22 Sty 2014, Śro 14:30, PID: 377638
Chciałam się podzielić z Wami tym co będzie się działo podczas mojego leczenia, ale i nie tylko...
Wczoraj zadzwoniłam do poradni psychologicznej i stał się cud, termin wizyty jutro, tzn. teraz już dziś. Na początku chciała wyznaczyć za pół roku. Za pół roku to pewnie odechciało by mi się, albo w inny sposób bym sobie pomogła, ale to już było by drastyczne. Tak czy siak miałam farta. Poszłam na spotkanie. Pani psycholog bardzo sympatyczna i tu też mi chyba się trafiło. Zadawała ciężkie pytania. Nie umiałam jej odpowiedzieć, ale jak było milczenie , to czułam jakby napierała na mnie (oczywiście nie napierała, tak się czułam)i musiałam coś powiedzieć. Nie powiedziałam tak jak chciałam, nawet pytania nie zadałam, a chciałam znać odpowiedzi, ale dostałam paraliżu jakiegoś, poryczałam się. Zaproponowała mi spotkanie co tydzień. Ja jej mówię, ale ja muszę mieć pracę, ja ją znajdę, to co z terapię? Na razie pracy nie mam, to mam chodzić. Fajnie, że jest miła, ale co ją to obchodzi czy ja będę miała co jeść i za co prąd zapłacić itp? Wielkie G! Dajmy na to, że zacznę pracę od poniedziałku na rano i co? Nie pójdę na terapię, bo jest Ona tylko rano. A nie mam siły na to by latać i szukać co rusz to nowych porani, psychologów bym mogła dopasować sobie termin. Także załamało mnie to i zdenerwowało. Zrobiłam pierwszy krok, a nie wiem jak będzie dalej. Już się boję.
Moje samopoczucie jest dziś lepsze niż wczoraj, ale mam w sobie dziś dużo złości. Wkurza mnie to, że nie mam nikogo kto by ot tak mnie przytulił, wysłuchał, dał się wypłakać.
Nienawidzę ludzi, którzy mają serce z kamienia!Choć nienawiść nic tu nie pomoże!
Wczoraj zadzwoniłam do poradni psychologicznej i stał się cud, termin wizyty jutro, tzn. teraz już dziś. Na początku chciała wyznaczyć za pół roku. Za pół roku to pewnie odechciało by mi się, albo w inny sposób bym sobie pomogła, ale to już było by drastyczne. Tak czy siak miałam farta. Poszłam na spotkanie. Pani psycholog bardzo sympatyczna i tu też mi chyba się trafiło. Zadawała ciężkie pytania. Nie umiałam jej odpowiedzieć, ale jak było milczenie , to czułam jakby napierała na mnie (oczywiście nie napierała, tak się czułam)i musiałam coś powiedzieć. Nie powiedziałam tak jak chciałam, nawet pytania nie zadałam, a chciałam znać odpowiedzi, ale dostałam paraliżu jakiegoś, poryczałam się. Zaproponowała mi spotkanie co tydzień. Ja jej mówię, ale ja muszę mieć pracę, ja ją znajdę, to co z terapię? Na razie pracy nie mam, to mam chodzić. Fajnie, że jest miła, ale co ją to obchodzi czy ja będę miała co jeść i za co prąd zapłacić itp? Wielkie G! Dajmy na to, że zacznę pracę od poniedziałku na rano i co? Nie pójdę na terapię, bo jest Ona tylko rano. A nie mam siły na to by latać i szukać co rusz to nowych porani, psychologów bym mogła dopasować sobie termin. Także załamało mnie to i zdenerwowało. Zrobiłam pierwszy krok, a nie wiem jak będzie dalej. Już się boję.
Moje samopoczucie jest dziś lepsze niż wczoraj, ale mam w sobie dziś dużo złości. Wkurza mnie to, że nie mam nikogo kto by ot tak mnie przytulił, wysłuchał, dał się wypłakać.
Nienawidzę ludzi, którzy mają serce z kamienia!Choć nienawiść nic tu nie pomoże!