05 Sie 2014, Wto 4:13, PID: 406184
Już sam nie wiem co z sobą zrobić. Nie umiem żyć z ludźmi. Znów jestem starszy o rok a w moim życiu nic się nie zmieniło. Wstaję rano z trudem i wiem że nic dobrego mnie nie spotka. Samotność ostatnio dokucza mi bardziej niż zwykle. Nie mam nikogo do rozmowy. Co gorsza im dłużej pozostaje w tym stanie tym bardziej się staczam. Robię się coraz bardziej dziki, boję się patrzeć w lustro bo wyglądam jak chodzący trup. Nie widzę dla siebie żadnej przyszłości, przesrałem najlepsze lata swojego życia, i w wieku prawie 25 lat czuję się już stary i niezdolny cokolwiek zmienić. Sięgam pamięcią wstecz i nie pamiętam kiedy byłem szczęśliwy. Mieszkam z rodzicami, którym w dużej mierze "zawdzięczam" zniszczoną psychikę. Mimo wszystkie czuję przed nimi wstyd że mają takiego syna. Inni w tym wieku mają już ułożone życie, a ja? Na codzień czuję jakbym miał czarną dziurę w klatce piersiowej, która ze mnie wysysa życie. Nie mogę normalnie usnąć, a i tak potrafie pół dnia przeleżeć w łóżku. Nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Na studia nie pójdę, nie chcę doić pieniędzy od rodziców, poza tym z moją maturą nie dostane się na dobry kierunek. Praca u nas ciężka i słabo płatna, nawet odłożyć za bardzo nie ma jak, a i tak trudno cokolwiek dostać. Myślałem o wyjeździe, ale nie mam nikogo kto by mi pomógł w wydostaniu się z mojego zadupia, a sam nie dam rady, nie dość że fobia to jeszcze depresja. Myślę często o skończeniu tego żalosnego życia, ale nie chcę dobijać swoich rodziców, wystarczy im że muszą na mnie patrzeć i na to czym się stałem. Sam nie wiem czemu to piszę, nie liczę na żadną pomoc, bo mi się nie da pomóc. Chodziłem do psychiatrów, nawet teraz biorę leki które tylko stępiają ból, ale jestem zepsuty od środka, skazany na męczenie się z samym sobą. Wiem, że tu nie ma lekarstwa, i to mnie przeraża. Jestem jak w klatce bez wyjścia. Łatwo takiemu wrakowi jak ja powiedzieć żeby wziął się za siebie, wyszedł do ludzi, jak dla mnie pójście po bułki do sklepu to już problem. Może chcę tylko się wyżalić komuś w internecie, licząc że ktoś przeczyta i spróbuje chociaż trochę mnie zrozumieć, to chyba nie tak wiele. A nie mam nikogo w prawdziwym życiu komu móglbym się zwierzyć.