19 Mar 2014, Śro 22:40, PID: 385430
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19 Mar 2014, Śro 23:00 przez Krasnoludek.)
Cześć Wam.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że niniejszy post nie ma na celu obrazić lub wykpić nikogo, a jeśliby tak było - byłaby to kpina wymierzona także (a może przede wszystkim) we mnie samego. Nie ma też na celu umniejszania niczyjego cierpienia czy ciężkich przeżyć. Nie mam żadnego prawa by osądzać któregokolwiek z Was i nie chcę tego robić, natomiast mam prawo - a może wręcz obowiązek - osądzać siebie samego. I to przede wszystkim właśnie ten cel przyświecał napisaniu niniejszego posta.
Chciałbym Was zapytać/zaprosić do dyskusji na następujący temat - czy uważacie, że takie rzeczy jak zaburzenia afektywne (szczególnie mam tu na myśli depresję, epizody maniakalne trochę kiepsko wpisać w tę teorię) czy fobia społeczna istnieją obiektywnie i realnie, tzn. przy założeniu pełnej, idealnej wiedzy naukowej z każdej dziedziny dałoby się bezbłędnie wskazać ich przyczyny i byłyby one poza - świadomym lub półświadomym - wyborem kogokolwiek?
Inaczej, może nieco bardziej wprost. Uważacie, że ludzie powinni... nie wiem, czuć się winni z powodu takich rzeczy? Że to w jakiś sposób jest ich _wina_?
Ja mam często wrażenie - dotyczące przede wszystkim mnie samego, ale też siłą rzeczy per analogiam przenoszące się na wszystkich innych w podobnej sytuacji - że UDAJĘ pewne rzeczy. Nie do końca ze świadomego, racjonalnego wyboru, ale wciąż. Że tak naprawdę w jakiś sposób ograniczam się sam. Że nie mam żadnych problemów ale z jakiegoś powodu je sobie wymyślam. Że to, że nie jestem w stanie czegoś zrobić - wystarczająco dobrze lub w ogóle - nie wynika wcale z tego, że mam jakiś medyczny problem który można by nazwać "chorobą" i zwolnić się z odpowiedzialności, tylko po prostu jestem słabym człowiekiem. I że nie ma nic, czym mógłbym się usprawiedliwić, a twierdzić że jestem "zaburzony" czy cokolwiek, to zasłaniać się tarczą słabych.
Na koniec zaznaczę jeszcze, że mam na myśli lekkie przypadki. Nie jestem na tyle szalony by twierdzić, że ktokolwiek, z jakiegokolwiek powodu, decydowałby się udawać ciężkie stany psychotyczne i/lub fobiczne i dawać się zamykać w szpitalach albo nie wychodzić miesiącami z mieszkania. Powtórzę raz jeszcze - tutaj mam na myśli raczej przypadki lżejsze, w których człowiek jest w stanie funkcjonować względnie normalnie w większości obszarów swojego życia.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że niniejszy post nie ma na celu obrazić lub wykpić nikogo, a jeśliby tak było - byłaby to kpina wymierzona także (a może przede wszystkim) we mnie samego. Nie ma też na celu umniejszania niczyjego cierpienia czy ciężkich przeżyć. Nie mam żadnego prawa by osądzać któregokolwiek z Was i nie chcę tego robić, natomiast mam prawo - a może wręcz obowiązek - osądzać siebie samego. I to przede wszystkim właśnie ten cel przyświecał napisaniu niniejszego posta.
Chciałbym Was zapytać/zaprosić do dyskusji na następujący temat - czy uważacie, że takie rzeczy jak zaburzenia afektywne (szczególnie mam tu na myśli depresję, epizody maniakalne trochę kiepsko wpisać w tę teorię) czy fobia społeczna istnieją obiektywnie i realnie, tzn. przy założeniu pełnej, idealnej wiedzy naukowej z każdej dziedziny dałoby się bezbłędnie wskazać ich przyczyny i byłyby one poza - świadomym lub półświadomym - wyborem kogokolwiek?
Inaczej, może nieco bardziej wprost. Uważacie, że ludzie powinni... nie wiem, czuć się winni z powodu takich rzeczy? Że to w jakiś sposób jest ich _wina_?
Ja mam często wrażenie - dotyczące przede wszystkim mnie samego, ale też siłą rzeczy per analogiam przenoszące się na wszystkich innych w podobnej sytuacji - że UDAJĘ pewne rzeczy. Nie do końca ze świadomego, racjonalnego wyboru, ale wciąż. Że tak naprawdę w jakiś sposób ograniczam się sam. Że nie mam żadnych problemów ale z jakiegoś powodu je sobie wymyślam. Że to, że nie jestem w stanie czegoś zrobić - wystarczająco dobrze lub w ogóle - nie wynika wcale z tego, że mam jakiś medyczny problem który można by nazwać "chorobą" i zwolnić się z odpowiedzialności, tylko po prostu jestem słabym człowiekiem. I że nie ma nic, czym mógłbym się usprawiedliwić, a twierdzić że jestem "zaburzony" czy cokolwiek, to zasłaniać się tarczą słabych.
Na koniec zaznaczę jeszcze, że mam na myśli lekkie przypadki. Nie jestem na tyle szalony by twierdzić, że ktokolwiek, z jakiegokolwiek powodu, decydowałby się udawać ciężkie stany psychotyczne i/lub fobiczne i dawać się zamykać w szpitalach albo nie wychodzić miesiącami z mieszkania. Powtórzę raz jeszcze - tutaj mam na myśli raczej przypadki lżejsze, w których człowiek jest w stanie funkcjonować względnie normalnie w większości obszarów swojego życia.