłem się skupić na tym co próbował mnie nauczyć, było to tak nudne jak on.
Zacząłem grać w gry komputerowe, angielskojęzyczne. Stare tytuły, które nie zawierały wiele treści, jednak wzbudzały we mnie ciekawość. Brałem słownik i tłumaczyłem sobie słowo po słowie.
Później słowa zaczęły być o wiele bardziej rozpoznawalne i sięgałem rzadziej do słownika.
Wystarczyło mi później tylko doszlifować czasy, co nie było problemem gdy już tyle się czytało i rozumiało.
Pozostał tylko temat poprawnej wymowy. Pomimo rozumienia i umiejętności mowy językiem, cały czas jąkałem się i zawieszałem w pół słowie aby sobie przypomnieć znaczenie. Dla mnie kuracją była praca.
Pracuję w towarzystwie obcokrajowców gdzie język angielski jest naszym wspólnym językiem. W każdym kraju ludzie potrafili mnie zrozumieć, co dodawało mi więcej pewności siebie w wypowiedzi.
Najśmieszniej było gdy taki pewny i dumny zawitaliśmy w Wielkiej Brytanii. Mówiłem sobie, że jest to dla nie ostateczny test, sprawdzian życia z języka angielskiego. Pierwszy kontakt prawdziwym językiem.
Oczywiście, przez ich pokręcony dialekt ledwo zrozumiałem co do mnie mówiono. Jednak okazało się że tylko ta pierwsza osoba z którą rozmawiałem miała jakiś dziwny akcent.
Podobnie z jednym członkiem załogi, pochodził z Indii i nikt nie potrafił go zrozumieć pomimo że podobno przemawiał po angielsku. Robił swoje to nikt się go nie czepiał
Dzięki temu doświadczeniu, po powrocie do Polski często łapię się na sytuacji że mam myśli w języku angielskim i trudności w wymowie polskich słów. To znaczy pamiętam nazwę przedmiotu po angielsku, ale zapominam po polsku. Muszę sobie przypominać polską mowę, co trwa niespełna dwa tygodnie za każdym razem.
Tak więc polecam naukę przez przyjemność. Oglądać filmy z napisami angielskimi, brać słownik, wypisywać słówka.
Grać w gry, podobnie tłumaczyć tekst. Nie przyjdzie to dzień, dwa, jednak z czasem zaczniesz zauważać te same słowa i zwroty. Zaczniesz widzieć kontekst i wspólną całość.
Robię tak teraz z językiem japońskim i efekty są zdumiewające. Postanowiłem oglądać anime bez napisów.
Nie cierpię angielskiego dubbingu. Głosy są zniekształcone i nie pasujące do postaci. Tak więc zacząłem z upartością uczyć się tych "krzaczków" wyżej wymienionym sposobem
Nie wiedziałem tylko że wdepnąłem w bagno ich alfabetu. Hiragana, Katakana oraz Kanji. To jak uczyć się całego alfabetu, który z samego Kanji ma tylko 50 000+ znaków. Na szczęście większość nie jest niezbędna. Krzakmaster!